Artykuły

Może z Polski przywiozę dyrektora dla teatru

Zarząd województwa wciąż nie nominował dyrektora rzeszowskiego teatru. Komisja konkursowa już kilka tygodni temu wskazała Remigiusza Cabana, ale jego kandydatura nie jest wcale oczywista. Pewne jest jedno: drugiego konkursu nie będzie. - Pojadę w Polskę i kogoś przywiozę - taki scenariusz dopuszcza odpowiedzialna za kulturę pani wicemarszałek.

Zarząd województwa podkarpackiego spieszył się z wyborem nowego dyrektora Teatru im. Siemaszkowej w Rzeszowie. Tak przynajmniej deklarowali urzędnicy. Chodziło o to, by nowy dyrektor zdążył zaplanować nowy sezon. Dziś wiadomo już, że szans na to nie ma. Co prawda kilka tygodni temu odbył się konkurs. Komisja wybrała najlepszego, zdaniem jej członków, kandydata. Teraz trwają procedury, zarząd czeka na opinie związków zawodowych i stowarzyszeń artystycznych, ale i tak nie oznacza to wcale, że zaraz po ich otrzymaniu teatr będzie miał nowego dyrektora.

Spośród trzech kandydatów komisja wybrała Remigiusza Cabana, reżysera, który realizuje swoje spektakle głównie w Rzeszowie. W rozmowie z "Gazetą" zapowiedział, że jako dyrektor nie wprowadzałby zmian w rzeszowskim teatrze, bo jego zdaniem instytucja działa dobrze i zmierza we właściwym kierunku, a publiczność jest zadowolona z propozycji rzeszowskiego teatru na czele z jego własnymi realizacjami. To oznacza, że rewolucji nie zamierza przeprowadzać. Czy o to chodziło?

- Program pana Cabana najbardziej podobał się komisji. Jeśli zostanie dyrektorem, będziemy go cisnąć, żeby go realizował. Tylko on obiecywał, że pozostanie przy rozdzieleniu funkcji dyrektora naczelnego i artystycznego. Pozostali dwaj kandydaci chcieli władzy absolutnej - tłumaczy Anna Kowalska, wicemarszałek odpowiedzialna za kulturę. Wyjaśnia, że wskazanie komisji to dopiero pierwszy etap. Czy opinie związków i stowarzyszeń mogą wpłynąć na odrzucenie kandydatury Cabana? - Jeśli będą negatywne - to tak, a jeśli będą pozytywne - to zobaczymy - mówi.

To oznacza tylko tyle, że zarząd wciąż nie wie, co z teatrem począć. Żaden z kandydatów tak naprawdę nie spełniał oczekiwań. Może nie należy więc bać się ponownego ogłoszenia konkursu, ale tym razem bardziej przyłożyć się do jego nagłośnienia? - Drugiego konkursu nie będzie, to strata czasu. Jak będzie trzeba, to pojadę w Polskę i kogoś przywiozę - ucina Kowalska i wyjaśnia: - To nie jest takie proste ściągnąć kogoś do Rzeszowa. Owszem, różni zainteresowani dzwonili do nas, ale stawiali warunki finansowe i wymagają kontraktu na pięć lat, najlepiej razem ze współmałżonkiem. To nie sztuka podpisać pięcioletnią umowę, ale boję się podejmować takich decyzji, bo teatr będzie uwiązany na długi czas. Tu ryzyko jest mniejsze. Mamy możliwość rozwiązania umowy, jeśli dyrektor nie będzie się wywiązywał z przedstawionego nam programu repertuarowego.

Jakiś czas temu sama stwierdziła, że rzeszowski teatr jest prowincjonalny. Czy rządy Cabana dają nadzieję na zmianę tej opinii? - Ten teatr potrzebuje z jednej strony stabilizacji, a z drugiej - świeżej krwi. Może trzeba dać mu szansę? - zastanawia się Kowalska. Zakłada, że sprawa nominacji na dyrektorski stołek rozstrzygnie się do 15 września. Tymczasem teatr o mały włos nie został bez żadnego szefa. Waldemar Matuszewski, dyrektor artystyczny teatru, który także startował w konkursie na fotel naczelnego, chciał odejść, zniechęcony odrzuceniem jego kandydatury. - Porozmawialiśmy i zostaje - mówi wicemarszałek Kowalska.

To na nim więc nadal spoczywa organizowanie repertuaru na nowy sezon. Wrzesień jest już wypełniony. Będą powtórki znanych spektakli i premiera: 10 września w Bóbrce, a 11 - w Rzeszowie widzowie zobaczą "Żar" Czesława Sieńko (rzecz o Ignacym Łukasiewiczu) w reżyserii autora. Letnią przerwę teatr zakończy już 28 sierpnia , na scenie na rzeszowskim Rynku. Teatr przypomni swój najnowszy śpiewany spektakl " Piosenka, Europa i ślub !".

Planuje też kilka wyjazdów: 3 września do słowackich Koszyc z muzycznym spektaklem "Słodkie lata 20., 30...", gdzie rzeszowscy artyści wezmą udział w piątej edycji Festiwalu Teatrów Europy Środkowej, 8 września - do Żarnowca z tym samym spektaklem na VII Polski Festiwal Narodowy na scenie plenerowej z dworkiem Marii Konopnickiej w tle.

15 września rzeszowski teatr wystąpi w Brukseli. Co tam pokaże? W maju, na progu polskiej prezydencji w radzie Unii Europejskiej, dyrektor Matuszewski wymyślił cykl czytania performatywnego zatytułowany "Zaczynamy od Brukseli - nowa dramaturgia krajów Unii Europejskiej". Na początek przygotowano wyjątkowo udaną czytaną wersję sztuki belgijskiej autorki Marie Henry pt. " Tu leży śp. Michele Mercier, lat 52". " Siemaszka" zaprezentuje ją brukselskiej widowni. Swoją obecność tego wieczoru zapowiedziała już autorka. Trwają też przygotowania do premiery "Hamleta" Williama Shakespeare'a w reżyserii Matuszewskiego. Spektakl tworzą artyści dwóch rzeszowskich teatrów: Teatru im. Siemaszkowej oraz Teatru "Maska". Premiera ma otwierać 50. Rzeszowskie Spotkania Teatralne w listopadzie. Matuszewski sięgnął po tłumaczenie Stanisława Barańczaka, a Hamleta zagra gościnnie Marcin Rój, absolwent łódzkiej Filmówki.

***

KOMENTARZ

Magdalena Mach

Przed teatrem szansa na nowe, a przed zarządem województwa - bardzo odpowiedzialne i ważne zadanie: wybrać szefa Teatru im. Siemaszkowej, który popchnie skostniałą instytucję na szersze wody, zaproponuje ambitne, porywające spektakle, o których będzie się dyskutować, doleje świeżej krwi, przewietrzy - jak kto woli. Wybór władza ma taki: albo postawić na Remigiusza Cabana, reżysera znanego z kilku rzeszowskich realizacji, bez żadnego doświadczenia menedżerskiego, ale być może z ciekawymi, choć nierewolucyjnymi pomysłami, albo skusić znane (czytaj: znaczące i z dorobkiem) nazwisko, które da szansę graniczącą z pewnością, że na tej scenie wydarzy się coś ważnego. Czym się kusi znane nazwiska? To proste, choć dla władzy koszmarnie trudne - dobrymi pieniędzmi i kontraktem dającym poczucie bezpieczeństwa. Pieniądze, którymi dysponuje zarząd, są też troszeczkę moje (i pana, i pani też), więc pozwolę sobie na oddanie głosu w tej sprawie: bez wahania wybrałabym to drugie rozwiązanie, bo niczego tak Rzeszów nie potrzebuje jak dolania dobrej jakości oliwy do kulturalnego kotła, żeby w nim zaczęło bulgotać.

Ale zarząd dopuszcza jeszcze trzecie rozwiązanie: łapanka po Polsce. I tego bała bym się chyba najbardziej. Nie wolno zgadzać się na ersatz, bo teatr może stracić kilka lat, zanim doczeka następnej szansy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji