Artykuły

PESTKA. Dzień I

Otwarcie festiwalu "Leningradem", spektaklem nienowym, ale niezwykle energetycznym i bez wątpienia potrafiącym porwać publiczność i zachęcić ją do zabawy, było strzałem w dziesiątkę - pierwszy dzień Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Awangardowych PESTKA podsumowuje Justyna Czarnota z Nowej Siły Krytycznej.

Międzynarodowy Festiwal Teatrów Awangardowych PESTKA, odbywający się w tym roku po raz czwarty w Jeleniej Górze, jest częścią polsko-niemieckiego projektu "Od fundamentów po szczyty", który za cel stawia sobie "rozwój transgranicznej współpracy pomiędzy instytucjami kultury, pogłębianie świadomości tożsamości mieszkańców pogranicza ze wspólnym obszarem życia". PESTKA stanowić powinna okazję do obserwacji rozwoju teatru niemieckiego. W ramach tej edycji zaplanowano prezentację dwóch spektakli zza zachodniej granicy.

W tym roku organizatorzy zaprosili gości do pachnącego jeszcze nowością Jeleniogórskiego Centrum Kultury. Budynek został oddany do użytku zaledwie tydzień przez teatralnym świętem, w czasie PESTKI przechodzi swoisty chrzest bojowy. Liczne, świetnie wyposażone sale w sam raz nadają się na warsztaty dla młodzieży, które wypełniają przedpołudniową część programu. Klub Kwadrat, mieszczący się na parterze obiektu, to funkcjonalna przestrzeń do dyskusji pospektaklowych i debat (których goście to m. in. Krzysztof Mieszkowski, Jacek Poniedziałek, Roman Kurkiewicz czy Bogdan Koca - nie wszyscy na raz, niestety). Nowoczesna Sala Widowiskowa na niemal 300 miejsc jest z kolei znakomitą przestrzenią prezentacji spektakli. Organizatorzy zaplanowali 2-3 przedstawienia dziennie, dlatego korzystają też ze starej siedziby JCK. Znajdująca się tam Sala Nowa daje możliwość obejrzenia spektaklu około setce widzów.

Otwarcie festiwalu "Leningradem" Teatru Piosenki, spektaklem nienowym, ale niezwykle energetycznym i bez wątpienia potrafiącym porwać publiczność i zachęcić ją do zabawy, było strzałem w dziesiątkę. W Jeleniej Górze sala (ta większa) była wypełniona chyba do ostatniego miejsca, a wrocławską produkcję Łukasza Czuja przyjęto owacjami na stojąco. Spektakl spodobał się zarówno publiczności starszej, wychowanej na piosenkach Sznurowa, jak i tej młodej, dla których dawno przebrzmiała legendarnego undergroundowego zespołu (jeśli w ogóle zdążyła wybrzmieć). Entuzjastyczne przyjęcie na początku dobrze zwiastuje na kolejne dni - jest realna szansa przyciągnięcia na wydarzenia prawdziwego tłumu (dodam jeszcze, że wejścia są bezpłatne, należy jedynie odebrać wejściówkę).

Przedstawienie zaczyna się powoli, tak jak powoli budzą się po ostrej balandze chłopcy w zaimprowizowanym na scenie zniszczonej melinie. Ze sterty szmat wyłaniają się kolejne postaci - nieprzytomnie bełkocząc, powoli uzyskują kontakt z rzeczywistością. Oczom widzów ukazują się kolejne instrumenty - gotowi na kolejną imprezę chłopcy zaczynają grać, Mariusz Kiljan i Tomasz Mars przerzucają się opowieściami o realiach życia codziennego, złych kobietach i jeszcze gorszym systemie. Deklaracje stają się tym radykalniejsze, im wódka leje się szerzej. Tym ostrzej i głośniej gra muzyka, tym większa energia na scenie. Przy "www.leningrad.com" ciężko usiedzieć w fotelu. Spektakl ma wyraźnie stopniowaną dramaturgię - narasta hałas i harmider a potem następuje wyciszenie. Pojawiające się w końcowej scenie na stole tykające, niepokojąco odmierzające czas zegary-bomby niewiele mają wspólnego w radosną bibą, na którą zastaliśmy zaproszeni, jest w nich raczej refleksja nad nieubłaganie płynącymi chwilami. Czuj opowiada o grupie muzyków jako o reprezentantach straconego pokolenia. Spektakl ma pewien potencjał uniwersalności - pokazuje, że artyści są zawsze dysydentami, odszczepieńcami, niebezpiecznymi, bo grożącymi rozpaleniem ognia buntu, wysadzeniem bomby.

Prezentowanie swoich spektakli jest przywilejem teatru organizującego imprezę, skorzystał w niego Łukasz Duda, dyrektor Festiwalu, reżyser "High School Pekin 3D". Pokazując przygotowaną z zespołem Teatru Odnalezionego adaptację głośnych "Zabaw na podwórku" Edny Mazyi, zainicjowano dyskusję o banalności zła - problemie, który jest motywem przewodnim tegorocznej IV edycji Festiwalu. Próba tematyzacji została na PESTCE podjęta po raz pierwszy. Wstępne i pobieżne zerknięcie do programu pozwala zorientować się, że prezentacje da się tym kluczem interpretować.

Wróćmy jednak do "Pekinu", jak w skrócie nazywają spektakl twórcy. Spektakl miał premierę w marcu tego roku, od tego czasu zdążył - jak myślę - okrzepnąć. Teatr Odnaleziony gościł z nim także na VII Studenckim Ogólnopolskim Festiwalu Teatralnym w Olsztynie, kilka razy pokazano go w rodzinnym mieście. Historię o gwałcie na nastolatce dokonanym przez kilku młodych chłopaków, jej znajomych, Duda wpisuje w jeleniogórską scenerię, umiejscawiając akcję na Pekinie - jednej z najniebezpieczniejszej części miasta. Aluzji lokalnych nie jest specjalnie dużo, są jednak czytelne i całkiem sprytnie wpisane w strukturę tekstu - mówi się o autostradzie do Wro i pochodzeniu z J. G. (wymawiane z angielska, oczywiście).

Scena rozprawy sądowej stanowi ramę i przyczynek do rekonstrukcji zdarzeń, które w konsekwencji doprowadziły do zbrodni. Sala sądowa płynnie zmienia się więc w podwórko, gwałciciele w sędziów. Reżyser swoich bohaterów zamknął w niewielkiej przestrzeni odgrodzonej drucianą klatką, pozwalając widzom uważnie się im przyglądać. Podkreśla tym samym usytuowanie widza w kłopotliwej sytuacji podglądacza, świadka wydarzeń, ale i arbitra sądowego.

W interpretacji Teatru Odnalezionego Dvori nie jest niewinną, zakompleksioną, odrzuconą przez rodzinę i znajomych dziewczynką, ale świadomą swojej seksualności małolatą, wodzącą nabuzowanych hormonami chłopaków za nos. W krótkich obcisłych spodenkach i niby od niechcenia podwiązanej koszulce, z leciutko odęta wargą sprawia wrażenie wulgarnej. Agata Mamzer nie użycza jej nieśmiałości, raczej zadziorności. Dużo ciekawsze postaci udało się stworzyć aktorom. Przyjaciół z osiedla jest tym razem trzech, każdy z nich reprezentuje inny typ osobowości. Szczególnie interesująco przedstawiona została postać Szmulika - w głębi serca dobrego, naiwnego (żeby nie powiedzieć głupawego) chłopca, ostrzegającego Dvori przed zamiarami kolegów i gwałcącego ją pod presją opinii tychże. Między nim a Asafem - przywódcą bandy, silnym, władczym, ale jak się okazuje - niemęskim, bo niezdolnym do gwałtu - przebiega linia napięć. Najlepszy warsztatowo jest Piotr Kamola jako Sela - pozostający w cieniu walk pomiędzy kumplami i podjudzającym walkę. Dodam, że Kamola jest w zespole najstarszy, większość zespołu stanowią licealiści.

Spektakl rozgrywano w bardzo szybkim tempie, przed oczyma widzów migają kolejne obrazy. Konsekwencją tej strategii jest pewna nadpobudliwość w ruchach aktorów - ciągle zmieniają miejsce, podrygują, rzucają piłką, wykonują szerokie gesty rękoma. Podobnie zachowują się jako sędziowie - stojąc twarzami do widza, z megafonami, nadal w ciągłym ruchu. To ujednolica figury oskarżonych i obrońców. Podkreśla się w ten sposób podwójność gwałtu dokonanego na dziewczynie - fizycznego (u Dudy przedstawionego kolorowo i cukierkowo: chłopcy rechocząc bujają huśtawką nad leżącą Dvori, wytrysk zastępuje wystrzał konfetti) i psychicznego (poprzez przesłuchanie i bezceremonialne zrzucanie winy na nastolatkę). Słabo natomiast wybrzmiewa jedność świata męskiego, stanie za sobą murem młodych i starszych mężczyzn. Duda woli mówić o dezawuowaniu prawa, a nie o patriarchalizmie stosunków społecznych. Świadczy o tym wprowadzenie Pani Prokurator - wyuzdanej kobiety w czarnym lateksie z pejczem, której ostatnim celem jest dojście do prawdy.

Ten spektakl opowiada jednak przede wszystkim o problemach nastolatków, ich niemożności odnalezienia się we współczesnym świecie, konieczności radzenia sobie z presją rówieśników. Duda, prowadząc dwie grupy teatralne, przyciąga do siebie młodych ludzi. Dla nich - szczególnie po doświadczeniach poprawnego, mieszczańskiego teatru serwowanego w mieście - spektakl to niewątpliwie atrakcyjna propozycja. Jest mocno popkulturowy, dynamiczny, odwołuje się do sytuacji znanych im z osiedla, podwórka, szkoły. Udowadnia, że teatr nie musi być poprawny i uładzony, a przede wszystkim - może nie być nudny i bardzo bliski współczesności i codziennym problemom. Dla mnie stężenie użytych środków wyrazu było momentami zbyt wysokie, zabrakło mi chwil wyciszenia, miejsca na refleksję jeszcze w trakcie oglądania spektaklu.

Podczas rozmów festiwalowych ujawnili się obecni na przedstawieniu rodzice - jedna z mam z naprawdę dużym entuzjazmem mówiła o przedsięwzięciu, twierdząc, że jej to bardzo wiele rzeczy uświadomiło. Co prawda w samej strukturze spektaklu wątek Dvori - pozbawionej rodzicielskiej opieki, wyautowanej ze społeczeństwa - jest obecny raczej marginalnie. Przebija z jej słów, ale desperacji i żarłocznej potrzeby akceptacji przez kogokolwiek nie widać zbyt wyraźnie. Przesuwając akcent na kwestie związane z procedurami prawniczymi i oceną wymiaru sprawiedliwości, problemy rodzinne pozostawione zostały na pastwę słów, które jednak - jak można wnosić z wypowiedzi mamy - zostały odczytane odpowiednio.

Duda zorganizował PESTKĘ przy pomocy młodych ludzi i wydaje się, że przede wszystkim dla nich. Stanowili zdecydowaną większość widowni. Myślę, że na tym młodym reżyserze i animatorze kultury spoczywa ogromne zadanie. Jako jedyny w mieście chce tworzyć teatr zaangażowany w lokalne problemy i wierzy, że jego działalność może coś zmienić. Tematów na pewno mu nie zabraknie, przecież przynosi je w sobie młodzież z jego teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji