Artykuły

Ciemna prężna gałąź

Kto wie, może w "Zaratustrze" Lupa osiągnął takie mistrzostwo scenicznego mętniactwa wielogodzinnego, że dalej czynił będzie już tylko dzieła jasne i krótkie?... Może, ale żarty na bok - pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Na początku było czarne udo Afryki. "Dostało mi się miejsce obok dwumetrowego Murzyna" - wyznaje Krystian Lupa w drukowanym w programie przedstawienia "Zaratustra" [na zdjęciu scena ze spektaklu] sekretnym dzienniczku - "moje uda były nagle dziecinnie małe, moje przedramię jak mdłe ciało gąsienicy - obok ciemnej prężnej gałęzi. Spał cały czas i pachniał Afryką". Na początku było zatem czarne udo Afryki drzemiącej. Czy wtedy, w samolocie, tysiące metrów nad światem, Lupa gustownie pochylał się nad uroczo bliską Afryką i wargami czule trykając włosek na małżowinie - wszeptywał w czarne ucho śpiącej Afryki prastarą kołysankę naszych babek? Gdy w ciszy kokpitu zawisło ciepluchne niczym wełniany kocyk mruczando Lupy: "Aa, lwiątka dwa, szarobure obydwa" - dreszcz marzenia o czym mianowicie smyrgnął po gałęzi ciemnej, a zwłaszcza prężnej? Nie wiadomo. Sekretny dzienniczek milczy w kwestii podobłocznego mruczanda, nie milczy natomiast w sprawie podobłocznego profesjonalizmu Lupy. Tak, nasz największy reżyser teatralny bywa w gotowości bojowej nawet tysiące metrów nad światem. Wsłuchajmy się w piękno gotowości jego...

"Nasze skóry na przedramieniu dotykały się i był to dotyk raz aksamitny, raz atłasowy, raz spotniały - teraz powąchałem to miejsce, którym stykaliśmy się i wciąż jest tam jeszcze ten zapach gorącej Afryki... Stykały się nasze uda - krew płynąca w dwóch ciałach równolegle - musiała się przecież wyczuwać. (...) I tak płynąłem ku Itace z tym człowiekiem, o nagości którego aksamitnej myślałem, współpłynąłem w aksamitnym dotyku... Nie doczeka żadnego Fidiasza! I wtedy nagle pojawiła się ta idea Zaratustry...".

Słowem, z Fidiasza zrobił się Lupa, do tego cały w Nitzschego metafizycznych buraczkach. Taka to była podniebna dziwaczka... Mówiąc klarowniej: na początku "Zaratustry" tkwiło hebanowe udo Czarnego Lądu, który spał. Od niegdysiejszego zachwytu nad drzemiącymi mocami "ciemnej prężnej gałęzi" zaczęło się pięć bitych godzin naszej teatralnej mordęgi dzisiejszej. Ale też nie tylko po to, by korzeni dzieła dociec, krążę wokół sekretniczka Lupy. Tamten Lupy lot w otoczeniu czarnoskórych koszykarzy, był nie tylko dawno spłowiałą inspiracją. Tamten lot był, jest wszystkim.

Zauroczony długim Murzynem - Lupa w efekcie cierpiał. Wyznaje: "Nigdy już się z nim nie zobaczę". Otóż - nie! Stanowczo przedwczesny był to żal, bo mając zwyczaj tkwić na każdym swym przedstawieniu - Lupa długiego Murzyna w istocie widzi co wieczór! I oto sedno naszej mordęgi. Czarne udo śpiącej Afryki to nie tylko inspiracja "Zaratustry". Ono tkwi na początku, na końcu i w środku. Czarne udo śpiącej Afryki zwyczajnie jest "Zaratustrą"! Pojmujcie to, jak chcecie, metaforycznie albo wprost. Obojętne. Najzupełniej obojętne, bo tu nie o udo chodzi, lecz o ciemność.

Kto wie, może w "Zaratustrze" Lupa osiągnął takie mistrzostwo scenicznego mętniactwa wielogodzinnego, że dalej czynił będzie już tylko dzieła jasne i krótkie?... Może, ale żarty na bok. Nie ma co dowcipkować, ale na kanwie metafizycznego łoju "Zaratustry" nie ma też sensu w jakieś rozpacze i bagna najpotężniejszych epitetów popadać. Cóż, to pięciogodzinne czarne udo śpiącej Afryki należy przyjąć ze spokojem człowieka, który już wie, że trzeba umrzeć.

Czarne udo zatem, wszechstronne czarne udo. Najpierw - czarne udo sensu. Ze zdań wyrżniętych z księgi Nietzschego "To rzekł Zaratustra" i ze sztuki Schleefa "Nietzsche. Trylogia", Lupa sklecił bryłę tak mogilną, że gordyjski węzeł to przy niej pikuś. By dowolną frazę szalonego filozofa jako tako pojąć, trzeba móc ją w ciszy 30, może nawet i 100 razy przeczytać, przestudiować, zadumać się! A u Lupy? Nieogarnione frazy - i czarne udo aktorstwa.

Jazgoty nawiedzonych, drżenia warg, oczy przekrwione. Sceniczna histeria tych biednych kapłanów jest już godna kaftana z długimi rękawami. Tu doprawdy nie ma czego analizować. Tu się modlić należy, by nieuchronny wieczór, gdy któryś z aktorskich histeryków Lupy wreszcie zaprezentuje nam strzelisty akt woo-doo i na żywca odgryzie kurze łeb, nastąpił raczej później niż wcześniej. No i uda ostatnie. Czarne uda scenografii i dźwięków.

Metafizyczne labirynty zardzewiałych rur i ściany z tajemnie starych dech. Lupa gdzieś na widowni niepoczytalnie walący pałą w bęben i do mikrofonu skowyczący niczym stary traper Alaski do księżyca. Światło intelektualnie głębokie, bo sine. Niezawodnie nawiedzona aktorka Korzeniak, cała w farbie, jakżeby inaczej, czerwonej, gdyż o krew chodzi. No i jeszcze - że na rodzynku poprzestanę - aktor Święch. Oto na pace małej ciężarówki akwarium z czerwoną cieczą, a w niej Święch, cały oblepiony czarnymi gumkami, co pijawki udają. A z przodu, na miejscu szofera, aktor Józefczak, przebrany za... papieża? Tak. Habemus pretensjonalność!

I oto nadeszła straszna pora pytania: o czym to było? Starego numeru użyję i rzeknę: to było o zielonych, dojrzałych ideach, co wściekle śpią. Ty zaś, teatromanie, pod tę brednię podstaw sobie sens dowolny - i będziesz miał rację, bo "Zaratustra" jest tak mętny, czyli tak głęboki, że jest dokładnie o wszystkim. To cudowne! Choć jednak żal, że Lupa chyba nie umie grać w kosza. Może wtedy idea kompensacji nie pojawiłaby się? Może mag nasz nie musiałby stać się Fidiaszem długiego Murzyna? Cóż, jednak boli, że czarne udo śpiącej Afryki nie było dla Lupy ździebełko łaskawsze.

Narodowy Stary Teatr, Scena Kameralna. "Zaratustra" wg "To rzekł Zaratustra" Friedricha Nietzschego i "Nietzsche. Trylogia" Einara Schleefa. Adaptacja, reżyseria i scenografia Krystian Lupa. Muzyka Paweł Szymański.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji