Artykuły

Poetyka tłumu

Na instalację składa się kilka rozproszonych w przestrzeni stanowisk. Ludzi najbardziej zajmują te, które osobiście angażują widza, gdzie performerzy wchodzą w interakcje - o "TRAGEDIE! Un poeme" Deuxieme Groupe d'Intervention, prezentowanym na XXI maltafestival poznań pisze Paulina Danecka z Nowej Siły Krytycznej.

"Tragedie! Un poeme", francuska instalacja międzyludzka na ulicy Księcia Józefa, stopniowo opanowywała początkowo zdezorientowany tłum - włączała do działania, budowała wspólnotę w oparciu o kilka prostych czynności - przytulanie, próbę mówienia do człowieka w jego ojczystym języku, tworzenie korowodu, zachęcanie do wspólnego śpiewania. Na dnie chęci uczestnictwa czaiło się pytanie, świadczące chyba o braku zaufania: do czego chcą mnie użyć? Czy lalka, którą właśnie przytulam, nie spłonie zaraz na stosie jak większość ślicznych czerwonych koszul, niesionych przez ochotników w kierunku ogniska? Te koszule to przywołani w opisie zdarzenia, poddawani molestowaniu i dyktaturze biedacy. A ochotnicy niosą je dziarsko i prężnie. Co może symbolizować ogień? Spalanie, scalanie, ale też śmierć na stosie - symbol wykluczania i prześladowania mniejszości religijnych i seksualnych.

Fascynująca jest podwójna, wywrotowa symbolika i jej interpretacja, odwołująca się do ludzkich uczuć i decyzji, do rozsądku w wykorzystaniu różnych mediów - na pożytek lub na nieszczęście człowieka. Tymi samymi rękoma, wychodząc od podobnego gestu, można przytulić i zadusić, przy użyciu języka: obrazić lub podnieść na duchu, obrazem zaś: wiernie ilustrować lub przepoczwarzać. Należy pamiętać, że człowiek nasiąka przekazem i - jeśli treści epatują agresją - nigdy nie wiadomo, w jakim kierunku popłyną interpretacje: w stronę przepracowania, czy fascynacji negatywnym wzorcem? Przekaz medialny zakorzenia się i uaktywnia w odbiorcy w różnych momentach życia, często poza ramami sztuki. Źle dobrane natężenie bodźców znieczula zamiast uczulać na problem - widz stosuje wobec nich mechanizmy obronne: bagatelizuje, wypiera, przeczy. Najgroźniejszym z mediów wydaje się obraz, który sytuując się w psychice jako migawki, często działa poza kontekstem i poza świadomością widza. Oto ambiwalencja zastosowania i działania mediów. Podobnie z tłumem - w którym cieplej, czasami wesoło, ale w momencie zawężania przestrzeni i najmniejszego niebezpieczeństwa: groźnie i gorąco. Podobnie z człowiekiem, który za jednym razem podaje nam filiżankę, za następnym zaś roztrzaskuje ją tuż przed naszym nosem. Lęk przed tym drugim bywa silniejszy niż chęć uczestnictwa.

Na instalację składa się kilka rozproszonych w przestrzeni stanowisk. Wokół każdego z nich gromadzi się tłum, po czym migruje do kolejnych. Najbardziej zajmują te, które osobiście angażują widza, gdzie performerzy wchodzą w interakcję. Na krótkim odcinku asfaltu kobieta i dziesiątki nagich, plastikowych lalek - obraz psychodeliczny - jej krzyk. Po chwili ta sama kobieta przytulająca dzieci i staruszki - zwyczajnie i serdecznie, oddająca im swoje lalki, zachęcająca do dotyku i czułości - zaprasza do zabawy i myślenia. Jak matka zachęca do bliskości, jak matka ma władzę nad swoimi podopiecznymi. Tylko od niej zależy, jak wykorzysta swoje możliwości - zacznie budować w oparciu o wytworzoną interakcję czy odstraszy ekscentrycznym zachowaniem? Póki stoję obok, proces trwa - kolejne osoby przytulają lalki, po czym formują długi, leżący korowód. Kilkanaście osób. Chwilowe poczucie wspólnoty - czy to coś zmieni, jeśli stwierdzę, że jej spoiwem jest ciekawość? Potem przechodzę dalej.

Pojedynczy aktorzy potykają się w tłumie - i znów podwójność reakcji: czy osoba, która właśnie przewraca się obok to aktor, a może ktoś nagle zasłabł, może należy pomóc? Nie zaobserwowałam reakcji drugiego typu - dystans względem ciała aktora, a może bardziej ciała niestabilnego, które: pełza, potyka się i brudzi, uwidaczniał się w odrętwieniu osób, z którymi próbowano wchodzić w interakcję. Jak sobie poradzić z takim ciałem, jak reagować? Aktorom sięgającym bruku robiono setki zdjęć - na pamiątkę, na sensację? - bez sensu. Aparat jako zasłona twarzy, kurtyna jako zasłona życia - potęgują dystans i wrażenie bycia jedynie widzem, krzyczą: to tylko sztuka, zróbmy temu zdjęcie!

Tylko po co?! Po co te wszystkie obrazy, ich powielanie i przetwarzanie? Ku przestrodze, ku zastanowieniu, ku pamięci? Czy to działa, w jakim kierunku to zmierza? Co mówi o festiwalu jego idiom? - kim są Wykluczeni na Malcie? Symulacją! Proponowane spektakle mają obrazować problem, kreować sytuacje zajmowania się nim. Umieszczają go w ramach abstrakcji i sztuki - jako obiekt do studiów, nie współczucia. Przedmiot sztuki, nie życia.

"Tragedie! Un poeme" było piękne - pełne pięknych, a przecież okrutnych obrazów , na które można się było wreszcie napatrzyć - jak nie wypada patrzeć na ludzką nędzę i upodlenie w sytuacjach codziennych, w których lepiej nie patrzeć, by nie zostać włączonym w krąg problemu. Teatr to warunki laboratoryjne: sterylne - wyjęcie z naturalnego kontekstu, włączenie w obręb sztuki, a więc wyjęcie, wykluczenie z życia. Czy zjawisko takie - załóżmy nawet, że w warunkach teatralnych, z całym teatralnym współczuciem przepracowane, można na powrót włączyć do pierwotnego środowiska, z którego zostało wyjęte? Czy nie będzie wtedy podwójnie obce - obce już tam i obce ciągle tu? Teatr posiada możliwość społecznych interwencji, czy pociąga ona za sobą jakiekolwiek zmiany? Nie sądzę.

Jako widz, czuję się niezręcznie zarówno z moim współczuciem, jak i z jego brakiem. Czuję się zapędzona w pułapkę: spojrzenie estetyzujące kłóci się z ludzkim odruchem. Na koniec bawi mnie nawet samo słowo: ludzki - jeśli go użyję, sama na kontrze powołam kategorię: nieludzki - wykluczę.

Myślę o wykluczonych, których się włącza na moment do mainstreamu - jako problem, eksponat, Innego. O tym, że się ich próbuje rozumieć, a jednak ciągle nie lubi. O tym, jak się boi przedłużającego spektaklu, spektaklu zbyt bliskiego życiu: głośnego, epatującego przemocą lub irytująca stagnacją i bezradnością ofiary: zbyt bliskiego spotkania z mordercą, transwestytą, bezdomnym - spotkania zmysłowego - przez dotyk, nie zaś na płaszczyźnie konstruowania go w oczach widza i oswajania. Myślę o momencie opuszczania przestrzeni przedstawienia, o klubie festiwalowym, gdzie aktorzy zdejmują maski, wraca im zwyczajna koordynacja ruchowa - dopiero tu jest wspólnota - beztroska. Bawimy się razem na festiwalu, szczęśliwie tak niewiele nas różni, a te minimalne odchylenia w preferencjach dodają nam smaku. A na rogu stoi bezdomny i nikt go nie widzi - bo ciemno, bo spektakl się skończył.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji