Artykuły

"Bezimienne dzieło" bez czystej formy

Nowa premiera w Teatrze Kameralnym Teatru Starego przyniosła wieczór nader interesujący. Nie oznacza to naszego całkowitego uwielbienia dla reżysera, scenografa i autora opracowania muzycznego w jednej osobie. Krystian Lupa bardzo dużo ma do powiedzenia o "Bezimiennym dziele" Stanisława Ignacego Witkiewicza. Wyraziło się to w wypowiedzi pisemnej, w której ta sztuka nazwana została "alchemią Apokalipsy". Zgodzić się można z tym lapidarnym określeniem. Ale w realizacji scenicznej było inaczej.

"Bezimienne dzieło" miało swą prapremierę polską w Teatrze im. Słowackiego, gdzie rzecz reżyserował Bronisław Dąbrowski w maju 1976 roku. Teatr Stary jednakże w tym względzie ma bogatsze doświadczenia, wynikające z realizacji "Matki". "Onych", "Nowego wyzwolenia" i znowu "Matki". Przychodzimy więc do teatru przygotowani i przez te spektakle, i przez świetne prace Konstantego Puzyny oraz Jana Błońskiego, którzy właściwie oddali polskiej literaturze współczesnej dzieło Witkacego. Oddali teatrowi, aktorom, nam. Ważne jest teraz, jak korzystamy z tego.

"Bezimienne dzieło" Lupy w rysunku intrygi (rewolucja w rewolucji, koterie wzajem zwalczające się, burżujska mafia wykańcza inną mafię itd), w rysunku wielu (choć nie wszystkich) postaci budzić zachwytu przez bardzo denerwujące, wolne tempo przedstawienia. Jest to błąd nie do wybaczenia, ponieważ wpływa na odczytanie "Bezimiennego dzieła". Przez na przykład typową ekspozycję tematu (tak, tak, "Bezimienne dzieło" ma w sobie, niesie w sobie temat) reżyser wprowadza widza przez rozwlekłość sceny w nastrój celebry bez... celebry. Czekamy na zawiązanie sprawy i przez powolność, nadmierną rozbudowę zadań scenicznych aktorów widz odwraca uwagę od istotnych, mafijnych treści "Bezimiennego dzieła". Myślałem, że to tylko tak na początku będzie. Ale gdzie tam! To samo było w scenach więziennych, nawet na placu przed więzieniem. Wyglądało to wszystko na naciąganie nastroju. Przecież akt II "Rytuały dnia" pokazał rzecz w innym rytmie, jeszcze za powolnym, no ale już lepszym. Przez to kontrapunktowe wobec tekstu, wobec naszych przyzwyczajeń, wobec zasady współczesnego teatru potraktowanie "Bezimiennego dzieła" aktorzy też jakby nie do końca mogli się nam objawić.

Wielką niewątpliwie rolę zagrał EDWARD LUBASZENKO jako Giers. Stanowił on czsto o rozwiązaniu zagmatwanych przez reżysera scen, była to postać jakby jaśniejsza. EWA LASSEK jako Księżna Barbara stworzyła kolejną kreację - mówiła (w przeciwieństwie do swych niektórych towarzyszy scenicznych) pięknie, wyraźnie, akcentując logicznie fragmenty poszczególne niełatwej roli starszej pani, jakby znudzonej, carskiej damy dworu. ZYGMUNT JÓZEFCZAK doskonały w scenie wejścia przyczynił się potem do podkreślenia w całym przedstawieniu jego logiki apokaliptycznej (doskonała scena przywitania z matką po wyjściu z więzienia). Natomiast JAN NOWICKI rolę swą wyraźnie spłaszczył. Grał ekspresyjni jakby zaznaczał tylko pewne elementy osobowości Cyngi - szpiega i mieduwalszczyka. Tekst Witkacego jest zbyt mądry, zbyt wiele niesie w sobie komplikacji w samym wymiarze politycznym, aby można to było pokazywać jakby z marszu, jakby ze zbyt odległej perspektywy. Inni aktorzy prezentowali się w podobnych schematach i na pewno uzyskują szczegółowsze oceny. My zaznaczamy nasze uwagi pod wpływem przedstawienia sobotniego. W niedzielę rolę Cyngi grał RYSZARD ŁUKOWSKI.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji