Artykuły

Henryk VIII osaczony przez drzwi i kobiety

"Anna Bolena" w reż. Wernera Pichlera z Opery Bałtyckiej w Gdańsku na 12. Bydgoskim Festiwalu Operowym. Recenzja w Nowościach Gazecie Pomorza i Kujaw.

"Anna Bolena" Geatano Donizettiego, Opera Bałtycka. Kurtyna poszła w górę. Na scenie zobaczyłam kilka wielkich szaf. Przyznaję, że od razu przypomniała mi się ubiegłoroczna prezentacja festiwalowa, zatytułowana "Ernani", także produkcja Opery Bałtyckiej. Wtedy na środku stały przerażające metalowe szuflady. Pomyślałam: oby nie było więcej podobieństw.

Przed spektaklem, prowadzący festiwal dyrektor Sławomir Pietras wspomniał, że od "Anny Boleny" rozpoczęła się światowa kariera Donizettiego. Boję się pomyśleć, co serwował wcześniej.

Pierwszy akt, niestety, mnie rozczarował. Widzowie dowiedzieli się, że Henryk już nie kocha Anny, że Giovanna ma romans z królem, z wygnania wróciła wielka miłość królowej, lord Percy. Niestety, całość była poszarpana, niespójna. W dodatku nie przedstawiono pełnego tłumaczenia arii. Na ekranie wyświetlane były komunikaty: Anna wie, że król już nie kocha Anny, Percy dziękuje królowi za zwolnienie z wygnania. Po czym następowała aria, lub śpiewał chór. Trochę to przypominało konwencję filmu niemego. Na planszy napis, aktorzy grają na zadany temat, kolejny napis. Mnie taka konwencja męczyła, zwłaszcza, że brakowało systematycznego wzrostu napięcia. Pierwszy akt oglądało się jak koncert. Osobne śpiewanie, osobny przebieg akcji. Trochę nudził pan Donizetti. I wciąż te upiorne szafy jeżdżące po scenie.

Soliści śpiewali bardzo dobrze, ale tak powinno być, to normalne. Gorzej natomiast było z grą aktorską. Wspomniany lord Percy, skądinąd zdolny tenor Konrad Włodarczyk, który kształcił się także w bydgoskiej Akademii Muzycznej, zachwycił głosem. Brakowało mu tylko i aż werwy. Prowadził postać sennie. Chociaż król Henryk jest postacią drugoplanową, to jednak jego pojawienie się na scenie wzbudzało emocje.

Próbowałam usprawiedliwiać artystów. Są Anglikami, i to zgromadzonymi dookoła tronu. Może stąd takie ascetyczne granie, nieco usztywnione, ale można przecież inaczej, bez szkody dla konwencji.

Po rozpaczliwym pierwszym akcie nastąpiła metamorfoza. Muzyka stała się bardziej dramatyczna. Właściwie od drugiej części mogłaby się zacząć całość. Istota dramatu została pogłębiona dopiero po przerwie. Znakomita Agnieszka Wolska pokazała tragiczną królową Annę Bolenę w całym jej bólu i szaleństwie, Percy pozostał Percym, król Henryk zaś interesująco miotał się po scenie, szarpał swoje kobiety - żonę i kochankę. Wiesław Bednarek stworzył władcę despotę, damskiego boksera, pieniacza. Wyglądał groźnie, a ile razy się pojawił na scenie, tyle razy popychał akcję.

Angielskie klimaty są dla mnie bardziej egzotyczne niż indyjskie i dlatego produkcja Opery Bałtyckiej nie zapadła mi w serce.

Przez cały czas zastanawiałam się jednak, co kobiety widziały w Henryku. Mówi się, że władza to afrodyzjak, ale tu o krótkim terminie ważności - o czym przekonały się po kolei wszystkie żony Henryka

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji