Artykuły

Łączenie ludzi

Nie lubię się nudzić. Wolę pracować na ciekawe życie niż na pomnik pośmiertny -odpowiedział Zygmunt Hubner, gdy próbowano wybadać, co go najbardziej interesuje: czy chętnie obraca się w świecie starożytnym, do którego często zaglądał, czy przedkłada nad inne wyprawy w klasykę, czy też szczególnie pociągająca jest dla niego dramaturgia współczesna? Zapuszczał się z równą ciekawością na dalekie i bliskie obszary. Utrzymywał, że temat historyczny to "niekoniecznie ucieczka od współczesności, choć, nie da się ukryć, że łatwiej ze współczesnego tematu zrobić historyczną bajdę, niż wyłowić z przeszłości to, co każe się zastanowić nad dniem dzisiejszym, co go tłumaczy, co zachowało zdolność intelektualnej prowokacji".

Z jakimkolwiek autorem wchodził w związki dyrektorskie, reżyserskie, aktorskie i czy sięgał po utwór starej czy nowej daty, zawsze wciągał go w krąg naszych lęków i niepokojów. Nie była to jednak pogoń za aktualnością, nie miał przekonania do łatwych aluzji na scenie. W splotach przedstawianych zjawisk i zdarzeń - niezależnie od tego czy bohaterem był szary człowiek czy osoba na świeczniku - zajmowały go przede wszystkim postawy rządzących i rządzonych, kierujących i podległych, w najszerszym tego słowa znaczeniu. Łatwo można wytropić ten wątek przewodni, przepatrując ogromny repertuar, który firmował w ciągu swego żywota, jako dyrektor i reżyser zostawiający swoje trwałe ślady w kilku miastach.

Zajmował go przede wszystkim "człowiek w środku". Był przekonany o tym, że "Teatr ma nam przywracać świadomość naszej ludzkiej trójwymiarowości, gdzie trzecim wymiarem jest życie wewnętrzne, duchowe - jeśli kto woli - domagające się dla siebie równych praw". Na miejsce człowieka w świecie, postawę w życiu patrzył przede wszystkim przez pryzmat moralny. "Zadanie sztuki polega nie na tym by formułować odpowiedzi, lecz żeby stawiać pytania".

Takie właśnie przedstawienia z pytajnikami do indywidualnych przemyśleń dawał swoim widzom, dbając nie tylko o otwieranie oczu i uszu, ale i pobudzanie szarych komórek. Za najważniejsze we wszystkim co się robi uważał rzetelność myślenia. To była też jedna z największych zalet, którą ceniło w nim środowisko.

Cechowała go swoista zachłanność na wiedzę i praktykę. Wyrażała się ona w dążeniu do pełni obcowania ze sztuką, odnoszenia się do niej z kilku pozycji i spojrzeń: aktora, reżysera, dyrektora, pedagoga, autora. Która z tych ról była dla niego najważniejsza? Nie ma co się o to spierać. Doświadczenia z tych stref nawzajem się przecież wspierały, uzupełniały, wzbogacały.

Sam poznał słodki i gorzki smak aktorstwa, tajemnice nieustającego przeistaczania się. Miał wysokie wymagania w stosunku do swoich aktorów, ale jednocześnie respekt i szacunek. Uznawał aktorów, którzy kochają sztukę w sobie a nie siebie w sztuce. On się do takich zaliczał i tacy się do niego garnęli. Twierdził, że aktor nie może czuć się wyrobnikiem odrabiającym pańszczyznę dla autora, reżysera czy dyrektora.

Nie decydował po dyktatorsku, co wystawiać w prowadzonych przez siebie teatrach. Zasięgał rady aktorów. Liczył się z ich upodobaniami, z tym "co komu w duszy gra, co kto widzi w swoich snach". Mówił o sobie, że jest reżyserem typu aktorskiego. O jego pokorze w stosunku do aktorów świadczy wyznanie: "Często, gdy w czasie prób jakaś sytuacja jest trudna do aktorskiej realizacji, próbuję sam. Nie dlatego jednak by pokazać aktorowi jak należy robić, tylko żeby móc zrozumieć, dlaczego on tego zrobić nie może. Po prostu na siebie samym próbuję odczuć, gdzie leży błąd tego, co wymyśliłem wcześniej". Podzielił się i taką refleksją: "Reżyser ma w sobie wiele z psychoterapeuty; powinien mieć, jeśli chce być dobrym reżyserem. Wymaga to określonych kwalifikacji ludzkich. Dlatego tak trudno być reżyserem". Racjonalista w myśleniu i postępowaniu, mówił: "Młodym trzeba dać szansę. I tak przecież wejdą do teatru". Pamiętał jak zaczęła się jego kariera - adepta dwóch wydziałów: aktorskiego i reżyserskiego warszawskiej szkoły teatralnej. Gdy miał dwadzieścia pięć lat został głównym reżyserem w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku, a w trzy lata później jego dyrektorem i kształtował oblicze tej sceny w nowym duchu. Już wtedy odkrył dar skupiania wokół siebie ciekawych indywidualności - aktorów, reżyserów, scenografów, kompozytorów. Grali u niego Zbyszek Cybulski i Bogumił Kobiela - żeby wspomnieć dwa legendarne nazwiska. Potem Hubner zapisał swoje złote lata w Starym Teatrze w Krakowie, w przymierzu z wielką trójcą reżyserów: Konradem Swinarskim, Jerzym Jarockim, Andrzejem Wajdą, w dbałości o rozwój talentów aktorskich. Odszedł po sześciu latach stłamszony przez krakowskie władze - rozczarowań życie profesjonalne też mu nie szczędziło.

W roku 1974 objął ster Teatru Powszechnego w stolicy, w którym zbierał wielkie indywidualności aktorskie i tworzył teatr o wyrazistym charakterze, którego pasją było naświetlanie życia z punktu widzenia moralności, zarówno wtedy gdy wprowadzał na afisz "Sprawę Dantona", "Lot nad kukułczym gniazdem", czy ostatnio "Lekcję polskiego". I gdy zdecydował się pokazać na scenie "Rozmowy z katem" Kazimierza Moczarskiego, w których sobie dyrektor i reżyser powierzył rolę Autora.

Sam obsadzał się w swoim teatrze rzadko. Lubił podkreślać, że nie odbiera ról aktorom. Wiedział zresztą - miał wyostrzoną samoocenę i samoświadomość - na jakie role może sobie pozwolić. Bliskie były mu postacie, które nie powodują się emocjami, lecz kierują się przesłankami rozumu, wytaczają swoje racje. Zgodnie z tymi predyspozycjami angażowano go do filmów. Był przychylny i filmowi i telewizji. Zbierał nagrody za najlepsze spektakle także jako reżyser w teatrze ogromnym małego ekranu.

Mówił o sobie, że jako dyrektor był "dosyć zrównoważony i ufał ludziom". Ostatni jego zespół Teatru Powszechnego też darzył go zaufaniem we wspólnym powoływaniu do życia na scenie niepowtarzalnych ludzkich istnień. W jednym ze swych wybornych felietonów (publikowanych na łamach "Dialogu"), w których teatr przenikał w życie i na odwrót, napisał: "Jakkolwiek potoczą się losy teatru, obojętnie jakie tendencje wyznaczą jego drogę, przeznaczeniem teatru będzie zawsze łączenie ludzi we wspólnym przeżyciu, służącym wzajemnemu zrozumieniu i oczyszczeniu".

Zygmunt Hubner zostawił nam to przesłanie, którym było przesycone jego twórcze życie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji