Artykuły

Wybrzeże Sztuki na półmetku

IV Festiwal Wybrzeże Sztuki w Gdańsku. Pisze Łukasz Rudziński na portalu trójmiasto.pl.

Cztery spektakle zaprezentowane przez pierwszy tydzień Festiwalu Wybrzeża Sztuki reprezentują różne sposoby patrzenia na teatr i mieszczą się w zupełnie różnych stylistykach i konwencjach. Najbardziej wyczekiwany spektakl festiwalu wciąż jednak przed nami.

Festiwal zainaugurowało przedstawienie "Koza, albo kim jest Sylwia?" Och-Teatru w Warszawie, drugiej sceny Teatry Polonia w Warszawie. Spektakl porusza problem autsajdera i dewianta, który decyduje się przyznać do swojej inności, czym wywołuje wstrząs w życiu najbliższych, nieświadomych praktyk statecznego, porządnego i cenionego przez wszystkich ojca, męża i przyjaciela. Nic dziwnego, bowiem Martin ma przypadłość dosyć osobliwą - kocha kozę, którą nazwał Sylwia - i ona też go kocha, jak zapewnia. Nie przestał za to kochać swojej żony, ale "kocha je tak samo mocno" - jak odważnie deklaruje. Z tak cudacznym scenariuszem spektakl wyreżyserowany przez Kasię Adamik i Olgę Chajdas nie miał wielu szans na powodzenie. Zwłaszcza, że wspomniana reżyseria mocno kuleje, bo reżyserki brną w psychologizm zamiast poszukać groteski i ironii w tym niezwykle ryzykownym tekście.

Spektakl dało się obejrzeć tylko dzięki niezłej grze aktorskiej, zwłaszcza Piotra Machalicy, który kreuje zbolałego, zagubionego, nieobecnego i stłamszonego safandułę. Skromnymi środkami buduje wiarygodną postać odmieńca i nie waha się wypowiadać grafomańskich tekstów z przekonaniem. Lepsze i gorsze momenty miewa Maria Seweryn, chociaż postać miotającej się, sfrustrowanej i załamanej nietypową zdradą męża Stevie to gotowy materiał na scenę z niezłego dramatu obyczajowego. Efekt psuje wyjątkowo sztuczny Radosław Jamroż w roli ich syna - Billy'ego. To, niestety, realizacja nieudana. Niestety, bo nawet z tego tekstu dałoby się "wycisnąć" znacznie więcej.

Do zupełnie innego teatralnego świata zaprasza Maja Kleczewska w swoim najbardziej radykalnym spektaklu - "Babel" według tekstu Elfriede Jelinek. Utwory Jelinek są wyzwaniem dla każdego realizatora - to strumienie słów i sensów, nie ograniczane żadnym podziałem czy konstrukcją. Kleczewska z "Babla" wybrała kilka motywów przewodnich: wieloznaczną, skomplikowaną relację: matka - syn; wojnę; terroryzm; śmierć. Każdy z nich prezentuje reżyserka wyjątkowo drastycznie (nie unikając brutalnych obrazów - korridy w tle sceny podczas finałowego anty-wojennego recitalu, wizyt matek w prosektorium w "odwiedzinach" u swoich zmarłych synów, wprowadzenia fascynacji erotycznych na linii matka-syn, chorobliwej zazdrości czy kompulsywnej agresji).

To spektakl epatujący brzydotą, brudem, syfem i moralną zgnilizną. Reżyserka funduje sens okrucieństwa i obrzydliwości, poparty klarownym przekazem intelektualnym. To forma teatralnego eseju, inaczej niż u Lupy czy Warlikowskiego, nie będący formą poetyckiej kontemplacji. Kleczewską stawia na brutalizm - zawsze chętnie sięgała po niego w komponowaniu określonych scen (m.in. w "Makbecie", "Śnie nocy letniej", "Opowieściach Lasku Wiedeńskiego", "Płatonowie"), tym razem wpisuje go w strukturę opartego na radykalnych przekonaniach Jelinek świata spektaklu. Jednak taki teatr nie miałby szans powodzenia gdyby nie świetne, zespołowe, bardzo odważne aktorstwo Teatru Polskiego w Bydgoszczy - jednego z najlepszych obecnie zespołów aktorskich w kraju.

"Babel" rozpada się, tak jak twórczość Jelinek, na szereg tropów, sekwencji i scen spajanych w całość myślą przewodnią - głębokim sprzeciwem wobec brutalności i znieczulicy, które nas otaczają. Teatr to dobre miejsce do ich wyrażania - dobrze, że taki teatr pokazano w Trójmieście.

O premierze Teatru Wybrzeże - "Willkommen w Zoppotach" szerzej pisaliśmy w osobnym tekście.

Z kolei spektakl "Utwór o matce i ojczyźnie" [na zdjęciu] według poematu Bożeny Umińskiej-Keff temat rodzicielstwa i trudnej relacji matka - córka przedstawia w przedstawieniu z songami, niczym z Bertolta Brechta. Sześć postaci - sześć matek i córek (te funkcje są wymienne) i nieważne, że jedna z nich na co dzień jest mężczyzną (Wojciech Ziemiański). Śpiewają koncertowo - pierwszy wokal to niezrównana Kinga Preiss - i grają koncertowo. Najważniejsze jednak jest przesłanie, odsłaniające złożoność relacji rodzicielskich uchwyconych nie tylko z perspektywy sterroryzowanej przez matkę córki, ale także samotnej, znajdującej się na marginesie życia matki - "siedzę tu sama, w czterech ścianach, ale to cię oczywiście w ogóle nie obchodzi" - powtarzają za Umińską Keff kolejne aktorki-matki.

Klata z tekstu wybrał niewielkie fragmenty, większość z nich powtarza, niekiedy jak refren tej samej piosenki, czasem daje wybrzmieć tekstowi, czasem "zasłania" go niezwykle efektownymi pomysłami, jak długi, gruby warkocz łączący matkę i córkę, czy koncert wszystkich "aktorek", grających na nietypowych instrumentach, imitujących różne erotyczne atrybuty. Reżyser nieco mniej uwagi poświęca kwestii narodowej, dzięki czemu to bardziej "utwór o matce" niż o "ojczyźnie", jednak usłyszymy chór ksenofobów, antysemitów i rasistów. Jak na Klatę, to spektakl łagodny, z dowcipem zawartym głównie w scenografii i kostiumach Justyny Łagowskiej, ale bardzo precyzyjny w swojej wymowie. Porusza ważny temat w efektowny, ale nie efekciarski sposób.

Przed nami jeszcze trzy spektakle - "O północy przybyłem do Widawy, czyli opis obyczajów III" w reż. Mikołaja Grabowskiego (4-5 lipca, godz. 21:30), "T.E.O.R.E.M.A.T." w reż. Grzegorza Jarzyny (7-8 lipca, godz. 19) oraz "Babel 2" w reż. Mai Kleczewskiej (9-10 lipca, godz. 19). Na spektakl "O północy..." i "Babel 2" są jeszcze bilety (50-120 zł). Na wszystkie spektakle można nabyć wejściówki na wolne miejsca, na pół godziny przed spektaklem, w cenie 30-50 zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji