"Tryptyk" we Współczesnym
Z okazji pobytu wybitnego pisarza szwajcarskiego w Warszawie i prapremiery jego sztuki, dziennikarz PAP przeprowadził z nim rozmowę.
- Pana nowy spektakl, którego premiera odbyła się dziś w Teatrze Współczesnym, jest dość trudny w odbiorze...
- To prawda, "Tryptyk" nie jest sztuką realistyczna. Wychodzi z założenia, że żyjący ciągle obracają się w kręgu umarłych. Mogą to być martwi synowie, ojcowie, mogą to być także martwi filozofowie. Sztuka próbuje odpowiedzieć na pytanie jak z nimi żyjemy i co to w ogóle znaczy być martwym inaczej, niż rozumiemy śmierć kliniczną. Spektakl opowiada o stanie martwoty jeszcze w okresie życia, o stanie, kiedy wprawdzie istniejemy cieleśnie i duchowo, ale nie żyjemy - nie jesteśmy w ruchu, nie jesteśmy w stanie się zmienić. To jest właściwy motyw utworu.
- W jakim stopniu zamierzenia autora znalazły odbicie na scenie Teatru Współczesnego?
- Widzę wiele możliwości wystawienia "Tryptyku". Jestem bardzo zadowolony z inscenizacji Erwina Axera. Jest mocno stylizowana. Współpracowałem z reżyserem podczas prób i wiele się nauczyłem.
- Pisze Pan powieści i równolegle uprawia twórczość dramatyczną. Powiedział Pan, że forma sceniczna lepiej nadaje się do przedstawienia wielkich wydarzeń społeczno-politycznych a proza - stosunków między ludzkich. Czy oznacza to, że w powieści konflikty międzyludzkie i to, czy wewnętrznie żyje człowiek, można oddać głębiej i precyzyjniej?
- Nie jest to ogólnie obowiązująca reguła, lecz reguła dla mnie. Łatwiej mi ukazać problemy pojedynczych ludzi w powieści, ale są wielcy dramaturgowie, choćby Czechow, którzy także potrafią to świetnie uczynić. Przy tym jeśli mówią, że w powieściach przedstawiam stosunki międzyludzkie, np. małżeństwo, kobieta - mężczyzna ojciec - syn, są to równie w szerszym znaczeniu tego słowa - wydarzenia polityczne, gdyż nie rozwijają się w oderwaniu od społeczeństwa. Ale kamera skierowana jest w tym wypadku nie na grupę społeczną lecz bezpośrednio na jednostkę.
-Tłumaczenia Pana dramatow i powieści cieszą się popularnością w Polsce. Mniej znane są "Dzienniki 1946-1949". Jaką rolę odegrały one w Pana twórczości?
- "Dzienniki" były dla mnie bardzo ważne. Powstały jeszcze w latach, gdy pracowałem jako architekt i nie miałem zbyt wiele czasu na pisanie. Później odkryłem, że dziennik jest dla mnie cenną formą wypowiedzi. Może on dać odbicie naszej świadomości, umożliwia zespolenie różnych elementów. Słyszymy np. dziś przez radio o ważnym wydarzeniu politycznym, wydarzeniu historycznym. Nasza świadomość to rejestruje; a jednocześnie mamy prywatne przeżycie, zupełnie niespójne z tamtym wydarzeniem i jeszcze coś przeczytaliśmy z literatury, albo wpadło coś nowego. Wszystko to egzystuje obok siebie, wpływa na naszą świadomość...
Już dawno nic nie napisałem w takiej formie, jak te dwa opublikowane dzienniki. Nie były to dzienniki prywatne, lecz swoisty utwór literacki, coś w rodzaju powieści epistolarnej. W ostatnich latach prowadziłem jedynie prywatny dziennik nie przeznaczony do publikacji.
- Na koniec standardowe pytanie, nad czym Pan obecnie pracuje?
- Znowu powracam do prozy. Przymierzam się do większej rzeczy. Na razie mogę powiedzieć tylko tyle, że pragnę, aby nie powielała ona dotychczas poruszanych przeze mnie spraw.
- Dziękuję za rozmowę.