Artykuły

Obok celu

Thomas Bernhard, współczesny pisarz austriacki, miał o naszym wieku jak najgorszą opinię, tak sa­mo jak i o swej ojczystej Austrii - tak złą, że w swoim testamencie zakazał grania swoich sztuk i drukowania książek w swoim kraju. Pisarz odra­żający w swym widzeniu pokraczności świata, nieco sadystyczny, aro­gancki, szydzący z wszelkich insty­tucji, honorów, orderów, tzw do­brych obyczajów i tzw. porządnych ludzi, krótko mówiąc anarchista. I pisarz bardzo mądry, o ogromnym poczuciu humoru, zjadliwie zdro­worozsądkowego i oczywiście szaleńczo-wisielczego. Bernharda trud­no lubić, ale nie można go nie polu­bić, kiedy się go pozna bliżej. Ostat­nio nadarzyła się i nam taka okazja, mianowicie ukazała się książka "Bratanek Wittgensteina" w znako­mitym przekładzie Marka Kędzier­skiego. Dzięki temu można zacząć się domyślać, dlaczego ludzie znają­cy dobrze niemiecki zachwycają się językiem Bernharda. Fraza długa, pączkująca dygresjami, styl bogaty, różnorodny, barokowo przeładowa­ny o wysokich walorach plastycz­nych i muzycznych, igra banałami i nieskończonością języka, iskrzy i lśni.

Podobnych wrażeń językowych nie dostarcza przekład "U celu" Jac­ka St. Burasa; jest gładki, grzeczny, chwilami brzmi aż płasko, na po­ziomie felietonu albo "Miłości na Krymie" Mrożka. Nawet w ustach Maji Komorowskiej - Matki, dającej w pierwszej części wspaniały por­tret starej, mądrej, złej kobiety, można powiedzieć - potwora w ko­biecej skórze... I złej, niesympatycz­nej, nadegoistycznej matki, która z pełną świadomością i bez cienia wyrzutów sumienia pozwala sobie na niszczenie własnej córki. Po prostu zjada jak pelikan jej życie, nie dając jej od siebie odejść. Córka z tego spektaklu - gra ją Agnieszka Suchora - w pełni zasługuje na taki los, nosi się nie widzieć czemu jak szarytka, spełnia bez szemrania rozkazy Matki, zdaje się nieobecna, w jej zachowaniu nie ma cienia buntu, albo chociaż istnienia. Ale ten brak istnienia także nie istnieje na scenie, po prostu tej postaci nie ma. Trzecia postać sztuki, Dramatopisarz, obsadzona jest przez Jacka Mikołajczyka, aktora wynalezione­go przez Jerzego Jarockiego. Był u niego Płatonowem wprowadzają­cym widza w osłupienie, gdyż nie wiadomo było zupełnie co tyle wspaniałych kobiet naraz w nim widzi. Jako Dramatopisarz Mikołaj­czyk jeszcze lepiej się popisał, mó­wił jak mechaniczny człowiek z fil­mów science fiction, choć w tek­ście nie ma wzmianek, by postać przybyła z laboratorium czy z innej planety. Wyglądem także nie przy­pominał pisarza, nie przypominał nawet karykatury pisarza. No, po prostu wyglądał jak ćwok.

Jednak gorąco polecam pierwszą część tego spektaklu. Absolutnie trzeba obejrzeć Maję Komorowską, której aktorstwo jest w ostatnim cza­sie w szczytowej formie. A że grała samotnie w trzyosobowej sztuce? No cóż, c'est la vie...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji