Artykuły

Świecąca Dorota

W czasie spotkania "Fart" w Scenie na Piętrze [w Poznaniu] Dorota Stalińska opowiadała, śpiewała, czytała własne wiersze, ale najbardziej porwała publiczność zaangażowaniem w sprawę poprawy sytuacji samotnych matek i bezpieczeństwa na drogach.

Romuald Grząślewicz przedstawił ją jako kobietę-wulkan, kobietę-instytucję, aktorkę o wielobarwnej osobowości, która przyszła na świat 1 czerwca w Dzień Dziecka (znak Bliźniąt), co być może po części wyjaśniać może jej przebojowość, dynamizm i zaangażowanie w różne projekty.

Sama artystka podkreśla, że nic jej w życiu nie przychodziło lekko, na wszystko musiała zapracować. Miała wiele wypadków, po jednym była sparaliżowana. Jako młoda osoba straciła oboje rodziców. Mama zginęła tragicznie w Afryce, krótko po niej zmarł ojciec, rektor Politechniki Gdańskiej.

W domu było ich czworo. Bracia zostali inżynierami, siostra lekarką. Tylko Dorota marzyła o artystycznej karierze. Już w wieku trzech lat utrzymywała, że zostanie aktorką. W wieku siedmiu lat uczęszczała na zajęcia teatralne. Później zamiast uczyć się od matury, snuła wizje na temat swojej przyszłości artystycznej. Grała w studenckim teatrze. Do szkoły teatralnej dostała się, choć do egzaminu przystąpiła zestresowana... ogromną dziurą na kolanie. Na studiach jej ukochanym profesorem, opiekunem był Tadeusz Łomnicki. I to on zaproponował jej po studiach pracę w Teatrze na Woli. Wytrzymała kilka sezonów. Życiową, artystyczną pasją stały się dla niej monodramy. Premierę najnowszego planuje 30 maja. - To jedyna prawdziwa, twórcza dziedzina mojej pracy. Sama piszę scenariusze tych przedstawień, sama reżyseruję je i gram. Co znaczy, że sama ponoszę pełną odpowiedzialność za ich kształt ostateczny - mówi Dorota Stalińska.

Uważa, że swoją pozycję w filmie zawdzięcza właśnie teatrowi jednego aktora.

- Najpierw ludzie poznali mnie w miastach, miasteczkach - podkreśla - a dopiero później pojawiły się propozycje zagrania w filmach takich jak "Historia niemoralna" czy "Bez miłości". Współpracowała z Sas, Bajonem, Machulskim, Szulkinem.

Za swoje kreacje zdobyła wiele nagród.

- Mam całe szuflady Kaczek, Lwów, polskich oskarów, ale eksponuję tylko trofea sportowe - śmieje się aktorka. Samotnie wychowuje syna. Podkreśla, że jest on motorem jej życia. Wypadki, których sama doznała uwrażliwiły ją na kwestię bezpieczeństwa dzieci na drodze. Dlatego założyła fundację popularyzującą odblaski. W Scenie na Piętrze pojawiła się w jaskrawej żółtej kamizelce dla rowerzystów, z rękoma pełnymi odblaskowych pasków i gadżetów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji