Dyskretna elegancja formy
Kunszt, precyzja i dyskretna elegancja formy wyróżniają premierę polską sztuki Thomasa Bernharda "U celu", wyreżyserowaną przez Erwina Axera w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Bernhard jest już w Polsce autorem, który nie wymaga rekomendacji. Erwin Axer wystawił jego "Święto Borysa" oraz "Komedianta" z popisową kreacją Tadeusza Łomnickiego we Współczesnym. W ostatnich latach nazwisko Bernharda stało się głośne także dzięki Krystianowi Lupie, który wg utworów austriackiego pisarza wyreżyserował "Kalkwerk" w krakowskim Starym Teatrze i "Immanuela Kanta" we wrocławskim Teatrze Polskim.
Zmarły osiem lat temu autor porównywany bywa często, i nie bez racji, z Czechowem. Jeśli nawet miałby to być współczesny nam Czechow, to o wiele mniej ciepły i czuły. Raczej sceptyczno-sarkastyczny, bezwzględny i bezlitosny w obnażaniu dusz inteligenckich przedstawicieli austriackiej - czy szerzej: zachodnioeuropejskiej - middle class.
"U celu" jest sztuką, która może wywoływać asocjacje z "Komediantem". Podobnie skonstruowana jest jej intryga. Mamy w nich do czynienia z niezwykle silną osobowością (w "Komediancie" - stary aktor Bruscon, w "U celu" - Matka, wdowa po właścicielu odlewni), egoistycznie podporządkowującą sobie zamilkłe i przestraszone otoczenie. Obie sztuki składają się niemal całkowicie z monologów głównych postaci. Osoby w ich tle, jeśli już otwierają usta, to prawie wyłącznie po to, by potakiwać, lub wyrażać aprobatę dla mniej lub bardziej światłych konceptów owych rodzinnych satrapów. A jeśli buntować się - to raczej pro forma i bez przekonania.
W zdominowanym przez teatr konceptualny świecie współczesnych widowisk Bernhard ze swoimi tasiemcowatymi monologami, w których nie ma miejsca na reżyserskie fajerwerki, a główną rolę ma do odegrania myśl - jasno i wyraziście przekazywana przez siedzącego w fotelu, perorującego aktora - wydawać by się mógł przeżytkiem. Jest to wszakże "przeżytek" godny najżywszej uwagi. Rola Bruscona (obok Feuerbacha w "Ja, Feuerbach" Dorsta) była ukoronowaniem kariery artystycznej Tadeusza Łomnickiego. Abstrahując od jakichkolwiek nazbyt ryzykownych porównań, postać Matki w wykonaniu Mai Komorowskiej można niewątpliwie zaliczyć do jej najciekawszych kreacji scenicznych. Reżyserska klasa i wielkość Axera kryje się bowiem w tym, że w swoim ostatnim spektaklu nie stara się bynajmniej zbawiać świata czy też udowadniać własnej genialności, a po prostu dobrze obsadzonym wykonawcom pozwala zagrać swoje role.
"U celu" Bernharda to nareszcie kawał jędrnego, aczkolwiek literackiego z ducha teatru, którego siła leży nie tyle w błyskotliwości zwrotów akcji, co w stopniowym i umiejętnym odkrywaniu bogatych, pełnokrwistych charakterów jak najbardziej ludzkich postaci. Z właściwym sobie satyryczno-ironicznym podejściem, przedstawia Bernhard Matkę, która rozporządza życiem pokornie uległej dorosłej już córki niby własnym. Przy całej swej zaborczości Matka dba o pozory. Dlatego pozwala córce "wybierać", stawiając ją w sytuacjach moralnego dyskomfortu. Dorosłe już dziecko nieustannie wpędzane jest "w poczucie winy" wobec samotnej, starzejącej się, chorej, a w każdym razie kwękającej matki. Papierkiem lakmusowym dla wypróbowania uczuć córki stanie się zaproszenie na wspólny wypoczynek w nadmorskim domu młodego dramatopisarza po pierwszym wielkim sukcesie. W ten sposób wszyscy znajdą się "u celu", jakkolwiek dla każdej z tych trzech postaci cel będzie oznaczał zupełnie co innego.
To niezwykłe przedstawienie z czystym sumieniem mogę polecić każdemu miłośnikowi prawdziwego teatru. Sytuacje sceniczne kształtuje w nim kunszt myśli - ergo słowa - nie reżyserskie "pomysły". Podziwu godne jest tu nie tylko aktorstwo Mai Komorowskiej, ale i stale nieomal obecnej na scenie Agnieszki Suchory (Córka) oraz Jacka Mikołajczaka (Dramatopisarz). Na to, by tak wiele powiedzieć milczeniem bądź monosylabami, także potrzeba niespożytego kunsztu aktorskiego.