Artykuły

Cacka z szylkretu

Wie pan, ja w pewnym sensie skończyłam z wachlarzami. Nadal pozostało zainteresowanie, ale zbieractwo się skończyło - mówi MARTA STEBNICKA. Jej opowieść o wachlarzach to frapująca wędrówka w czasie i przestrzeni. Opowieść o pasji, opowieść o życiu.

Marta Stebnicka. Wybitna aktorka i reżyserka. Podczas wojny grała w teatrze podziemnym u Tadeusza Kantora. Potem w krakowskim Teatrze Słowackiego i Starym Teatrze. Wychowała kilka pokoleń śpiewających aktorów. Jej dyplomy aktorskie zjeździły z sukcesem niemal całą Europę. Swoją kolekcję wachlarzy przekazała Szkole Teatralnej.

Wie pan, ja w pewnym sensie skończyłam z wachlarzami. Nadal pozostało zainteresowanie, ale zbieractwo się skończyło. Napisałam książkę, wachlarze oddałam krakowskiej Szkole Teatralnej, tam jest ich miejsce, a teraz zajmuję się już innymi sprawami - mówi na wstępie Marta Stebnicka.

Jej opowieść o wachlarzach to frapująca wędrówka w czasie i przestrzeni. Opowieść o pasji, opowieść o życiu.

- Zbierałam różne przedmioty: wachlarze, dzwonki, stare książki, nuty, niepotrzebne bibeloty, dokumenty... Ciekawość i zachwyt nad urodą tych drobiazgów zatrzymywały je, a potem wrzucałam je do szarlatańskiej szuflady rzeczy niemodnych, zapomnianych i niepotrzebnych, w których towarzystwie nieźle mi się żyje - opowiada aktorka. Poetycko, bo to krakowska aktorka.

Po co właściwie zajmować się wachlarzami? Przecież dzisiaj na scenie nikt ich nie używa.

- Czy ludziom teatru potrzebne jest zainteresowanie takich kruchym drobiazgiem jak wachlarz? Według mnie nie zaszkodzi. Może on wzbogacić środki aktorskie, może być wykończeniem kostiumu, stworzyć pewną ornamentykę roli. Teatr to lubi, kino i telewizja też, oczywiście w pewnym gatunku i konwencji. Ale każdy czas ma swój język, ma swoje prowokacje, bunty, niszczycielskie prawa. To oczywiste.

A jeśli za kilka lat wróci moda na klasykę, to skąd młodzi aktorzy (bo mężczyźni w niektórych epokach też nosili wachlarze!) będą wiedzieli, jak z wdziękiem otworzyć taki wachlarz? Czy ktoś to jeszcze potrafi?

- Myślę, że utalentowany aktor, uwrażliwiony na ten delikatny przedmiot, sobie poradzi. Wachlarz wciąż jest używany w operze i operetce, choć najczęściej nie najlepiej. Dlaczego? Przecież można się jeszcze dowiedzieć od starszych aktorek, jak się nim posługiwać. Można też popatrzeć na portrety i grafiki dawnych mistrzów malarstwa i rzeźby - radzi młodym reżyserom i aktorom pani profesor.

Wachlarz a współczesność. Temat na niezłą rozprawę. Ale problem rzeczywisty.

- Uważam, że w szkołach aktorskich powinna być bodaj jedna lub dwie lekcje, by studenci mieli świadomości, co trzymają w ręce, w jakim celu i co chcą wyrazić - czuć lekką gorycz w tonie doświadczonej belferki.

Przecież wachlarz istnieje w kulturze ponad trzy tysiąclecia! Najpierw miał ochraniać od słońca i odpędzać roje insektów. Wyobraźmy sobie naszych praprzodków odganiających muchy zwykłą packą czy liściem... Stebnicka w swojej książce "Polowanie na wachlarze" pisze o roli wachlarza na królewskim dworze, na polu bitwy, w teatrze i kościele. Od starożytnego Egiptu po dziewiętnastowieczny Paryż, Kraków, Lwów czy Barcelonę.

Ale przecież wachlarz to cały alfabet uczuć i emocji. Swoisty kod, nie tylko w grze towarzyskiej i w konwencji obyczajowej, ale nawet w sytuacjach politycznych.

- Przy pomocy wachlarza można było powiedzieć "kocham cię" albo Jestem zaręczona, nie bądź uparty", albo "jestem zazdrosna". Także w czasie Rewolucji Francuskiej pewne wiadomości polityczne przekazywano sobie za pomocą wachlarzowego kodu - tłumaczy Stebnicka.

Jakość to podstawa

Jej fascynacja wachlarzami zaczęła się, a jakże, w teatrze.

- W 1949 roku próbowaliśmy "Maskaradę" Jarosława Iwaszkiewicza i wtedy po raz pierwszy trzymałam w ręku wachlarz. Biały, ze strusich piór. A drugi, bardzo podobny, tylko jeszcze okazalszy, trzymała Halina Mikołajska. Ale machałyśmy nie tak, jak życzył sobie tego Karol Frycz, reżyser. "Wachlarze, drogie panie, to nie krowi ogon, którym to zwierzę ogania się od much" - powiedział. I ten dystyngowany pan wyjął z mojej ręki wachlarz i zamiast próby zaczęła się niezwykła opowieść o tym niewielkim przedmiocie, którego ruchem ożywić można dialog, rozgrzać uczucia albo bez słów okazać mężczyźnie pożądanie - Stebnicka ze wzruszeniem wspomina sceniczną lekcję.

Lekkość, lekkość to podstawa! Wachlarz jest przedmiotem delikatnym, kapryśnym, otwarcie i zamknięcie go wymaga jednego sprawnego ruchu dłoni.

- Jeszcze dziś w Hiszpanii można się tego nauczyć. U nas pojawiają się jakieś chińskie podróbki, jakieś odpustowe pamiątki, które mogą tylko ochłodzić twarz w czasie upałów. Kto dzisiaj produkuje wachlarze z kości słoniowej, z szylkretu czy drzewa różanego? - pyta retorycznie aktorka.

Ile ludzkich historii i dramatów kryją w sobie konkretne wachlarze!

- Kiedyś dostałam secesyjny, jedwabny, haftowany wachlarz od zupełnie nieznanego mi pana. Należał do jego babci, która była żoną bardzo bogatego obywatela naszego miasta. Będąc młodą mężatką, zostawiła męża, majątek, porwała wachlarz i pojechała do Paryża na spotkanie z kochankiem. Po latach wachlarz został w kufereczku odesłany do krakowskiej rodziny, a potem dostał się w moje ręce wraz z listem. Rodzina doszła do przekonania, że nie może trzymać u siebie przedmiotu, przypominającego o tym wielkim wstydzie sprzed lat - opowiada ze swadą historię jednego z wachlarzy.

To rzeczywiście niezła historia! Bardzo krakowska... A wachlarz nawet po latach uwierał rodzinę jako dowód złamania mieszczańskiego konwenansu.

Spośród wszystkich wachlarzy Marta Stebnicka dwa upodobała sobie szczególnie.

- Pierwszy nazwałam "wachlarzem-księżniczką", był bardzo delikatny, kruchy, absolutnie niepraktyczny i niesceniczny. Innymi wachlarzami można było machać, na ten trzeba było patrzeć, był bardzo piękny. Pióra, naśladujące strusie, z obu stron wycięte ażurowo, bogato złocone, pokrycie segmentowe z papieru, na nim kolorowa, malowana scena sielankowo-dworska. Piękny dziewiętnastowieczny wachlarz o charakterze rokokowym. Był to prezent zupełnie przypadkowy od pewnej paniusi ze Lwowa. Teraz podarowałam go mojej dawnej studentce i przyjaciółce Elżbiecie Zającównie - opowiada pani profesor.

Piękna sztafeta pokoleń. A drugi?

- A drugi to teatralny wachlarz ze Lwowa, z portretami zespołu aktorskiego Tadeusza Pawlikowskiego. Co za talenty w tym plisowanym stelażu! Byli piękni, nieco śmieszni w swej portretowanej powadze. Nie ma wielkiej finansowej wartości, ale sentymentalną - ogromną! - zapewnia krakowska aktorka.

Panta rei... Dziś można się tylko uśmiechnąć, napotkawszy na historyczne relacje o roli tego niezwykłego przedmiotu.

- Niedawno przeczytałam, choć może coś pomylę, że na jakimś koncercie w drugiej połowie XIX wieku znana arystokratka pod wpływem emocji połamała dużej piękności wachlarz! - Stebnicka ze śmiechem przywołuje tę anegdotę.

Ciekawe, co by zrobiła z wachlarzem owa arystokratka na współczesnym koncercie albo spektaklu. Strach pytać!

***

Marta Stebnicka-Kern Aktorka

Krakowska aktorka, reżyserka teatralna, pieśniarka, pedagog PWST im. Solskiego w Krakowie.

W Studium Dramatycznym przy Starym Teatrze terminowała u Janusza Warneckiego, naukę śpiewu pobierała u Andy Kitschmann, a sztuki improwizacji u Piotra Skrzyneckiego w Piwnicy pod Baranami. Do reżyserii namówił ją Tadeusz Łomnicki.

Bohaterka filmu dokumentalnego "Czy pani Marta...?". Autorka książki "Polowanie na wachlarze" (2008), za którą w czerwcu 2008 r. otrzymała Nagrodę Krakowskiej Książki Miesiąca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji