Artykuły

Totalny barłóg Lupy

"Poczekalnia.0" w reż. Krystiana Lupy w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Najnowszy spektakl Lupy to barłóg i bohomaz totalny. Nawet jeśli w kontekście pompy Europejskiego Kongresu Kultury zmienia się w złośliwą parodię.

Krystian Lupa nie planował prawdopodobnie ośmieszać Europejskiego Kongresu Kultury. Na doraźne prowokacje szkoda mu zazwyczaj czasu. Gdyby jednak jego najnowszy spektakl "Poczekalnia.0" potraktować poważnie, mogłoby się okazać, że w porównaniu z nim sprawa "pośladków Szczepkowskiej" była tylko prywatnym psikusem, nie środowiskowym skandalem. Chodzi w końcu o projekt, który miał być jednym z najważniejszych wydarzeń programu kulturalnego polskiej prezydencji w Unii Europejskiej.

Tekst zamówiono u Doroty Masłowskiej. Mitologizowany reżyser mentor chciał zaryzykować pracę ze scenariuszem artystki, która, choć na scenie literackiej jest aktywna od wielu lat, ciągle prezentowana jest jako "cudowne dziecko", "enfant terrible" albo "mała chuliganka polskiej literatury". Ten plan się nie powiódł z przyczyn logistycznych, terminowych, ludzkich. Na liście autorów spektaklu Dorota Masłowska pojawia się pod hasłem: "Scenariusza nie napisała, ale była przy poczęciu".

"Poczekalnia.0" pozostała jednak TYM eksperymentem, o którym wszyscy słyszeli i na który wszyscy czekali. Prapremiera odbyła się w dniu, gdy w Hali Stulecia padały słowa Zygmunta Baumana: "Przyszłość politycznej Europy zależy od losu europejskiej kultury". Na inauguracji EKK mnożyły się wezwania do wysiłku i debaty.

Tymczasem w "Poczekalni.0" wszelkie dyskusje o kulturze, duchu, projektach i rozliczeniach przedstawiono jako bezproduktywną rozrywkę ludzi obrażonych i odepchniętych, połączonych jedynie znużeniem i poczuciem "jesteśmy frajerami".

Nocny pociąg zatrzymał się na nieczynnej stacji. Pasażerowie jednego z wagonów poddali się sugestii z megafonów i wysiedli. Pociąg nagle odjechał, unosząc bardziej szczęśliwych podróżnych, którzy nie dali się oszukać komunikatom. Pomazana kiepskim graffiti poczekalnia nie oferuje niczego poza brudnymi krzesłami i barłogiem w kącie. Spać i tak się nie da. Kto zaśnie, może przegapić następny pociąg. W tym przymusowym stanie pozostaje tylko rozmowa. Rozmawiają więc: znudzone małżeństwo (Halina Rasiakówna, Wojciech Ziemiański), lunatyczna staruszka (Krzesisława Dubielówna), dziennikarka wyciągająca przy byle okazji dyktafon lub piersiówkę (Ewa Skibińska), buntownik-pozer (Marcin Czarnik), grupa studentów szkoły teatralnej wracających z pielgrzymki do Oświęcimia.

Przez ponad trzy godziny przesłuchują się, oskarżają, upokarzają. Kompulsywnie opowiadają o wstydliwych historiach z dzieciństwa, by ukryć zawstydzenie sytuacją "tu i teraz". Próbują do czegoś wykorzystać tę sytuację i siebie nawzajem, pragną głębi i magicznych momentów olśnienia. I wpadają w bełkot.

Ta szarpanina jest żałosna i przewidywalna. Nawet nagość, kłótnie o Oświęcim i zakorzenione w biografiach wrocławskich aktorów najbardziej intymne wyznania nie wywołują poczucia, że "ktoś tu narusza tabu". Wszystkie te tabu noszą już ślady zbyt wielu paluchów. Sam Krystian Lupa majstrował przy nich wielokrotnie.

Tym razem konstruuje różne sytuacje graniczne niechlujnie i łobuzersko. Jest jak jeden z zamieszkujących poczekalnię Nocnych Grafficiarzy (Adam Szczyszczaj, Marcin Pępuś), którzy bawią się kosztem grupy rozbitków. Obserwując ich na monitorach w kantorku na zapleczu, komentują ich zachowania, dopowiadają im myśli i intencje, dubbingują sny przysypiających. Czasem wyjdą z ukrycia, by kogoś skompromitować, wykorzystać, uwieść. Ale czy zabawnie jest uwodzić kogoś, kogo życie i tak jest złamane? Kto nawet nie zdziwi się, gdy zostanie odrzucony znudzonym gestem w połowie pocałunku? Przy pewnym poziomie zepsucia i znudzenia nawet pornografia staje się niemożliwa.

W scenografiach Krystiana Lupy przez lata centralne miejsce zajmowały stoły. Od kilku lat coraz więcej przestrzeni zagarniają na scenie barłogi. Ściany, które Lupa kiedyś projektował, były osobnymi wypowiedziami, czasem gromadzonymi później na wystawach. Ostatnio pokrywają się na bieżąco przypadkowymi maźnięciami. Najnowszy spektakl to już barłóg i bohomaz totalny, programowy.

Reżyser w dwóch częściach dyptyku "Persona" (poświęconych Marilyn Monroe i Simone Weil) opowiadał o aktorkach, które odmawiają przyjęcia roli. Tym razem jakby sam odmówił zrobienia spektaklu. Podważył sens wypowiadania się serio w jakiejkolwiek sprawie. Kończenia czegokolwiek. Bo po co? Skoro motywacją do wszelkiego napinania się jest tylko walka z chwilowym, żałosnym wstydem?

W kontekście kongresowej pompy spektakl zmienia się w złośliwą parodię. Prowokuje do dziwnych porównań. Czy gdyby z oficjalnych debat zeskrobać specjalistyczną terminologię i dyplomatyczną poprawność, faktycznie pozostałoby coś więcej niż popiskiwania mówców? W środowisku ludzi cywilizowanych, w sytuacji debaty intelektualnej abstrahuje się od ich charakteru i traum (krzywe nogi, toksyczna matka), które sprawiły, że reprezentuje konkretne poglądy. Krystian Lupa nie abstrahuje. Grzebie w nich. Eksponuje. Tylko co dalej?

Zespół Teatru Polskiego podjął te grę. Większość aktorów stworzyła nawet dobre role. Ewa Skibińska, grająca pijaczkę bez ucieczki w grepsy. Adam Szczyszczaj i Marcin Pępuś - trzeźwi klauni, troskliwi manipulatorzy. Poziom gry nie ma jednak znaczenia, skoro sama konwencja "odgrywania" zostaje skompromitowana.

Z "Poczekalni.0" można wyjść z przekonaniem: co z tego, że Polska w budowie, jeśli ludzkość w rozkładzie. Permanentnym, nieodwracalnym. Można też ostatecznie zrazić się do teatru Lupy. Nikt jak on nie potrafi opowiadać o wstydzie jako źródle większości ludzkich konfliktów i cierpień. Teraz jednak sam zaczął uprawiać bezwstydną reżyserię grafficiarską. I doszedł z tym graffiti do ściany.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji