Artykuły

Wykluczeni o wykluczonych

Bohaterami są ludzie w różny sposób doświadczeni przez los. Chciałabym posłuchać, co mają mi do powiedzenia osoby, które zazwyczaj omijam szerokim łukiem. - o spektaklu "Indaxu" Grupy Wizyjnej Dżak Nikolson z Poznaniu w reż. Kamila Hajdukiewicza prezentowanym na XXI maltafestival poznań pisze Agnieszka Serlikowska z Nowej Siły Krytycznej.

Motyw przewodni tegorocznej Malty to "Wykluczeni". Chyba nic nie wpisuje się lepiej w to hasło niż spektakl stworzony przez bezdomnych i opowiadający o ludziach odrzuconych społecznie. Taki projekt - tajemniczo zatytułowany - "Indaxu" - przedstawiła podczas drugiego dnia festiwalu Grupa Wizyjna Dżak Nikolson z Ośrodka dla Bezdomnych nr 1 w Poznaniu.

Grupa Wizyjna Dżak Nikolson prowadzona przez pedagoga Kamila Hajdukiewicza to grupa teatroterapii, która realizuje ideę wspomagania wyjścia z bezdomności poprzez uczestnictwo w projektach artystycznych. "Indaxu" nie jest pierwszym spektaklem zespołu, nie jest również jego debiutem na Malcie. Warto zwrócić uwagę, że w 2006 roku prezentowane przez grupę w ramach Malta-Off "Przebudzenie" otrzymało nagrodę Offeusza przyznawaną przez festiwalową publiczność.

W tym świetle tym bardziej zastanawia mnie "Indaxu". Nie widziałam poprzednich spektakli zespołu, z ich projektem spotkałam się po raz pierwszy podczas tegorocznego festiwalu - prawdopodobnie jak większość obecnych na widowni. Sądząc po naszych reakcjach, "Indaxu" wywołuje bardzo mieszane uczucia. Bynajmniej nie wobec aktorów-amatorów, którzy wzięli udział w przedsięwzięciu, wkładając w nie całe swoje serce, ale wobec pomysłów reżysera, Kamila Hajdukiewicza.

Według opisu spektaklu, Indaxu to duch żyjący na przystankach komunikacji miejskiej, który wysłuchuje historii pasażerów, a potem udziela im wsparcia, śpiewając piosenki zmieniające ich postępowanie. Trudno zauważyć to w spektaklu. "Indaxu" to raczej seria mocno banalnych etiud o ludziach zepchniętych na margines - byłego ubeka, leżącego na przystanku pijaka, dziewczyny z patologicznej rodziny. Ich monologi przeplatane są poetyckimi kawałkami wykonywanymi przez niewidomego gitarzystę (kompozycje własne aktora Mieczysława Hemmerlinga). Na dokładkę melodiom towarzyszą wyświetlane na ekranie filmy - produkcje autorskie grupy.

Spektakl oparty jest na schemacie piosenka- film-monolog. Melancholijne melodie ulicznego gitarzysty są proste, ale piękne w swojej surowości. Efekt psują niestety wyświetlane w tle sceny z poznańskich ulic, filmowane za pomocą nisko osadzonej kamery, które tylko odwracają uwagę od tekstów i nie bardzo do nich pasują - jak mini etiuda o gołębiu. Fragmenty muzyczne przeplatają monologi. Opowieści o odrzuceniu, alkoholizmie, trudnej opiece nad ojcem są prawdziwe tylko w tych krótkich momentach, w których bohaterowie opowiadają o stracie, beznadziejności, bólu. Gdy zaczynają szukać przyczyn swojej sytuacji, prowadzić refleksje na temat kondycji świata - robi się banalnie, za dużo w tym frazesów - jak w scenie, gdy kochająca wszystkie stworzenia ekolożka napotyka na swoim ulubionym przystanku pijaka, którego się brzydzi.

Zastanawiam się, czy nie można było zrobić tego spektaklu inaczej. Terapia poprzez teatr z pewnością jest bardzo ważna, natomiast w momencie prezentowania projektu szerszej publiczności, trzeba spojrzeć na "Indaxu" z perspektywy widza. Na scenie otrzymują głos ludzie, których - nie ukrywajmy - zazwyczaj się nie słucha, wręcz unika. Czy dla organizatorów Festiwalu bezdomni są jedynie puzzlem pasującym do układanego idiomu, czy interesującą niszą? - w momencie oglądania spektaklu mało mnie to obchodziło. Bohaterami "Indaxu" są ludzie w różny sposób doświadczeni przez los. Chciałabym posłuchać, co mają mi do powiedzenia osoby, które zazwyczaj omijam szerokim łukiem. Interesuje mnie zestawienie mnie - młodego, lekko pretensjonalnego widza "Malty" z doświadczeniami idiomowych wykluczonych. Tymczasem reżyser wkłada w usta aktorów-amatorów frazesy, długie filozoficzne monologi - które są ciężkie i brzmią - choć trudno w to uwierzyć - nieprawdziwie. Za wszelką cenę sili się na wydumaną poetykę. Czy zamiast opowieści o duchu żyjącym na przystanku komunikacji miejskiej nie wystarczyłby niewidomy bard i ludzkie dramaty?

Na zakończenie spektaklu, podczas ukłonów na scenę wyszli występujący w spektaklu aktorzy-amatorzy. Niemy, niewidomy gitarzysta i kompozytor, dwóch starszych mężczyzn i młoda dziewczyna w momencie oklasków stali się dla mnie bohaterami, których chciałabym oglądać. Szkoda, że reżyser nie dał mi na to szansy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji