Artykuły

"Dziady" w Polskim

Nie odważę się napisać rzeczowej, obszernej rozprawy krytycznej o "Dziadach" w Teatrze Polskim. Zresztą ani miejsce, ani czas na to nie pozwalają. A kwitować zdawkową recenzją takiego dzieła nie wypada. Jedno, co mogę zrobić, to podzielić się moimi odczuciami, wątpliwościami, a nawet przykrościami, jakie wyniosłem z tej premiery.

Mam do "Dziadów" stosunek osobisty, jak pewnie większość rodaków. Ten dramat dotyczy nas wszystkich razem i każdego z osobna. Nie wyobrażam sobie, jak można nie zaangażować się w tę sprawę narodową, nie współczuć i nie współmyśleć z poetą. Sądziłem dotąd, że nic mi nie może przeszkodzić w słuchaniu Mickiewicza. Tym razem jednak przeszkodzono przemówić Mickiewiczowi.

Jest oczywiście dla każdego, kto czytał "Dziady" - a zna je większość rodaków - że trzeba do nich wprowadzić pewien racjonalny porządek. Jest to przecie nie zwykły dramat, ale wielki teatralny poemat romantyczny - zawikłany, rozbity na rozmaite wątki i obrazy, gdzie sąsiadują ze sobą ludowy obrzęd i satyryczna piosenka, polityczny dramat epicki z liryczną spowiedzią. Niepodobna grać wszystkiego ani też w takim układzie, jaki nadał tekstowi Mickiewicz - przede wszystkim dlatego, że ma swoje prawa teatr. Ograniczona jest chłonność widza teatralnego, istnieją zasady rozłożenia akcentów dramaturgicznych, których obejść nie można. Potrzebna jest więc logika teatralna. Dobrze jednak byłoby się przychylniej przypatrzeć logice, jaką nadał tekstowi autor. Okazałoby się wówczas może, że jednak scena w więzieniu powinna poprzedzać "Salon Warszawski" i bal u senatora - bo jest to naturalna droga rozszerzania spojrzenia poety od spraw osobistych do ogólnonarodowych. Wykryli to już poloniści. Wiele można zarzucić profesorom, ale dlaczego im się przeciwstawiać, skoro nie ma racjonalnego powodu?

Poloniści, którym wiele można zarzucić, dawno już wykryli jeszcze jedną podstawową prawdę, która ma zasadnicze znaczenie dla interpretacji "Dziadów" - i to właśnie interpretacji teatralnej. Cóż stwierdzili oni, że w "Dziadach" istnieją dwa nurty: jeden realistyczny (np. "Salon Warszawski"), a drugi metafizyczny, fantastyczny (na przykład Część II, choć i tu istnieje silny nurt realistyczny - prawdziwy obrzęd ludowy - i on w konsekwencji w całym utworze przeważa). Ale bez realizmu nie ma odbicia do metafizyki. Nie ma kontrastu, nie ma poezji, nie ma siły emocja, ani napięcia myśl!

Inscenizatorzy "Dziadów" zamienili realizm na symbolizm, i to raczej dość płytki, tani. Nie rozumiem, po co i dlaczego? W "Salonie Warszawskim" pokazano grupę młodzieży patriotycznej realistycznie, a pozostałą część towarzystwa jako kukły, marionetki. Po co? Jeden z najostrzejszych, najbardziej dramatycznych fragmentów utworu zamienił się

w nudną ekspozycję tezy, że śmietanka intelektualna Warszawy składała się wówczas z oportunistów, tchórzy i kolaborantów. Ależ to miał być wniosek, a nie założenie! Opowiadanie kukłom o tragedii ludzi walczących traci sens! Dlaczego w scenie u Nowosilcowa nie ma burzy, która gra tak zasadniczą rolę w akcji? Są za to elektronowe efekty. To nie jest racjonalizacja utworu, ale gmatwanie jasności myśli Mickiewicza. Rozwleczony do niemożliwości menuet... Przykrość.

A scena wywoływania duchów... Najpierw Guślarz pokazuje coś pod sklepieniem sali teatralnej, a potem zjawa wychodzi z koła gromady. A więc są duchy, czy ich nie ma? Czy gromada inscenizuje dla siebie obrzęd ludowy, czy też uczestniczy w misterium sił nadprzyrodzonych? Oba wyjścia są do przyjęcia, ale trzeba się na coś zdecydować. W przeciwnym razie sprawa znów się nieznośnie gmatwa i traci jasność.

I jeszcze jedna rzecz, bardzo nieprzyjemna. Stanisław Jasiukiewicz w roli Gustawa - Konrada... Jest to wartościowy, dobry aktor, którego już raz dziewięć lat temu widzieliśmy w tej samej roli na tej samej scenie, w inscenizacji Aleksandra Bardiniego. Przez te dziewięć lat wszyscy zapewne bardzo się zmieniliśmy. Dziś wydaje mi się. że to nie jest rola dla Jasiukiewicza, który przecież potrafi grać wiele ról bardzo dobrze. Ale nie ma on tej siły wewnętrznej, potrzebnej tutaj - ani w chwilach spokoju, ani w chwilach obłędu. Wszystko gra histerycznie, nerwowo, brak mocy nadrabia manierą. I rozmowa Pustelnika z Księdzem, i zwłaszcza Wielka Improwizacja wypadły bardzo niedobrze.

Podobał mi się Stanisław Zaczyk w roli senatora Nowosilcowa. Ale nie rozumiem, dlaczego był ubrany w strój motocyklisty? Ten jeden kostium wyraźnie odbijał od dobrych pozostałych. Dekoracja Jana Kosińskiego wspaniała, zwłaszcza efektowna w scenie improwizacji.

Słuchając "Dziadów" widać, że jeśli Mickiewicz wyrósł z historii naszego narodu, to dalsze pokolenia wyrosły już w ogromnej części z Mickiewicza. W nim jest już prawie pełnia tego, co nas do dziś prześladuje, i co nas do dziś łączy. Są tam nasze emocje, ale też i nasze myśli. Tak rzadko wraca się do "Dziadów" w teatrze - szkoda, że tym razem Mickiewicz nie przemówił wszystkimi swoimi, i naszymi, uczuciami i myślami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji