Artykuły

Jak wam się podoba

PRO: Dwoistość natury

Nie jestem zwolennikiem wystawiania Hamleta w dżinsach, dla podkreślenia, że jest on bohaterem współczesnym. Z mieszanymi odczuciami przyjąłem więc sensacyjne wieści, dobiegające od pewnego czasu z Teatru Dramatycznego, że szykuje się tam premiera "Jak wam się podoba", w której aktorzy będą paradować po scenie w martensach i skórzanych kurtkach. Mogło to bowiem wskazywać, że (podobnie jak przed kilku miesiącami w "Pokojówkach") zamiast interesującego teatru będzie niekonwencjonalny pokaz mody. Spektakl Piotra Cieślaka nie potwierdził na szczęście tych obaw. Kluczem do realizacji tej premiery była z pewnością słynna książka Jana Kotta "Szekspir współczesny".

Szekspirowski Las Ardeński to owa arkadia, kraina nierealna, zrodzona z rozczarowań do normalnego życia. Tam niczym Robin Hood żyje prawowity władca, podstępnie pozbawiony tronu przez swego młodszego brata. Na ucieczkę w krainę utopii decydują się ci wszyscy, którzy nie potrafią znaleźć swego miejsca w brutalnej rzeczywistości.

W Lesie Ardeńskim życie toczy się innym rytmem. W pewnym momencie jednak granice między realnością i iluzją, między przedmiotem a jego odbiciem powoli się zatracają.

"Cały świat to scena, a ludzie na nim, to tylko aktorzy. Każdy z nich wchodzi na scenę i znika. A kiedy na niej jest, gra różne role, w siedmioaktowym dramacie żywota" - mówi Jakub, towarzysz wygnanego księcia, niegdyś rozpustnik, dziś melancholijny filozof. Cieślak doskonale wyczuł nie tylko umowność tego utworu, ale i pewną dwoistość natury ludzkiej. W tym spektaklu wielu aktorów gra zarówno postacie z "ciemnej rzeczywistości", jak i swe przeciwieństwa z krainy arkadii. Nie tylko Maja Ostaszewska z delikatnej i zakochanej po uszy Rozalindy musi stać się twardym, a czasem bezwzględnymi Ganimedem. Także Adam Ferency, wcielający się na początku w krwiożerczego i pozbawionego cech ludzkich Fryderyka, przemienia się w drugiej części w pełnego dobroci i szlachetności wygnanego księcia. Wyjątkiem od tej reguły jest oczywiście błazen Lakmus, który do końca pozostaje sobą, bo jak pisał Jan Kott: "Świat ze wszystkich robi błaznów. Poza błaznami. Oni jedni spod powszechnej błazenady uciekli pod błazeńską czapkę".

Niektóre postacie odbijają się w różnych lustrach. Febe jest przecież brzydka dla Rozalindy, co nie przeszkadza jej być przedmiotem westchnień Sylwiusza.

Spektakl Piotra Cieślaka atmosferą przypomina granego tu od kilku sezonów z powodzeniem "Hamleta" w reżyserii Andrzeja Domalika. Myślę, że tak jak tamten "Hamlet", tak i ten spektakl trafił w swój czas i cieszyć się będzie uznaniem młodych widzów. Cieślak dał w nim szansę niedawno pozyskanej dla teatru młodzieży aktorskiej. Przede wszystkim Mai Ostaszewskiej, Waldemarowi Barwińskiemu, Sławomirowi Grzymkowskiemu, Agacie Kuleszy, Nataszy Sierockiej. I trzeba przyznać z radością, że wielu z nich tę szansę wykorzystało.

Jan Bończa-Szabłowski

KONTRA: Uśmiech zamiera

Współczesna wersja "Jak wam się podoba" Williama Szekspira w warszawskim Teatrze Dramatycznym zmieniła jedną z najbardziej wyrafinowanych komedii renesansu w ponury dramat egzystencjalny.

Chyba obawiano się reakcji publiczności, skoro epilog, w którym Rozalinda zachęca widzów: "pokażcie mi chociaż na pożegnanie brawami, jak wam się podoba", został przezornie usunięty.

Reakcje publiczności mówią zaś same za siebie. W pierwszej części komedii nie śmieje się właściwie nikt, w drugiej z rzadka tu i ówdzie pobrzmiewają niepewne chichoty. Pod koniec sztuki słychać śmiech, owszem, ale brzmi on dość histerycznie.

Zamiast epilogu Rozalinda pyta nieprzytomnie: "Śniło mi się coś? Która godzina?" - jakby była postacią z innej sztuki. I rzeczywiście uniwersalna czerń sceny - przywodząca na myśl raczej piekło Sartre'a niż arkadię - mogłaby stanowić tło do tak ponurych tragedii egzystencjalnych jak "Król Lear" czy dramaty Becketta. Scenografia niezwykłe oszczędna - nie ma choćby kawałka drzewa, na którym zbłąkani szekspirowscy kochankowie zwykli zapisywać sonety.

Braki (a raczej brak) scenografii i epilogu można wytłumaczyć generalnie nihilistyczną koncepcją inscenizacji, trudno jednak zrozumieć, czym kierował się reżyser dobierając tak młodą obsadę. Obecność młodzieży teatralnej byłaby całkowicie usprawiedliwiona, gdyby sztukę tę czytać jako sztukę o miłości, tak jak zamierzał autor. W spektaklu Piotra Cieślaka brak jednak lekkości i humoru dworskiego teatru elżbietańskiego.

Celia (Agata Kulesza) i Rozalinda (Maja Ostaszewska) tworzą parę wyszczekanych, cynicznych feministek z wyższych sfer, które wplątują się w transseksualną maskaradę. Rozalinda (słynny szekspirolog, prof. Jan Kott wyraźnie podkreśla w "Szekspirze współczesnym", że w czasach Szekspira grywał ją chłopiec) przebiera się za chłopca, Ganimeda (w renesansie imię to symbolizowało pederastę), by w Lesie Ardeńskim znowu uwodzić Orlanda udając jego ukochaną Rozalindę. Orlando (Waldemar Barwiński) jest delikatnym narcyzem z trudem nadążającym za knowaniami "wyzwolonych" dziewcząt. Miłość sielsko-pasterska poczciwego Syiwiusza (Sebastian Konrad) do chimerycznej Febe (Małgorzata Kożuchowska) jest śmieszna jedynie dzięki swej bezpretensjonalnosa w zestawieniu ze sztucznym wyrafinowaniem romansu "wyższych sfer". W końcu postacią komiczną z założenia pozostaje błazen Lakmus (Jarosław Gajewski), który postanawia zejść na dobrą drogę żeniąc się z wesołą wieśniaczką, Anielką (Ewa Telega). Jego dowcipy są jednak dowcipami zawodowca. Zaś przepełniony goryczą Jakub (Mariusz Bonaszewski), który marzy o karierze błazna, w tej wersji jest jedynie ponurym filozofem.

Szekspir nie byłby zadowolony.

Barbara Skuza

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji