Artykuły

Umrę otoczona miłością

I tak się stało. Odchodziła, czując, że jest kochana. Spełniona jako kobieta, matka i aktorka. O swoich spotkaniach i pożegnaniu z Darią Trafankowską opowiada Dorota Wellman.

Daria znaczy "utrzymująca dobro". Kiedy ją poznałam, zrozumiałam, jak to wyjątkowe imię do niej pasuje. Ona sama przyznawała publicznie: - Mam niemal ewangeliczną potrzebę, żeby wszystkich godzić i uczyć, by potrafili dostrzegać to, co w innych dobre. Daria. Dla przyjaciół: Dusia.

Spotkanie pierwsze

Umówiona z Duśką na pierwszy wywiad, wspinałam się po schodach starej kamienicy w śródmieściu Warszawy. Daria mieszkała na strychu. Mało miejsca, pełno książek - tak zapamiętałam jej mieszkanie.

Jakieś takie wąskie i długie. Ona je kochała. Niefunkcjonalną rurkę uważała za raj na ziemi. Dopiero niedawno zaczęła wspominać coś o domu, ogrodzie, przestrzeni. Duśka była minimalistką. Nie potrzebowała wiele, nie otaczała się rzeczami, nie dążyła do luksusu. O pieniądzach mawiała, że są jej potrzebne "dla spokoju duszy". Choć spotkałyśmy się pierwszy raz w życiu, poczułam, że ją znam od dawna. Powalała jej otwartość i bezpośredni sposób bycia: - Czegoś się napijesz? Nie mam specjalnego wyboru. Może być herbata?. Nagrywałam dla radia rozmowy o książkach ze znanymi ludźmi. Daria była "czytaczem". Miała pięć książek rozpoczętych jednocześnie, pięć na oku do przeczytania natychmiast. Klasykę i kryminały, babskie powieści i książki naukowe. - Najmilszą rzeczą, jaka może mi się zdarzyć, jest leżenie w łóżku i czytanie. Nie ma większej rozkoszy - mówiła wtedy.

Z rozmowy o książkach przeszłyśmy gładko do wątków o życiu. Daria Trafankowską nie była wówczas na topie, pracowała w Teatrze Powszechnym, mieszkała sama z synem i musiała sobie dawać radę. Po latach wyznawała szczerze: "Bywało, że nie miałam na chleb i idąc ulicą, modliłam się, aby znaleźć pieniądze". Ale wtedy nie narzekała, nie biadoliła. Wspomniała, że ma jakieś długi, że musi od jednych pożyczyć, żeby oddać drugim. - Ale inni to dopiero mają prawdziwe kłopoty - podkreślała. Uśmiechnięta, zaradna. Przy niej nie bałabym się niczego.

Spotkanie drugie

Umówiłyśmy się w programie Klub Radia Zet. Daria przyszła razem z Renatą Berger opowiedzieć o swojej agencji "Axis & Plot", czyli Oś i Intryga. Obie panie założyły agencję, która na początku miała być agencją scenariuszową, a potem przemieniła się wjedną z pierwszych w Polsce agencji fotograficznych. Daria bez żenady opowiadała o swoim zainteresowaniu wiedzą ezoteryczną, o wizytach u wróżek i astrologów. To właśnie numerolog podpowiedział, ile liter ma mieć nazwa agencji, jakie litery muszą się tam koniecznie znaleźć, żeby przedsięwzięcie miało zapewniony sukces. I tak od fotografii doszłyśmy do widzenia przyszłości.

Daria wierzyła w przepowiednie, które zresztą wiele razy się jej spełniały. Mówiła, że choć nie jest przesądna, ma w domu różne talizmany, na szczęście. Wiem, że w czasie choroby nosiła na szyi medalik i serduszko od ukochanego.

Już chora mówiła: - W 1998 roku zaprzyjaźniony wróż powiedział mi: - W 49. roku życia osiągniesz niesamowitą popularność, będzie koło ciebie mnóstwo pieniędzy i będzie się to wiązało z wyjazdem za granicę. Będziesz też otoczona taką miłością, że wielu ci będzie zazdrościć. I to się spełniło - tylko że w innym kontekście, niż myślałam. Mam 49 lat, pieniądze, które ludzie zebrali na moje leczenie. Jestem otoczona miłością. I nigdy nie byłam tak popularna jak dziś...

Spotkania

Spotykałyśmy się potem wiele razy. Nie odmawiała udziału w kolejnych audycjach i programach. Potrafiła mówić na różne tematy. Była wymarzonym gościem dla każdego dziennikarza. Kiedy producent-ka programu Kalina Kuriata-Białek zapraszała ją do rozmowy o odchudzaniu, a nie chciała urazić aktorki bezpośrednim pytaniem o diety i wagę, usłyszała: - Niech się pani nie krępuje. Chodzi o odchudzanie, tak? Pewnie, że przyjdę, odchudzam się całe życie i dopiero teraz mi się udało. Jest się czym chwalić. Na planie serialu Na dobre i na złe prezentowała mi z dumą swoje 18 kilo mniej i kpiła z siebie: - Osiemnaście kilo mniej, a ja niczyja. Kto z tego skorzysta?

Daria była zupełnie nieskażona gwiazdorstwem. Nie pasowała do środowiska aktorskiego, które wysokim mniemaniem o sobie przewyższa nawet największe hollywoodzkie gwiazdy. Kiedyś przyszła na wywiad, a dziennikarz był mocno "pod wpływem". Duśka przez całą rozmowę starała się mu pomóc. Ani przez chwilę nie okazała zniecierpliwienia. Ktoś inny na jej miejscu dawno zrobiłby awanturę. Miała klasę i całe pokłady dobroci. Jej przezwisko Matka Boska Trafankowska nie jest przypadkowe.

Kiedyś Daria przyszła do programu i miała dziwny naszyjnik. Jakieś sznurki i kawałeczki bursztynu. Nie była to piękna biżuteria. Na nasze zdziwione spojrzenia wyjaśniła, że jest to prezent od byłej narzeczonej syna. Nosi go, bo lubiła tę dziewczynę i trochę żałuje, że dzieci się rozstały. A że nie jest ładny, nie ma żadnego znaczenia. Cała Daria: nic na pokaz.

Ostatnie spotkanie

W zeszłym roku Daria została zaproszona do programu Pytanie na śniadanie. Zadzwoniła i bardzo przepraszała, że nie może przyjść. Jest w szpitalu, ma krwotok. Po kilku tygodniach dowiedzieliśmy się, że jest chora na raka. Umówiłyśmy się na rozmowę. Dusia kilka razy nie mogła się ze mną spotkać. W grudniu zeszłego roku ośmieliłam się z nią porozmawiać: -Jak się czujesz?

- Przed chwilą dzwoniły jakieś dwie gazety i pytały mnie o zdrowie. Jestem po terapii immunologicznej. Ale mam dość rozmów o chorobie. Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym.

- A o czym byś chciała?

- O miłości - odpowiedziała szybko. - Jestem kochana i kocham. Umrę otoczona miłością.

- Przestań! Nawet tak nie mów. Podobno byłaś kochliwa?

- Miałam w swoim życiu kilka miłości. Kilku fajnych narzeczonych. Nie podoba mi się, kiedy ludzie mówią, że kochali tylko raz. Kocha się raz, potem drugi i trzeci. Ale czasami kocha się tak bardzo, jak ja dzisiaj.

- Jaki jest Jan?

- Jasiek? Wspaniały, czuły, odpowiedzialny i tak dalej, i tak dalej.

Rozmawiałyśmy o miłości, o jej synu Wicie, o marzeniach. Daria była bardzo dzielna w chorobie. Nie narzekała, nie zajmowała innych swoimi dolegliwościami. Na koncert w Teatrze Powszechnym, który miał wspomóc jej leczenie, przyszli nawet ci, którzy nigdy nie chodzą do teatru, a Darię Trafankowska znali jako siostrę oddziałową ze szpitala w Leśnej Górze. Dlaczego los jest taki wredny? Kiedy Duśka odniosła sukces zawodowy, została doceniona, znalazła miłość - przyszła choroba.

Pożegnanie

Postanowiłyśmy razem z Agatą Młynarską zaprosić Duśkę na telewizyjną Wigilię 2003. Stworzyłyśmy wyjątkowy stół. Mieli przy nim zasiąść Krystyna Kofta, świeżo poślubieni Dorota Chotecka-Pazura i Radek Pazura oraz Dusia. Krystyna wygrała z rakiem. Pazurowie kiedyś otarli się o śmierć, a niedawno przeżywali jego poważny wypadek. Duśka walczyła dzielnie z chorobą. Ten stół miał przynieść pociechę i nadzieję chorym. Czekaliśmy na Duśkę. Wyszliśmy na korytarz przed studiem. W końcu rozpoczęliśmy bez niej. W połowie programu dostałyśmy wiadomość, że Dusia czuje się gorzej i jest w szpitalu. Dla naszych gości miałyśmy w prezencie po zielonym kamieniu na szczęście...

Zielony kamień dla Duśki już na zawsze spocznie w mojej torbie.

Daria, zanim poznała Jana, wyznała: - Mogę zupełnie szczerze powiedzieć, że bardzo brakuje mi miłości. Słyszałam kiedyś rozmowę Jacka Kieżmarskiego z żoną. Ileż w jego słowach było czułości, tkliwości, tęsknoty i szacunku. Z zazdrością pomyślałam, że chciałabym, żeby mnie ktoś tak pokochał.

Daria Trafankowska zmarła w piątek, 9 kwietnia. Miała 50 lat. Była cenioną aktorką teatralną i filmową. Ale miłość i uznanie widzów przyniosła jej rola siostry Danusi w serialu "Na dobre i na złe".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji