Artykuły

"Dziady" budzące otuchę

NA afiszu Teatru Współczesnego we Wrocławiu znowu pojawiły się "Dziady" To dobrze. Jak "Pan Tadeusz" powinien być w stałej sprzedaży, tak "Dziady" powinny być stale dostępne publiczności przynajmniej na kilku polskich scenach. Potrzebę takich utworów odkrywa się zwłaszcza w czasach kryzysowych. Z różnych kryzysów najgroźniejsze społecznie są te, które dotykają świadomości, owocując nieporozumieniami i podziałami między ludźmi, zaburzeniami tożsamości, apatią, brakiem wiary w przyszłość. Nie brak współcześnie w Polsce objawów takiego kryzysu. Szczególnie niebezpieczny może okazać się on dla młodzieży. To o niej i dla niej przede wszystkim Mickiewicz napisał "Dziady". Żeby nigdy, w żadnych okolicznościach nie traciła nadziei. Żeby wiedziała, że nic nie jest w społecznym bilansie nadaremno. I żeby pamiętała, iż w ostatecznym rozrachunku świat będzie taki, jakim go ona uczyni. Powołaniem młodości jest "wylatywanie ponad poziomy".

Takie właśnie intencje - dostrzegalne w dramacie - zdają się być wyeksponowane w nowej inscenizacji Kazimierza Brauna, który w epilog spektaklu włączył... "Odę do młodości". Był to efekt nieoczekiwany, ale zupełnie na miejscu: wynika logicznie z całego przedstawienia.

Braun w stosunkowo krótkim okresie dwukrotnie zrealizował "Dziady". Za pierwszym razem, dzieląc przedstawienie na dwa wieczory oraz umiejscowiając je w trzech różnych wnętrzach (Muzeum Architektury, teatr i BWA), pokusił się o wystawienie niemalże całości "Dziadów". Z minimalnymi skrótami tekstowymi, udostępniając publiczności również teksty "Ustępu". "Do przyjaciół Moskali", a nawet niektóre komentarze i objaśnienia poety. Tym razem stworzył dzieło daleko mniej monumentalne, opierając się prawie wyłącznie na części trzeciej i obfitych fragmentach "Ustępu". Jak każdy radykalniejszy zabieg na "Dziadach", tak i ten może wywoływać wątpliwości i spory; nie można mu jednak odmówić przejrzystości, konsekwencji i logiki.

Mickiewicz - czemu nikt nie przeczy - był nie tylko wybitnym poetą ale bardzo mądrym człowiekiem, bystrym obserwatorem, myślicielem i niemalże proroczym wizjonerem. Braun, jak się wydaje, postanowił pójść tropem intelektualnych doświadczeń poety - autora "Dziadów". "Dziady" (mówię o części trzeciej) są jakby dawnym wspomnieniem, dopisanym do świeżo przeżytych doświadczeń carskiego zesłańca. W przedstawieniu Brauna te doświadczenia są "czasem teraźniejszym" sztuki, a dramat, właściwy jakby retrospekcją, przywołaniem przeszłości, postaci przyjaciół, szczególnym właśnie obrządkiem "dziadów".

Droga widza prowadzi więc najpierw do teatralnych "kazamatów", w podziemia sceny, u wejścia do których stoi carski wartownik. Tutaj, pośród maszynerii zapadni, którą nie wiem dlaczego chce się nazwać "katakumbami współczesnej cywilizacji", uczestniczymy w lekcji historii, jaką pomieścił Mickiewicz w tekstach "Ustępu". Choć nie brak w nich emocji i epitetów, jest to lekcja racjonalna. Czyni ona zrozumiałym, co niepojęte było dla Konrada i jego współwięźniów, odosobnionych w klasztorze bazylianów; pokazuje logikę i psychologiczne uwarunkowania systemu carskiej tyranii.

Nie jest ona ani przypadkiem, ani dziełem szatana; jest produktem procesów historycznych, które wspomagają swym duchowym rabostwem nawet jego tragiczne ofiary. W tych okolicznościach dramat Rylejewa, Bestużewa i innych "przyjaciół Moskali" był nieunikniony: w ówczesnym stanie wiadomości ludu skuteczna rewolucja przeciw tyranii była niemożliwa. Zrozumiała zaś się staje, że na obrzeżach imperium gdzie w pobliżu cywilizowanej, choć ślepej Europy, rodziły się różne niebezpieczne dla tyranii wolnościowe idee, a w polityce, opartej na zastraszaniu, ważniejsze było to, żeby kibitki były pełne, od tego, czy wiozą one faktycznych czy tylko fikcyjnych spiskowców.

To wszystko Mickiewicz zrozumiał w genialnym olśnieniu, oglądając Petersburg i kontaktując się z zaprzyjaźnionymi, "Moskalami". W kategoriach chłodnej logiki "Dziady", które dopiero miał napisać, traciły sens.

A jednak trzecia część "Dziadów". powstała. I jest to - jak twierdzą znacznie bardziej kompetentni ode mnie znawcy - najbardziej wnikliwe w światowej dramaturgii studium tyranii z optymistycznymi wnioskami.

W teatrze, po drodze do "świętego" miejsca w "Dziadach", celi, w której Konrad (Krzysztof Bauman) wygłasza Wielką Improwizację, publiczność przechodzi przez dwa salony: warszawski i wileński. Przechodzi przez nie - zwłaszcza przez pierwszy - skrótem. Pomija na przykład Mickiewicza obrachunki z kolegami-poetami. Zapoznaje się natomiast z metodami kreowania i podtrzymywania ducha niewolnictwa u podatnych lub mniej opornych oraz łamania niepokornych. Z "Salonu Warszawskiego" wyeksponowany został zwłaszcza los Cichowskiego i pointujący scenę słynny czterowiersz: "Nasz naród jak lawa

Z wierzchu zimna i twarda, sucha i

plugawa,

Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie

wyziębi;

Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do

głębi."

W "Salonie Wileńskim" zdecydowanie triumfuje zło. Wprawdzie sprawdza się przepowiednia ks. Piotra (Eugeniusz Kujawski) i piorun zabija wrednego Doktora, ale w teatrze słychać kilka piorunów i nie wygląda to na ingerencję Boga, raczej na przypadek.

Do ostatniej części, która chronologicznie powinna być na początku, przechodzimy w kiepskim stanie ducha. Co można przeciwstawić złu, jawiącemu się jako logiczny i skuteczny system? Dziecięcą czystość Zana? Gorącość serca Konrada? Wiarę ks. Lwowicza? "Naiwne" romantyczne:

"Człowieku! gdybyś wiedział, jaka twoja

władza! (...)

Ludzie! każdy z was mógłby, samotny,

więziony,

Myślą i wiarą zwalać i podźwigać trony".

Dobrze to brzmi, tylko nie praktycznie. Jak Mickiewicz mógł coś podobnego napisać po doświadczeniach zawartych w: "Drodze do Rosji", "Przedmieściach stolicy", "Petersburgu", "Pomniku Piotra Wielkiego", "Przeglądzie wojska"? Przeprowadził analizę historyczną, za którą mógłby otrzymać pochwałę od samego Marksa, po czym co wnioskom z niej przeciwstawia? Idealizm młodości?

Otóż Mickiewicz - jeśli wierzyć współczesnej psychologii społecznej - intuicyjnie odkrył pewne prawidłowości regulujące byt społeczny na płaszczyźnie - jak to powiedzieć, by nie brzmiało irracjonalnie? - duchowej. Jego bohaterowie z klasztoru Bazylianów muszą zwyciężyć, choćby w którymś pokoleniu, jeżeli zachowają swoją tożsamość, ów "wewnętrzny ogień", którego "sto lat nie wyziębi". Historię i byt narodów, państw, imperiów stwarzają nie carowie, nie fuhrerzy, lecz całe społeczności, mniej lub bardziej tego świadome. Wartości moralne społeczeństwa jako całości w mniejszym lub większym - lecz istotnym stopniu - uzewnętrzniają się w jakości ich bytu zbiorowego. Jaka jest nasza młodzież i ile ze swoich autentycznych ideałów ocali, taka będzie przyszłość - zda się wyrokować Mickiewicz, wysoko oceniający morale swych współtowarzyszy.

Ten optymizm z "Dziadów", wystawionych w czasach kryzysu, gdy szerzy się pesymizm, akcentuje Braun w swoim przedstawieniu.

"Dziady" są utworem tak uniwersalnym, że w różnych czasach funkcjonują społecznie zgoła odmiennie. To pobudzają dumę, to wyzwalają gniew, to uświadamiają siłę, to wywołują miłosierdzie...

Teraz we Wrocławiu mamy do czynienia z "Dziadami" budzącymi otuchę. Taki walor przedstawienia pozwala mi przymknąć oczy recenzenta, który powinien zgłosić kilka wątpliwości pod adresem współtwórców (przykładowo: wcale mnie tym razem nie zachwycił scenograf Ali Busch). Nie piszę tu jednak recenzji, lecz mały esej, o tyle jednak związany z konkretnym przedstawieniem, ze to właśnie ono, w tym układzie tekstu, kształcie i wykonaniu, pozwoliło mi tak właśnie zobaczyć "Dziady" i ich autora.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji