Artykuły

Jaki kraj, tacy celebryci

- Widza nie obchodzi, co myślisz, co czujesz, twoja droga dojścia do efektu. Możesz wołać: "A wiecie, jak się męczyłem!", ale ludzi obchodzi efekt. To za niego kochają cię albo nienawidzą - mówi BORYS SZYC, aktor Teatru Współczesnego w Warszawie.

Rafał Bryndal: Kiedy idziesz na wywiad, to czego się spodziewasz?

Borys Szyc: Interesujących pytań.

A czy inaczej odpowiadasz dziennikarzowi niż dziennikarce?

- Oczywiście, że tak.

Kobiety bardziej czarujesz?

- Zależy, jak wyglądają.

Podrywałeś kiedyś dziennikarkę przeprowadzającą z tobą wywiad?

- Nie wiem, czy to można nazwać podrywem. Lubię zawstydzać dziennikarki.

W jaki sposób?

- Obserwuję, jak patrzy mi w oczy, i zachowuje się swobodnie, a to zawsze onieśmiela.

Patrzysz im w oczy jak teraz mnie?

- Widzę, że na ciebie to też działa.

Wyczuwasz oczywiście, że ktoś się denerwuje?

- Tak, ale czasem sam się denerwuję, gdy na przykład rozmawiam z kimś mądrzejszym od siebie.

Ze mną się nie denerwujesz... A jakie pytania wprowadzają cię w zakłopotanie?

- Wszelkie pytania o życie prywatne irytują mnie i zbijają z pantałyku.

Jesteś, jak to się mówi, rozchwytywany. Film za filmem, serial za serialem. Nie gubisz się w tym?

- Bywam na premierach. A od dbania, żeby dwie moje rzeczy nie weszły równocześnie na ekrany, są producenci i dystrybutorzy.

Teraz wchodzi na ekrany "Kret" z tobą w głównej roli. Jesteś z niego zadowolony?

- Zawsze, gdy biorę udział w jakimś filmie, mam mniejszą lub większą satysfakcję. W tym wypadku miałem większą. To naprawdę dobry film, no i miałem okazję zagrać z Marianem Dzięcielem. To świetny facet. Prawie mnie usynowił. I nie chodzi tylko o to, że gram jego syna, tylko o bardzo dobre relacje między nami.

W "Krecie" jesteś lekarzem?

- To był "Enen". Tu gram syna skompromitowanego działacza "Solidarności", czyli Mariana. A jako esbek występuje Wojciech Pszoniak.

Pewnie liznąłeś trochę historii?

- Peerelowskiej?

Nie tylko. Ostatnio grasz w samych filmach historycznych. Masz jeszcze rolę w tym o wojnie polsko-radzieckiej...

- ..."Bitwa warszawska 1920".

No i o odsieczy wiedeńskiej

- Ten zaś nazywa się "Marco D'Avianno". Tak nazywa się bohater, kapucyn, który jedzie do Wiednia na negocjacje między katolicyzmem a islamem. Widzę, że się nie przygotowałeś... (śmiech).

Szykując takie role, grzebiesz w książkach?

- Tak, naświetlam sobie całe tło, np. szukam opisów życia, zdjęć z epoki, sprawdzam, jak ludzie mówili, jak się poruszali. Wszystko ma znaczenie.

Myślisz, że się inaczej poruszali?

- Z pewnością była inna etykieta, np. nikt nie siadał z nogą na nogę. Tego typu spostrzeżenia są ważne, aczkolwiek dobrze jest czasem to przełamać. Kiedy nagrywaliśmy "Tajemnicę twierdzy szyfrów", Bogusław Wołoszański pienił się, gdy jako esesmani wsadzaliśmy ręce do kieszeni. Mówił, że esesmani tego nigdy nie robili. A mnie się wydaje, że po kilku sznapsach mogli tak się zachowywać.

Czyli czegoś można dowiedzieć, się grając w takich filmach?

- Można. Nie wiem, czy wiesz, że cappuccino nazwali od kapucyna. Przed chwilą zjadłeś croissanta. A rogaliki w kształcie półksiężyca zjadano na znak zwycięstwa nad Turkami.

Powinieneś prowadzić programy z ciekawostkami dla młodzieży.

- Dobra, dobra, mądralo.

A w serialach lubisz grać?

- Głupie pytanie.

Głupie?

- Pewnie. Wszystko zależy od serialu! Jasne, że wolę grać w filmach, ale gdy proponują mi coś dobrego, co będzie się ludziom podobać, to czemu nie?

Aktorstwo to intuicja, wiedza i doświadczenie. W jakich proporcjach?

- Najważniejsza jest intuicja. Robisz coś dobrze, chociaż do końca nie wiesz dlaczego. Jeżeli to idzie w parze z pewnością, że to, co robisz, jest dobre, to jeszcze lepiej. Najgorzej, gdy się wahasz. Aktorzy w zasadzie są intuicyjni. Jest wiele dowcipów o aktorach, którzy nic nie wiedzą, tylko potrzebują czterech uwag: dłużej, szybciej, krócej, wolniej.

A stresy wywołane wątpliwościami miewasz?

- To normalne uczucie towarzyszące twórcom. Pisarz ma dylemat, czy użył dobrego sformułowania, my mamy watpliwości, czy dobrze interpretujemy tekst. A ty...

A ja mam stres, czy nie zapomniałem jakiegoś głupiego pytania.

= No właśnie.

Znasz taki ciągły niepokój, lęk wypalenia?

- Każdy go zna. Taki strach motywuje. Tylko podejmując kolejne wyzwania, możesz go złagodzić. Kantor do tworzenia potrzebował smutku i cierpienia. Innych nakręca euforia.

Nie kojarzysz się ze smutkiem.

- Taka moja rola. Jak śpiewał Freddie Mercury: "Show must go on". Widza nie obchodzi, co myślisz, co czujesz, twoja droga dojścia do efektu. Możesz wołać: "A wiecie, jak się męczyłem!", ale ludzi obchodzi efekt. To za niego kochają cię albo nienawidzą.

A jak kochają, to stajesz się celebrytą. U nas to określenie pejoratywne, ale pochodzi przecież od "celebrate", czyli świętować. To coś pozytywnego.

- No tak, ale spójrz na naszych celebrytów, do których, niestety, też mnie zaliczają. To jak w tym dowcipie: leci facet na lotni i trafia w Pałac Kultury. A pijaczek na dole mówi do kolegi: "Jaki kraj, tacy terroryści ".

A twoi idole? Na kim się wychowałeś?

- Na Michaelu Jacksonie.

Musiałeś przeżyć jego śmierć.

- Tak.

Życie na świeczniku męczy. Zobacz, co się stało z Amy Winehouse.

- Czasami człowiek sam nie może sobie dać rady z tym wszystkim. Ona musiała być cholernie samotna, tak jak Michael był zupełnie sam. Siedział sam z lekarzem w ogromnym domu i czuł pustkę.

A ty jesteś w wieku chrystusowym. Co chciałbyś jeszcze osiągnąć?

Bryndal, przestań zadawać takie idiotyczne pytania.

Dobra. Ale w teatrze będziesz jeszcze grał?

- Tak, i to nie byle co, ale o tym za wcześnie mówić. Gdy będzie pora, tobie powiem pierwszemu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji