Artykuły

Jak się robi teatr publiczny w Wielkiej Brytanii?

Teatr publiczny: ambitny, tani i kochany przez wszystkich. Utopia? Nie to londyński National Theater - pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej

"West End padnie następny!" - krzyczał jeden z zamaskowanych chuliganów, którzy w weekend wiwatowali wokół podpalonego sklepu w londyńskim Peckham. Rozrywkowe centrum Londynu zwane także "teatrlandem" to wymarzony cel dla tłumów, które od trzech dni plądrują ulice Londynu. Nastawiona na bogatych turystów dzielnica, gdzie w ponad 40 teatrach komercyjnych gości co roku około 13 mln widzów, symbolizuje wszystko, co stare, snobistyczne i konserwatywne. Zupełnie inaczej jest z National Theatre. Ten nowoczesny ośrodek koło mostu Waterloo łączy najlepsze cechy dotowanej instytucji państwowej, sprawnego przedsiębiorstwa i publicznego placu.

Full service leasing

Od kilkudziesięciu lat walczy o zaufanie widzów ze wszystkich grup społecznych. "Narodowy" nie oznacza tu "schludnie opakowanego dziedzictwa warstw rządzących". O jego misji dyrektor artystyczny sir Nicholas Hytner mówi: "Chcemy opowiadać historie, które pokazują zmiany dokonujące się w naszym narodzie. Chcemy prezentować najświeższe raporty z życia niedoreprezentowanych społeczności i generacji". National Theatre to miejsce, które londyńczycy znają, cenią, ale przede wszystkim lubią i uważają za swoje. Gdyby należało wytypować instytucję, która ma największe szanse przetrwać zamieszki, Teatr Narodowy byłby pewnie na szczycie listy.

Urabianie betonu

Różnice między scenami West Endu a NT widać nawet gołym okiem. Ukryte w wiktoriańskich i edwardiańskich kamienicach teatry prywatne przytłaczają i drażnią. Projektantom usiłującym dostosować ciasne wnętrza do potrzeb masowego widza udało się w perwersyjny sposób połączyć przepych i blichtr z całkowitym brakiem komfortu. W całej okolicy nie sposób zaparkować, do niektórych teatrów trudno nawet wejść. Z kolei otwartego w 1976 r. budynku na południowym brzegu Tamizy nie sposób ominąć. Latem można go nawet łatwo pomylić z kawiarnianym ogródkiem lub Undercroft Skate Zone - mieszczącą się kilkadziesiąt metrów dalej miejscówką skate'ów i grafficiarzy.

Skate Park

Leżaki, relaksacyjna muzyka, sztuczna trawa, na której rozkładają się spacerujący nabrzeżem przechodnie. Na każdym poziomie ogólnodostępny bar lub kawiarnia. W otwartym przez cały dzień foyer widocznym z ulicy przez przeszklone ściany projekcje nagrań wybranych spektakli NT. Żadnych kolumn, złoceń, stiuków, ciężkich, zatrzaśniętych drzwi. O prestiżu miejsca przypominają jedynie banery i statua sir Laurence'a Oliviera, założyciela i pierwszego dyrektora teatru w latach 1963-73, który przeszedł do historii dzięki swoim kreacjom szekspirowskim.

Choć Londyńczycy nazywają nieraz obecny budynek teatru zaprojektowany przez Denysa Lasduna w 1976 r. "pomnikiem na cześć betonu", chętnie wylegują się w jego cieniu, organizują w nim firmowe bankiety, konferencje, rodzinne imprezy. To najbardziej "przepuszczalna" bryła betonu w mieście. Dniem i nocą kręcą się po niej tłumy. Niemal wszędzie można wejść. Każdą z trzech sal teatralnych (Olivier, Lyttelton, Cottesloe) i przestrzeni użytkowych można wynająć. Znajdujący się na dachu bar The Deck to jedno z ulubionych miejsc widokowych mieszkańców i przyjezdnych.

"Lubię to!"

Nicholas Hytner od początku swojej dyrekcji w 2003 r. w budowaniu wizerunku sceny dbał zarówno o "branding", jak i o "liking". Sprawił, że NT stał się atrakcyjny dla wielkich przedsiębiorstw i dla "przeciętnego widza".

Utrzymał poziom artystyczny oraz system "20 premier, 1000 spektakli rocznie", ale wprowadzał coraz bardziej ryzykowne propozycje repertuarowe m.in. kontrowersyjne "Jerry Springer - The Opera" o słynnym showmanie skandaliście. Wzbraniał się przed sezonami tematycznymi. Nie korzystał nawet z kuszących dofinansowań na "projekty rocznicowe". Nie robił badań sprawdzających, czego oczekują stali widzowie. Starał się raczej dotrzeć do nowych, potencjalnych odbiorców z komunikatem: "Wasze sprawy też nas obchodzą". To w NT odbyła się prapremiera "Naszej klasy" Tadeusza Słobodzianka, to w tamtejszym Studio (laboratorium młodego dramatu) powstają teksty trafiające później na angielskojęzyczne sceny całego świata.

Szlachetnie najtańszy

Hytner odświeżył publiczność nie tyle generacyjnie, ile "społecznie". W ciągu pierwszych 100 dni jego panowania 31 proc. biletów zostało wykupione przez widzów, którzy nigdy wcześniej nie przekroczyli progu NT.

Szybko przyciągnął inwestora strategicznego, firmę Travelex, dzięki której mógł obniżyć ceny biletów i zorganizować głośny sezon "L10". Bilety za dziesięć funtów okazały się hitem. Hytner wprowadził schemat "10" na stałe (w tej cenie dostępnych jest ponad 100 tys. miejsc rocznie), prasa ekonomiczna okrzyknęła go reformatorem i rewolucjonistą.

Wraz z dyrektorem finansowym Nickiem Starrem rozbudował system edukacyjny, wprowadził inicjatywę The NT's Young Patrons pozwalającą młodym ambitnym dotować teatr w ramach członkostwa w fanklubie. Rozpoczął też cykl "National Theatre Live", w ramach którego w 2009 r. odbyła się transmisja na żywo "Fedry" Racina z Helen Mirren. W 270 salach kinowych na całym świecie zgromadziło się wówczas przed ekranami ponad 50 tys. widzów.

W 2010 r. Hytner znalazł się na 39. pozycji w zestawieniu 100 najbardziej wpływowych ludzi mediów i marketingu dziennika "Guardian" jako ten, który "ofiarował teatr masom".

Oczywiście, NT jest w innej sytuacji niż większość scen West Endu: z 64 mln funtów wydatków jedna trzecią pokrywa brytyjski Art Council. Jednak dotacje publiczne w wyniku kryzysu spadają. Tegoroczna wynosi 18 mln funtów - o 15 proc. mniej niż w poprzednich latach. Najtańsze bilety z puli 125 tys. miejsc dofinansowanych przez Travelex kosztują dziś 12 funtów zamiast sztandarowej "dziesiątki".

Ale brytyjski Narodowy ciągle wyróżnia się nie tyle przystępnością, ile atrakcyjnością.

Wiadomość o zmniejszeniu rządowego wsparcia Hytner powitał oświadczeniem: "W takim razie będziemy prezentować wyłącznie ambitne produkcje". Do końca 2011 r. planuje premiery musicalu autorstwa Tori Amos "Cornflake Girl" opartego na szkockiej XIX-wiecznej bajce "The Light Princess", widowiska o Stalinie "Collaborators" na podstawie scenariusza Johna Hodge'a, scenarzysty "Trainspottingu" i "Płytkiego grobu". A także nowego dramatu Mike'a Leigh. Reżyser "Slumdog Millionaire" Danny Boyle szykuje "Frankensteina" według powieści Mary Shelley.

Finansowy, strategiczny i artystyczny sukces Nicholasa Hytnera może opierać się na pewnym paradoksie. Dyrektor NT od kilkudziesięciu lat nie musi martwić się o pieniądze. Jako 34-latek wyreżyserował "Miss Saigon". Musical podbił Stany i ustawił reżysera finansowo na resztę życia niczym bohatera "Był sobie chłopiec" Nicka Hornby'ego.

Być może właśnie ten luz pozwolił Hytnerowi podejmować decyzje ryzykowne, ale intrygujące.

National to teatr, który nie waha się wołać: "Wspomóż nas!" ("Support us!" głosi jeden z największych napisów na stronie), ale też oferuje wiele w zamian. Londyńczycy nie postrzegają go jako kosztownego monstrum. We wszystkich rankingach popularności instytucji kulturalnych scena sir Nicholasa Hytnera zajmuje pierwsze miejsce. Może rozgrzewać emocje, ale nikomu nie przyjdzie raczej do głowy podkładać pod nią ogień.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji