Artykuły

Fredro z komentarzem i bez komentarza

"Rzecz dzieje się w Parmie" napisał Aleksander hr. Fredro na karcie tytułowej Rewolweru. "Rzecz dzieje się w... Parmie", poprawił Fredrę na kurtynie wewnętrznej scenograf przedstawienia warszawskiego, Janusz A. Krassowski. Dodał tylko wielokropek, i patrzcie państwo, od razu wiadomo, że widz w czasie przedstawienia powinien się przede wszystkim nad tą "Parmą" Fredrowską zastanowić. Parma czy "Parma"? Wielokropka było mało, dołożył nam jeszcze ojczysty krajobraz z wierzbą przydrożną, malwami, pokrzywionymi chatami i kogucikiem na wieży, dołożył jeszcze trochę aluzji do Dużego jasnego Abramowa i Jareckiego, a jakże, stoi tak jeszcze, że "pifko", i że "remanent", i że "PKO". Dreszcz chodzi po grzbiecie, kiedy na widowni Teatru Kameralnego czeka się na tego Fredrę z wielokropkiem, mając do tego jeszcze w ręku pięknie wydany numer 64 Listów Teatru Polskiego, w którym St. W. Balicki podkreśla z namaszczeniem, że będzie to "Fredro po X Zjeździe". I nawet pisze, dlaczego. Bo "działanie postaci komedii nie demaskuje ani nie dokumentuje na sobie tragedii społecznej w wyniku rozpasania reakcji i policyjnego systemu".

No tak, wierzyć tu powinni tylko jednemu zdaniu, najprostszemu i najważniejszemu dla teatru grającego Rewolwer - że "wszystkie postacie komedii są negatywne". Muszą być wyszydzone. Więc - śmieszne. Nareszcie! Przypomniano oto sobie i nam, że Fredro był także komediopisarzem. Odetchnijmy z ulgą. Panowie Krassowski i Balicki zadrwili sobie tylko trochę z nas, strasząc Fredrą popsutym obrachunkową literaturą Fredrowską i anty-fredrowskim komentarzem.

Rewolwer Marii Wiercińskiej jest więc po prostu świetnie zagraną komedią, w której odżył styl i tradycja dobrego przedstawienia aktorskiego. Komentarze poszły na półkę, zamiast nich oglądamy Jaśkiewicza, Kobuszewskiego, Wichurę, T. Kondrata, Glińskiego, Gajdę, Czengery, Pawlicką i Klejdysz w spektaklu fredrowskim, który stał się nagle dla widza chodzącego dzielnie do Teatru Polskiego objawieniem. W żwawym tempie opowiedziana historia o strachu i nędzy wyższych sfer parmeńskich, o perypetiach małżeńsko - konkubinowych, o bezskutecznych próbach pozbycia się kompromitującego rewolweru. Bez wielkich ochów, bez celebrowania pseudoakademickiego i bez szukania drugiego dna, bez sztuczek teatralnych, nawet bez odkrywania "elementów komedii dell'arte" w tekście naszego klasyka dziewiętnastowiecznego, czym lubi się chlubić ostatnio co drugi spektakl warszawski. A przecież stało się coś bardzo ważnego: Teatr Polski złapał styl. Fredro zabrzmiał czysto i pięknie, jakby teatr od lat nic innego nie robił, tylko wypuszczał miesiąc po miesiącu otrzepane z kurzu przedstawienia klasyki narodowej. Przypomniały się najlepsze lata "Rozmaitości" warszawskich. Przypomniał się dobry, akademicki, szukający autentycznych tradycji teatr. Wydaje się, że ta recepta może się jeszcze przydać. Nie tylko do Fredry. Postrzelać warto. Rewolwer wypalił, więc działa - staruszek Fredro zostawi go chyba w dyrekcji. Przyda się.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji