Artykuły

W blasku gwiazdozbioru

Gdyby panował zwyczaj obwoływania króla Warszawskich Spotkań Teatralnych zostałaby nim zapewne opowieść na jedną noc Andrzeja Wajdy "Z BIEGIEM LAT, Z BIEGIEM DNI". Nie tylko ze względu na czas panowania na scenie - bite siedem i pół godziny, ale i - niezwykłość samego zamysłu.

Oto roztacza się przed nami, z okazałością pawich piór, secesyjny Kraków, z jego zakorzenionymi tradycjami, z jego wielkością i śmiesznością, oglądany fasadowo i od podwórka. Salon mieszczański, oddychający dulszczyzną kontrastuje z atmosferą kawiarni, w której buja swobodna myśl artystyczna, wybuchają ekstrawagancje. Życie przeplata się ze sztuką. Scena mieni się różnymi odcieniami nastrojów, zmiennością tonów, bogatą paletą barw. Dramat, liryka, żart. Trochę sentymentu za tym, co odeszło. I dla równowagi - satyra, ironia, pastisz w spojrzeniu na ten zamknięty już rozdział krakowskiej historii.

No i wielki koncert aktorski. Każdy z bohaterów wnosi swój odrębny klimat.

Jakże cudowne jest chociażby zderzenie - na zasadzie ognia i wody - Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej i Jerzym Radziwiłowiczem, czy też scena zbiorowa ze Stanisławem Przybyszewskim, w którego demoniczną postać przeistacza się Jerzy Święch. Z równą czułością jak do głównych wątków odnosi się reżyser do epizodów, dopieszczając je z lubością zarówno od strony sytuacji scenicznych jak i aktorskich spełnień. Ba! Z takim zespołem, jaki ma Stary Teatr, z takim gwiazdozbiorem można zrobić wszystko.

To przedstawienie będące swego rodzaju sagą rodzinną na przemian wzrusza, skłania do refleksji nad przemijaniem czasu, spraw i ludzi. Rzadko też teatr daje tyło okazji do uśmiechu i wspólnej radości, objawianej spontanicznie na oblężonej widowni Teatru Dramatycznego. Publiczność ani myślała skracać sobie tej długiej uczty teatralnej. Podczas dwóch przerw posilała nadwątlone ciała (gorący bufet!) i z chwilą dzwonka wracała pospiesznie, by nie uronić żadnej ze scen. Stolica rozsmakowała się prawdziwie w urokach tego, z ducha krakowskiego poczętego, widowiska.

Ten sam Stary Teatr zainteresował jeszcze jedną w przeciwieństwie do rozmachu "Z biegiem lat, i biegiem dni", kameralną ascetyczną od strony teatralizacji (tylko stół pokryty zielonym suknem i krzesła) propozycją. Jest to "ŻYCIORYS" Krzysztofa Kieślowskiego.

Przypominamy, że ojcem chrzestnym tego przedstawienia był film pod tym samym tytułem. "Życiorys" należy do tak wyglądanego na scenie nurtu publicystycznego, mocującego się z tematem współczesnym. I to najczulszą jego stroną, jaką jest ocena postępowania drugiego człowieka, różnica punktów widzenia. Charakterystyczne jest zakończenie, nie stawiające kropki nad i, zachęcające po prostu widza do samodzielnych przemyśleń, jako że ludzie nie dzielą się na białe i czarne charaktery. Ton dyskusyjny jest jedną z zalet tego przedstawienia, znowu świetnie zagranego.

Na czoło wysuwa się Jerzy Trela w roli głównego bohatera Gralaka, który odwołuje się do partyjnej teomisji kontroli. Trela imponuje rozległością skali swej sztuki aktorskiej. Ma już w swej galerii portrety biegunowo różne, wymagająca skrajnych dyspozycji psychofizycznych.

Inne kameralne przedstawienie, które znalazło się w repertuarze Spotkań - "NIEPOROZUMIENIE" Alberta Camusa, przywiezione przez Teatr Wybrzeża zaciekawia nie zawartością filozoficzną (tragizm jednostki) i sensacyjnością intrygi, z góry jednak przez autora rozszyfrowanej.

Uznanie budzi w tym przedstawieniu przede wszystkim reżyserska myśl Stanisława Hebanowskiego, którego fascynuje przede wszystkim rysunek wewnętrzny bohaterów, ich portret psychologiczny, atmosfera niepokoju i napięcia. W takim ujęciu przedstawienie zyskuje wymiar metafory o pokrętnych drogach ludzkich dążeń i losów i tragicznych nieporozumieniach (matka i córka mordują swego nie rozpoznanego syna i brata). "Nieporozumienie" jest również sukcesem aktorskim. Przywieziona przez krakowski Teatr Miniatura "CUDZOZIEMKA" Marii Kuncewiczowej niepotrzebnie, wydaje mi się, została rozpisana na glosy, co nadało jej ilustracyjny charakter.

Bardziej byłoby jej do twarzy w Teatrze Jednego Aktora, w Interpretacji samej Anny Lutosławskiej.

Tegoroczne Warszawskie Spotkania udały nam się tylko w połowie. Do tej lepszej połowy należy "SPÓR" Pantomimy Wrocławskiej z całą swoją bujnością plastyczno-ruchową, barwnością i sprawnością aktorsko-mimiczno-taneczną oraz również wrocławska (Teatr Polski) "ŚMIERĆ W STARYCH DEKORACJACH" Tadeusza Różewicza zainscenizowana z wielką wyobraźnią przez Jerzego Grzegorzewskiego. Najmniej szczęścia miał Stanisław Wyspiański.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji