Artykuły

"Kordian" we Wrocławiu i Warszawie

PORÓWNAWCZE omówienie obu najnowszych inscenizacji "Kordiana" - warszawskiej i wrocławskiej - nie jest możliwym celem tych notatek. Rzecz będzie o jednej tylko, choć nie kryję, że najbardziej dla mnie istotnej sprawie: stosunku inscenizatorów do właściwej romantycznemu dramatowi dwoistości. Jest bo "Kordian" pamfletem politycznym, dlatego zresztą sztuką nieskończoną, trylogii częścią pierwszą; jest też figurą pewnej historiozofii i jej egzemplifikacją, "Przygotowaniem" i całą resztą, sztuką zatem, która twierdzi i w twierdzeniu tym jest zamknięta, która pokazuje też zastosowania swej tezy, niekończące się, póki trwa stulecie, i przeto w ogóle skończona być nie może.

Figurą historiozofii jest Szatan i Mefistofeles, Nieznajomy i Doktór. Przedmiotem pamfletu jest Car i Wielki Książę, Spiskowcy i Lud warszawski. Historizofia obejmuje stulecie, w którym dla Polaków Bóg złożył ręce, a Szatan ujął koło historii. Pamflet mówi o roku 1829. Historiozofia i pamflet są świadomością Kordiana. Historia i polityka Kordiana niszczą.

Widz drugiej połowy XX wieku rzadko wierzy w szatana, a jeśli nawet, to raczej w małżeńskim łóżku, w narodowej historii. Nie ma jednak powodu, by z tej racji uważał się za bardziej odpornego na metafizyką niż epoka Weltgeistów. Ostatecznie, kiedy mówimy i piszemy "Historia" przez duże H - a mówimy tak i piszemy bardzo często - odwołujemy się również do demona dziejów, który nie jest bynajmniej racjonalny dlatego, że operuje siłami wytwórczymi. W pewnym podobieństwie do epoki późnego romantyzmu, która zniszczyła spadek Oświecenia, nas również dręczy świadomość analityczna: rozpadają się pojęcia i kategorie, "człowiek" jest pod- i nadświadomością, "lud" jest zbitką socjologicznych warstwie. Tak jak tamci, zmęczeni najpierw patosem niszczenia i negacji, potem patosem własnych pieśni - żywimy się sarkazmem i ironią, ale tęsknimy za syntezą. Czy historia przez duże "H" jest na pewno figurą syntezy mniej niż Mefistofeles przedwczesnej?

Kazimierz Dejmek, który wierzy w racjonalizm współczesnej widowni i jej niepodatność na metafizykę, ujął "Przygotowanie" w gruby cudzysłów szopki politycznej i zatarł identyczność wszystkich szatańskich interwencji: wziął Słowackiego pamflet na r. 1829 i dorobił do niego Kazimierza Dejmka pamflet na szatanów Słowackiego dręczących. "Kordian" dwoisty stał się jednolity. I w jednolitości tej okazał się chaosem nie do odczytania: tak właśnie chaotyczną gmatwaniną linii jest rzucony na jedną płaszczyznę plan wielowymiarowego gmachu. Mistyfikacja szatańska nie została rozszyfrowana, przeniknęła tylko w plan akcji, zabarwiając bezsensem działanie ludzi. Albowiem nikt tak łatwo nie pada łupem Szatana, jak ten, kto w jego istnienie nie wierzy.

Krystyna Skuszanka i Jerzy Krasowski zawierzyli raczej wskazanym podobieństwom epoki, oczyścili i spolaryzowali oba plany dramatu. Z "Przygotowania" wyrzucili wszystko, co jest pamfletem politycznym, pozostawiając jedynie szatański zegar dziejów, zidentyfikowali z Mefistofelesem papieską Papugę i Chmurę na Mont Blanc ("Oto Polska, działaj teraz"), Nieznajomego i Strażnika narady spiskowej, Cień wychodzący z komnaty Cara i Doktora ze szpitala wariatów i nawet postać Dozorcy w tymże szpitalu, ostro zadrwili z tych, którzy w szatana nie wierzą, racjonalistów naiwnych. Lecz za to pozbawił wszelkiej aureoli i wszelkiej iluzji postacie pierwszego planu. Już Laura ma tylko wdzięk, już Violetta jest tylko dziewką. Papież nie jest ani groźny, ani groteskowy - jest zmęczonym starcem. Zmęczonym starcem jest Prezes, niepewni, zalęknieni miotają się spiskowcy. Ślepo nienawidzący Lud, zagubiony, gotów jest do wszelkiej nieodpowiedzialności. Nie jest szaleńcem Konstanty, jest zwykłym tępym żołdakiem z żołdackimi fantazjami. I taki sam jest Car, jego partner. Kiedy przez taką scenę przesuwa się milczący Mefistofeles, widownia pojmuje prawdę pamfletu i nieuchronność metafizyki. Co zniszczyło Kordiana i co musiał sobie Kordian na ten temat wymyślić. Demistyfikacja jest całkowita, właśnie dlatego, że mistyfikację pojęto na serio. Z dialektyki przeto pożytek pierwszy. Kordian Gogolewskiego jest pełnym człowiekiem, zagubionym w chaosie. Znakomity aktor poucza nas wszelkimi sposobami aktorskiej sztuki, że w - sytuacji niesłusznej nie ma słusznych działań. Jest to niewątpliwie wniosek racjonalny, godny racjonalistycznego wszechpamfletu. Nie jest to wniosek Słowackiego. Weltgeist poety posiada znak moralny, w przeciwieństwie - bo tu koniec podobieństwa - do naszej Historii: Szatan namawia do złego, Historia jest tylko okrutna. Oznaczona moralnie władza Szatana, choćby długotrwała jak stulecie, ma swój kres: Bóg wzniesie w końcu ręce i nastąpi ósmy dzień tworzenia. Władza historii, amoralna, jest ex definitione niezmienna. Z Szatanem przeto należy i można sensownie walczyć, od Historii trzeba się wymigiwać. Z chaosu racjonalistycznego wszechpamfletu, skonfrontowanego z pełnym, bogatym człowieczeństwem Gogolewskiego snuje się, jak niechciany dym - obojętność. A za nią, jako usprawiedliwienie, refleksja tak znana: bo Historia jest zawsze okrutna. Mistyfikacja demistyfikatorów.

Kordian Hrydzewicza jest słabiutkim chłopcem - i tak z trudem dźwignięta rola, przecież uproszczona. Ponieważ jednak, gdy "oficer znak daje", przezwyciężona jest już wszelka metafizyka, ponieważ liczą się tylko fakty i panuje ziemski porządek, który na ziemi trzeba zmienić - Trzecia Osoba Prologu swym mottem z "Lambra" będzie mogła nadać sens nawet tej nikłej Kordianowej egzystencji, jego myślom, działaniu i klęsce: odwoła się do widowni. Teraz istotnie mądrzejszej o stulecie, o przykład i wzruszenie. Pouczonej o konieczności działań w świecie, w którym zmienne, bo ludzkie, są dni tworzenia... Z dialektyki przeto pożytek drugi.

Inscenizację "Kordiana" Skuszanki i Krasowskiego w Teatrze Polskim we Wrocławiu uważam więc za wielki sukces, na miarę ich nowohuckich "Dziadów". Inscenizację Dejmka w Teatrze Narodowym w Warszawie - za pomyłkę. Przemyślaną wszakże i konsekwentną pomyłkę wybitnego inscenizatora, który po raz pierwszy wziął w ręce obce mu dotąd tworzywo. Przeto, mam nadzieję, pomyłką ku nauce. I rzadko przykry wydaje się pogłos tej pomyłki w ustach dotychczasowych zawsze - cmokierów, którzy doszli do wniosku, że można już Kazimierza Dejmka wygwizdać za wszystkie prawione mu pochlebstwa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji