Artykuły

To nie te kości, czyli teatr przeciwko sieci

Jeśli na rodzinnym zdjęciu wyśledzisz nieznaną twarz, denerwuje cię polityka kulturalna Arabii Saudyjskiej, a do tego masz własny laptop - uważaj. Być może jesteś o krok od zrobienia spektaklu, który stanie się przebojem festiwali teatralnych na świecie. Internet to ciągle zarówno terra incognita, jak i magazyn narzędzi. Można przed nim ostrzegać, można wykorzystywać. A teatr po prostu nie może nie brać w tym udziału - pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

- Czy wiecie, jak działa system składek emerytalnych dla artystów w krajach arabskich? - pyta Libańczyk Walid Raad. Czy można sobie wyobrazić nudniejszy temat? A jednak gdy artysta kończy swoją godzinną przemowę, widzowie opuszczają salę z zawrotami głowy, jakby wychodzili właśnie z promu kosmicznego. Raad, autor projektu "Scratching on Things I Could Disavow: A History of Art in the Arab World" prezentowanego dziś na większości prestiżowych festiwali teatralnych (m.in. Kunsten Festival des Arts w Brukseli, Wiener Festwochen), potrafi wprawiać w konsternację. Twórca słynnego, choć fikcyjnego kolektywu The Atlas Group miesza konwencję wykładu i prezentacji reklamowej w Power Point, dodaje odrobinę sensacji, poezji i osobistych wyznań, po których można zwątpić w jego zdrowie psychiczne.

- Napisałem na tej ścianie ciąg nazwisk przekazanych mi telepatycznie przez artystów z przyszłości - mówi spokojnie Walid Raad. Jeszcze przed chwilą przytomnie i spójnie opowiadał o inwestycjach kulturalnych w Dubaju oraz o powiązaniach światowego rynku sztuki z izraelskim wywiadem. Pokazywał także miniaturową makietę galerii w Bejrucie, w której miał prezentować instalację poświęconą ofiarom działań wojennych z lat 1975-91. Wystawę przygotował wcześniej w Madrycie, przez lata wahał się, czy pokazywać ją w ciągle rozpalonej konfliktami ojczyźnie.

- W końcu zgodziłem się i przesłałem materiały w formie elektronicznej; zdjęcia, filmy, plany ustawienia ekspozycji - opowiada. - Przyjeżdżam do Bejrutu. Wchodzę do sali. Nie wierzę. Wszystko wydrukowane w skali 1:100. Zamiast wielkich powierzchni; maleńkie znaczki. Czyżby technologiczny chochlik nie chciał, by ofiary walk zostały zobaczone i upamiętnione w Bejrucie?

Abstrakcyjna opowieść o "telepatycznym przekazie z przyszłości" niespodziewanie splata się z historią technologicznego "błędu na łączach". Walid Raad początkowo mówi o "duchu i woli internetu" poważnie, szybko jednak rozbija ten ton ironią. Ujawnia, ile magicznego myślenia nagromadziło się dziś wokół nowych mediów. Pokazuje, jak mistyczne myślenie przenika do sfery, która miała być racjonalna. Której naukowy obiektywizm miała gwarantować obecność maszyn, procedur, standardów naukowych.

Strategia libańskiego twórcy wydaje się nie mieć zbyt wiele wspólnego z teatrem. Jednak to właśnie tego typu projekty budzą w tym roku najwięcej emocji na międzynarodowych przeglądach. Artyści zauważyli, że wraz z rozwojem nowych mediów rozmnożyły się nie tylko tematy i problemy, ale też sposoby "występowania przed publicznością" i zbierania materiałów do spektaklu. Kontekstem i konkurencją dla sztuk wizualnych są już nie tylko kino czy telewizja.

Bądź czujny!

Amatorskie filmy na YouTube przyciągają codziennie miliony widzów. Rośnie popularność sieci TED (Technology, Entertainment, Design), internetowej platformy prezentującej 18-minutowe wykłady najciekawszych intelektualistów naszych czasów. Nawet prowadzony odpowiednio profil na Facebooku może być dziś mini festiwalem czy "kanałem tematycznym", który godzinami można śledzić z zapartym tchem.

Niektórzy artyści obserwujący te zmiany ulegają łatwej fascynacji nowymi możliwościami, inni od razu próbują poddać internetowe show krytyce. Walid Raad, przechodząc gładko od reportażowej, merytorycznej opowieści w abstrakcję, pokazuje, jak łatwo stracić czujność w obliczu treści przekazywanych w formie, którą znamy, lubimy i której ufamy.

Indyjska reżyserka Zuleikha Chaudhari wraz z kolektywem Raqs Media Collective w projekcie "Seen at Secundrabad" (Kunstenfestival, Bruksela) zajęła się zdjęciem wykonanym w 1857 roku po krwawej rebelii w szeregach Brytyjskiej Wschodniej Armii Indyjskiej.

To tak, jakby skomponować spektakl z medialnych dyskusji wokół zdjęcia ze "Złotych żniw" Ireny i Tomasza Grossów (fotografia miała według autorów przedstawiać mieszkańców okolic obozu w Treblince, ale pojawiły się co do tego wątpliwości).

Hinduscy artyści wykorzystali internet do międzynarodowych konsultacji z ośrodkami badawczymi (z biologami, patologami, chemikami) na całym świecie. Pozwoliło im to stwierdzić, że przedstawione na zdjęciu kości nie mogły należeć do rzeczywistych ofiar - były zbyt białe i wyczyszczone. Ktoś zatem podrzucił szkielety jak rekwizyty. Swoje odkrycia opisali w rozdawanych przed spektaklem materiałach, samo widowisko uczynili jednak metaforycznym, poetyckim lamentem nad ludzkimi szczątkami - tymi, których na zdjęciu zabrakło, i tymi, które wykorzystano tak instrumentalnie.

Potraktowali więc sieć nie jako wroga, ale sojusznika w odprawieniu żałoby i rytuału za zmarłych.

Na festiwalach dominuje dziś atmosfera seminarium naukowego. Twórcy badają, jak działają systemy, w których funkcjonujemy, co kryje się za pojęciami. Przejęli odpowiedzialność za dziennikarzy, teoretyków, organy ścigania, pracowników socjalnych. Ich głównym celem jest coraz częściej "sieć" - krytykowana, ale też wykorzystywana do tworzenia projektów.

Nel i polskie kolonie

W Polsce pionierski pod względem tego typu projektów jest jak zwykle Teatr Dramatyczny w Wałbrzychu. 11 czerwca odbyła się tam premiera "W pustyni i w puszczy" [na zdjęciu] Bartosza Frąckowiaka i Weroniki Szczawińskiej.

Artyści stworzyli scenariusz, korzystając z materiałów, komentarzy i dyskusji, jakie od wielu miesięcy wypełniały ich blog Jądro Ciemności. Inspirowali się z przypadkowymi "trafieniami" i odkryciami, jakich dokonywali dzięki internetowym wyszukiwarkom. W procesie prób posługiwali się nie tylko "wskazówkami reżyserskimi", ale też np. filmikami z YouTube, by lepiej oddać jakąś poszukiwaną emocję czy nastrój. Powstał spektakl opowiadający nie tylko o legendarnej parze Staś-Nel i o polskich zapędach kolonialnych, ale też o możliwościach, jakie stwarza sieć.

Internet to ciągle zarówno terra incognita, jak i magazyn narzędzi. Można przed nim ostrzegać, można wykorzystywać do archiwizacji, upamiętniania, prowadzenia badań, a nawet odprawiania rytuałów. A teatr po prostu nie może nie brać w tym udziału.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji