Artykuły

Szczelina do świata teatru

- Marzy mi się teatr, który dzięki tanim materiałom będzie tymczasowy. Wyobrażam sobie użycie kontenerów, rusztowań, czegoś, co można łatwo zdemontować, przebudować lub zaadaptować na inne potrzeby danego spektaklu czy wydarzenia - mówi KATARZYNA ZAWISTOWSKA, scenografka i autorka kostiumów.

Katarzyna Zawistowska pracowała przy ponad 20 teatralnych realizacjach. .Współpracowała z wieloma instytucjami kulturalnymi w kraju i za granicą, m.in. we Francji, Niemczech i Czechach. W 2008 r. w Korei Południowej zrealizowała swój autorski projekt "cykada.pl/me-mi.kr".

Od zawsze wiedziała, że będzie studiować architekturę. Jedyną niewiadomą był wybór uczelni. Ostatecznie, ze względów finansowych, Warszawa przegrała z Gdańskiem. Ale był też inny ważny argument, który przemawiał na korzyść Trójmiasta. - Teatr i scenografia to drugi obszar moich zainteresowań. Na gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych działa międzywydziałowa pracownia scenografii, którą założył prof. Andrzej Markowicz. I to mnie ostatecznie skusiło - mówi Zawistowska. - Zawsze chciałam łączyć te dwie dziedziny. Przestrzeń teatralna fascynuje mnie nawet bardziej niż scenografia i kostium. Pod tym kątem robiłam zresztą swój dyplom na ASP. Studia magisterskie zakończyła w 2003 r. projektem adaptacji Malarni, sceny Teatru Wybrzeże.

Jeszcze wyraźniej zaznaczyła obszar swoich zainteresowań w projekcie kończącym studia podyplomowe architektura+dialog. Była to jej autorska wizja teatru szekspirowskiego, którą nazwała inter | teatrem. - W typowy dla tego teatru układ przestrzeni wpisałam system pochylni, po których widz może się poruszać - tłumaczy. - Zainspirowały mnie do tego wielokrotne wizyty na teatralnym zapleczu. Chodząc po galeriach technicznych, widziałam scenografię z innej perspektywy. To buduje zupełnie nowe skojarzenia.

Uaktywnienie widza i danie mu większej swobody w obcowaniu z przestrzenią spektaklu to jej główny cel. Zarówno w projekcie, nad którym właśnie pracuje, jak i w kolejnych projektach zwraca uwagę na przestrzeń widowni i jej relacje z miastem. - Interesuje mnie energia miasta, wielość aktywności, które się w nim wydarzają. I to, jak ta energia przekładałaby się na widownię, gdyby oczywiście mogła. Chciałabym stworzyć przestrzeń negocjacji pomiędzy tymi dwiema strefami Widzowie siedzą lub wędrują po pochylniach. Ważne jest dla mnie to, ile tej energii wniosą do teatru, zanim ją wytracą, kiedy zaangażują się w spektakl; jak te strefy wzajemnie na siebie wpływają - zastanawia się Zawistowska.

Jak sama przyznaje, nie chce burzyć teatralnego porządku i tradycyjnych relacji pomiędzy widownią a sceną, widzem i aktorem. Próbuje tylko zbudować nowe sytuacje. - Załóżmy, że reżyser przyjeżdża do teatru i nie wie, z której strony jest widz - opowiada. - Zostaje zaskoczony przez projektanta, architekta czy scenografa. Taki stan rzeczy, kiedy relacje przestrzenne są nieoczywiste, kiedy musimy wytrącić się ze swoich przyzwyczajeń, intryguje mnie najbardziej.

Często przywoływanym przez Zawistowską przykładem udanej realizacji takiego zamierzenia jest teatr elżbietański, który dawał szansę na ciekawą konfrontację widza z aktorem. To widz decydował, z jakiego miejsca będzie oglądał scenę i to, co na niej się wydarzy, był całkowicie mobilny. - Myślę o przestrzeni, która daje ci szansę wyboru. Kupujesz bilet i decydujesz, gdzie staniesz, czy i gdzie usiądziesz. A może będziesz chciał przemieszczać się w trakcie trwania spektaklu? Czy architektura teatru może nam dać taką szansę? - pyta scenograf.

Teatr tymczasowy

Stawiane przez Zawistowską pytania są bardzo na czasie. Wielu badaczy i projektantów zajmuje się obecnie tym tematem. Istnieją międzynarodowe organizacje zrzeszające fachowców różnych dziedzin, którzy badają teatr i pracują nad jego przestrzenną konstrukcją. Z takim podejściem do problemu Zawistowska spotkała się w Pradze w 2007 r., gdzie na XI Quadriennale Scenografii prezentowała swój projekt inter | teatru. Jej wystąpienie poprzedził m.in. teatrolog John Russell Brown i Franklin J. Hildy, który pełnił funkcję konsultanta przy rekonstrukcji słynnego angielskiego The Globe Theatre. W czerwcu Zawistowska wzięła udział w warsztatach Open Laboratory podczas kolejnej edycji praskiego Quadriennale, gdzie razem z kilkunastoma młodymi artystami pracowała nad przestrzenną wizją teatru. - Budowanie teatru nie jest łatwą sprawą - podkreśla. - Dobrze, jeżeli architekt ma doświadczenia bo zbudował już kilka teatrów i zna technologię sceny. Niestety inwestorom brak tej wiedzy. Przykładem takiego podejścia są niektóre polskie realizacje.

Podążanie za tym, co na świecie jest standardem, nie jest łatwe. Z jednej strony, istnieje mała świadomość tematu wśród wykonawców i zleceniodawców, z drugiej - w Polsce niewiele buduje się nowych teatrów. O wiele lepiej wygląda kwestia przebudowy istniejących już obiektów, które dokonywane są z coraz większym powodzeniem.

Zawistowska zwraca zresztą uwagę, że budować nowych gmachów nie musimy. - Możemy adaptować przestrzeń już istniejącą, pokazać jej atuty. Zamierzam tak zrobić z dawną fosą w Tczewie i Fabryką Karabinów w Gdańsku - zapowiada.

Dzisiejszy teatr już korzysta z wielu możliwości i przestrzeni, które bardzo odbiegają od klasycznego pojmowania teatru. Oczywiście nadal funkcjonują teatry z tradycyjną sceną pudełkową czy greckie amfiteatry pod gołym niebem, ale widać zmiany. - Marzy mi się teatr, który dzięki tanim materiałom będzie tymczasowy - opowiada. - Wyobrażam sobie użycie kontenerów, rusztowań, czegoś, co można łatwo zdemontować, przebudować lub zaadoptować na potrzeby danego spektaklu czy wydarzenia. Ale przy założeniu, że jest to w relacji z miastem, z jego geometrią i strukturą lokalnej zabudowy.

Wyciągnąć widza z fotela

Takie pojmowanie teatru nie zawsze jednak musi być atrakcyjne dla widza, który przyzwyczajony jest do "bezpiecznego" obcowania ze sztuką. Proponowane przez Zawistowską zmiany ingerują w intymną dla wielu strefę. - Wyciemniona widownia jest buforem, który gwarantuje nam bezpieczeństwo, a ja chciałabym widzów trochę z tego wytrącić - dodaj e z uśmiechem.

Doskonałym przykładem takiego działania jest pamiętny spektakl Teatru Wybrzeże "H." według "Hamleta" Williama Szekspira w reżyserii Jana Klaty. Był on wystawiany w jednej z hal stoczniowych. Przy jego realizacji Zawistowska była asystentką scenograf Justyny Łagowskiej. W spektaklu widz nie miał szans zatopić się bezpiecznie w fotelu. Wchodził do hali stoczniowej za Hamletem i Horacjo, następnie - do czasu przybycia trupy aktorskiej - siedział na tradycyjnej widowni, a potem ruszał za Hamletem do komnaty jego matki Potem wychodził nad kanał stoczniowy, gdzie wydobywano z wody martwą Ofelię. - Te wszystkie zmiany miejsc i elementy, które były świadomie konstruowane przez reżysera, służyły temu, aby podbić spektakl, wydobyć jego dramatyzm. Nie były to tylko ozdobniki - wyjaśnia Zawistowska.

Taka mobilność może jednak działać na niekorzyść. Widz wędrując po teatrze może gubić skupienie i rytm spektaklu. Zawistowska: - Warunkiem powodzenia takiej realizacji jest trzymanie wszystkiego w ryzach przez reżysera. Klata nad tym panował, był w stanie utrzymać skupienie widzów.

Teatralny ekshibicjonizm

O wiele większym zagrożeniem dla współczesnego teatru jest, według Zawistowskiej, jego zbyt mocne wejście w przestrzeń popkultury. Teatr jest wszechobecny w mediach, odsłania swoje wnętrze. - Dzisiaj idąc do teatru wiemy doskonale, czego się spodziewać. W internecie obejrzymy zdjęcia, zmontowany fragment spektaklu i pozbawiamy się całej otoczki związanej z oczekiwaniem na kontakt ze spektaklem z jego formalną stroną - mówi. I chce to zmienić. Jej pomysł zakłada dostarczenie do potencjalnego widza zupełnie niestandardowej formy komunikatu wizualnego.

- Chciałabym stworzyć taką sytuację, aby przez szczelinę w budynku przechodnie mogli zajrzeć do wnętrza teatru, np. do sali prób czy na scenę. Oczywiście o ile artyści będą chcieli odsłonić jakiś etap swojej pracy - mówi.

To wizja, którą nakreśliła już przy inter | teatrze i która jest odpowiedzią na zmiany ostatnich 10 lat. Żyjemy coraz szybciej, ogrom informacji i łatwość w dostępie do nich sprawia, że coraz trudniej zatrzymać i przykuć uwagę widza. Dla Zawistowskiej liczy się jednak relacja "tu i teraz", bo to istota teatru. - Chcę, aby widz utracił łatwość konsumowania kolejnego spektaklu - zaznacza. - Nie chodzi o fizyczne przybliżanie widza do aktora, bo tego dokonała reforma teatru; chodzi o pozbycie się percepcyjnych naleciałości, które nadal mamy. Czasami już zdarza się widzieć takie spektakle w zaadaptowanych przestrzeniach, ale nadal nie ma to swojego architektonicznego odpowiednika Interesuje mnie teatr, który stawia pytanie o inne sposoby percepcji.

Istniejące tylko w makietach czy szkicach pomysły po raz pierwszy Zawistowska miała okazję przetestować na widzach w Korei Południowej, podczas rezydencji artystycznej na zaproszenie Nottle Theatre Company. Spędziła tam sześć tygodni, 100 kilometrów od Seulu. - Zbudowałam z rusztowań wieżę z pochylniami, po których można było wchodzić - opowiada.

- Już na miejscu dopisałam do tego projektu scenariusz. To była opowieść o przeobrażeniu poczwarki w cykadę. Zainspirował innie widok porzucania skorupki i rozwijania pięknych skrzydeł, a przede wszystkim - informacja, że cykady potrafią przeżyć pod ziemią siedem lat, a jako latające stworzenia żyją zaledwie siedem dni.

Zacząć u najlepszych

Eksperymentowanie z nowymi formami teatralnej przestrzeni to tylko jedna z form pracy Zawistowskiej. Bardzo aktywnie - i z powodzeniem - działa od kilku lat w zawodowym teatrze. Stworzyła kostiumy i scenografie do ponad 20 spektakli w kraju i za granicą. Swoją przygodę zaczęła jeszcze w trakcie studiów na gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych. Wówczas asystowała m.in. przy wspomnianym już spektaklu Jana Klaty "H.". Taka "praca u podstaw" stała się jej metodą poznania specyficznego świata teatru.

- Zawsze uważałam że trzeba szukać każdej możliwości pracy przy spektaklu - zaznacza. - Nawet przy praktycznych i banalnych czynnościach, jak chociażby malowanie dekoracji. Bycie asystentem uczy zaradności, pokazuje, jak funkcjonuje teatr.

Katarzyna Zawistowska zaczynała przygodę z teatrem pomagając m.in. Renacie Godlewskiej w Teatrze Muzycznym, asystując Zofii de Ines przy realizacji "Don Kichota" na Scenie Letniej Teatru Miejskiego im. Gombrowicza w Gdyni, czy przy spektaklach Michała Zadary w Teatrze Wybrzeże za czasów Macieja Nowaka. - To był znaczący dla mnie okres - wspomina dziś. - Robiłam dużo małych rzeczy w Wybrzeżu, ale pracowałam z twórcami, którzy teraz są czołowymi reżyserami w kraju. Można powiedzieć, że jako asystent zaczynałam u najlepszych.

Do dzisiaj jednym z najważniejszych etapów jej kariery jest współpraca z Grzegorzem Wiśniewskim, reżyserem już od dłuższego czasu współpracującym z Wybrzeżem.

- Grzegorza poznałam gdy wracałam plażą z próby generalnej do "Casanovy" na Scenie Letniej w Orłowie - opowiada Zawistowska. - Do tego spektaklu zrealizowałam kostiumy. Mijałam się z nim wtedy dwukrotnie. Za pierwszym razem powiedziałam "dzień dobry", a za drugim - postanowiłam zagadać. Wiedziałam, że szuka scenografa do swojego spektaklu. Nie miałam nic do stracenia!

Ich współpraca rozpoczęła się w 2008 r. w Teatrze im. Horzycy w Toruniu, gdzie zrealizowali wspólnie "Marię Stuart". Potem przyszedł czas na kolejne przedstawienia, w tym bardzo udane spektakle w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku: "Słodki ptak młodości" w 2008 r. i "Persona" w 2010. - Wiśniewski to reżyser nadal nie do końca doceniony, ale powoli się to zmienia - uważa Zawistowska. - Wiśniewski nie goni za chwilową modą i byciem na topie. Po prostu nie potrzebuje tego, skupia się na tym, co robi. Za to go cenię, dużo się od niego nauczyłam.

Zawistowska w spektaklach Wiśniewskiego realizuje przede wszystkim kostiumy. Czasami wspomaga reżysera przy projektowaniu scenografii. Wiśniewski zazwyczaj bierze to na swoje barki. - Grzegorz jest bardzo wymagający w kwestii przestrzeni, ma niesamowite wyczucie detalu, koloru, materiału. Trudno sprostać jego oczekiwaniom. Moim największym wyzwaniem jest zaproponować mu projekt, który go zaskoczy - mówi Zawistowska.

Drugi artystyczny duet Zawistowska tworzy z choreografem Wojciechem Misiuro, którego również poznała przez przypadek. Spotkali się w Tczewie na festiwalu Zdarzenia, z którym Zawistowska związana jest od wielu lat - pełni tam funkcję konsultanta artystycznego i koordynatora konkursu na instalację w przestrzeni miejskiej "Sztuka na wynos".

Wspólnie zrobili dotychczas dwie realizacje w gdańskiej Operze Bałtyckiej. "Tamashii" z 2009 r. i tegoroczny "Sen" to powrót - po wielu latach przerwy - Misiury na taneczną scenę Trójmiasta. W obu przypadkach warstwa wizualna autorstwa Zawistowskiej robi znakomite wrażenie. - Wojtek opowiada historie, które ma w głowie, lub które przeczuwa - opowiada artystka. - Biorąc udział w próbach, odczytuję je i przelewam na konkretny projekt kostiumu czy przestrzeni. Oczywiście pojawiają się też sugestie z jego strony.

Scenograf zawsze musi być przygotowany na zaskakujące pomysły i sugestie choreografa czy reżysera. - Musiałam znaleźć rozwiązania, jak z 12-metrowej, niemal pionowej ścianki ma zejść kaskader ubrany tylko w pawie pióra! - wspomina Zawistowska. - Ale wcześniejsze doświadczenia dały mi pewność, że w teatrze nie ma rzeczy niemożliwych.

Wypychamy w świat

Zarówno Misiuro, jak i Wiśniewski to twórcy z bardzo silną osobowością i artystycznie sprecyzowanymi potrzebami. Dla Zawistowskiej to rozwijające i motywujące wyzwanie. Pomimo kilkuletniej współpracy, nie chce być nazywana ich "nadworną" scenograf czy kostiumolog. - Nie chcę o sobie tak mówić i myśleć - tłumaczy. - Zawsze trzeba dać sobie oddech. Ale jestem ciekawa, jak potoczą się moje dalsze artystyczne losy. Mam jednak świadomość, że każdy twórca musi mieć do siebie dystans. Nie ma ludzi niezastąpionych, dlatego trzeba szukać nowych wyzwań.

Na brak zajęć Zawistowska nie może narzekać. Od 10 lat jest asystentką profesora Markowicza na Wydziale Architektury i Wzornictwa Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Prowadzi zajęcia projektowe, organizuje wykłady zaproszonych gości i wizyty studentów w trójmiejskich teatrach. - Staram się zarazić ich bakcylem teatralnym. Pokazuję, że teatr to miejsce, gdzie może wydarzyć się przygoda. Jedni to chwytają, pozostali szukają innych możliwości. Ale ci, którzy postawili na teatr, dzięki pracowni robią pierwsze kroki. Wraz z profesorem staramy się wypchnąć ich w świat - podkreśla Zawistowska.

Dorobek istniejącej od 1994 r. pracowni scenografii na gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych jest obecnie prezentowany w Instytucie Polskim w Pradze. Prace studentów oraz absolwentów pracowni można oglądać do września na wystawie, która jest wydarzeniem towarzyszącym XII edycji Quardiennale Scenografii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji