Artykuły

Dzień powszedni warszawskich teatrów

Przykro, jeżeli po obejrzeniu szeregu premier obecnego sezonu warszawskiego nie ma się czym zachwycić, nieliczne tylko przedstawienia potrafią skłonić do umiarkowanego zadowolenia, a najczęściej wywołują smutne westchnienie rozczarowania. Bo karma, którą nas teatry częstują, bywa niekiedy żenująco niewybredna i tania. Teatr Powszechny przygotował właśnie taką importowaną pigułkę, która zadziwia jałowością tandety. Nieporadność artystyczna, pretensjonalność przeróbki powieści Maupassanta równa się tylko złemu smakowi tego scenicznego tworu. Nie wszystko, co obce (nawet nagrodzone!) warto u nas wystawiać! Migawki demaskujące życie Francji z "Belle Epoque" suto przetykane są płytkimi dywagacjami o literaturze, twórczości. (Mistyfikacja głębi tak wyraźna, w takiej dysharmonii z elaboratem programu, że może być znamiennym przykładem dość powszechnie spotykanego zjawiska w naszym życiu teatralnym: program sobie, rzeczywistość sceny sobie.) Całość sztuki niespójna, nudnawa, naszpikowana brutalizmami w słowie i sytuacjach, które świadcząc pozornie o "cholernej" odwadze i nowoczesności autora, właściwie mają zadania proste: atmosferą sensacji złapać niewybrednego widza. Niesmaczne dowcipy, łóżkowa szarpanina zawsze jeszcze ściągnie kontyngent pewnej kategorii zwolenników, a fakt, że sala Teatru Powszechnego (niewielka zresztą) bywa na tym przedstawieniu pełna, nie wydaje się tym razem ku chwale Kierownictwa Artystycznego. Niespokojna, narzucają się dekoracja, brak konsekwencji w reżyserii, różne style gry zespołu - nie wzmocniły wieczoru. Żal patrzeć na znudzony cień Pawlika (Flaubert). A i Wojciech Pszoniak (Maupassant) nie przekonany, do roli, lub bez pewnej ręki reżysera, nie wykazał w pełni swych możliwości.

Małą Scenę Powszechnego otwarto adaptacją powieści samego kierownika literackiego Romana Bratnego: "Trzech w linii prostej"). Dyskusja o współczesności i najnowszej historii rozrzucona na głosy trzech pokoleń, ukazana w różnych perspektywach czasowych i konwencjach. W teatrze kręci się film o Polsce. Nie było Muzy z czasów Wyspiańskiego, by poddała ton, jak się Polską współczesną gra. Nie poetycka to więc rzecz, a czysta publicystyka. Dość zgrabnie sugerowana przez reżysera, ożywiona przez aktorów (Herdegen, Szalawski, Bąk, Pawlikowski i inni). Każda próba mówienia o sprawach istotnie obchodzących widownię, szukanie sensu dnia wczorajszego i dzisiejszego bywa cenna i dobrze, że Teatr podejmuje w tym kierunku wysiłki. Ale może to być równocześnie dowodem, że problemy i rozterki Reżysera filmu i Jerzmana II nie są obce twórcom tego miniaturowego przedstawienia w nowej, estetycznej, kameralnej sali na Pradze.

"Żegnaj Judaszu" Iredyńskiego omawiano już niejednokrotnie z okazji innych prezentacji, chociażby krakowskiej. Tekst ten rzeczywiście można chyba zaliczyć do lepszych tegoż autora. Z pinterowskiej atmosfery złapanego w klatkę człowieka, zaszczutego przez swoich i obcych, wyłania się interesujące studium wierności. Nieokreślony bliżej współczesny Konspirator imieniem Judasz walczy o zachowanie wierności idei i ludziom, walczy z konkretem groźnej sytuacji i przeznaczeniem. Ponosi klęskę, zdradza. A potem już akt rozpaczy, decyzja własnej śmierci. Zwycięża los? A może próba ratowania godności człowieczej, mimo wszystko? Poprzez zwolniony, skąpy dialog postaci wytwarza się stopniowo nastrój spraw, ważkich, ostatecznych. Zasługa tu i reżysera, i aktorów. Mariusz Benoit potrafił oszczędnie i prosto przekazać wewnętrzne napięcie Judasza. Miał dobrych partnerów; Jan (Krzysztof Majchrzak), Młodziutka Blada (Grażyna Marzec). Najsłabiej wypadła rola Komisarza.

Gorzej powiodło się Iredyńskiemu w Teatrze Małym. Daniel Olbrychski w monodramie o ironicznym tytule "Czysta miłość" grzebał się w nudnawej patologii i kompleksach skrzywionej . miłości współczesnego mężczyzny bez większego rezultatu artystycznego. Pozostawiony przez kilkadziesiąt minut sam na sam z widownią, nie potrafił jej zafascynować ani głosem, ani grą. "Maria" Zofii Kucówny wypadła szczęśliwiej. Artystka operując nieco lepszym tekstem (żywocik z zetempowskiego pokolenia) przekazywała słowa listu umierającej kobiety i refleksje aktorki sugestywnie, z wewnętrznym dynamizmem i należytym zaangażowaniem.

Ignacy Gogolewski w Teatrze Polskim zaskoczył Otellem. I rozczarował. Opracował rolę bardzo starannie. Z maestrią solisty wyśpiewał pięknym głosem frazy tkliwych uczuć, niepokoju, wzburzenia, zazdrości. Wystudiowanym gestem upozowanego dzikusa i efektowną szatą malował w powietrzu obrazy. Ale cóż, postawił na zły numer. Ten kunszt świadomie jakby operowy, supersztuczny zabił gorący ton tragedii, wyraz uczuć, napięcie namiętności, które są siłą Szekspira. Czy dziś nie znajdzie się rzeczywiście nic prawdziwego w tej tragicznej opowieści o ludzkiej zdradzie, zazdrości, o zawiedzionym zaufaniu? Konwencja gry przyjęta przez artystę większości widzów nie przekonała. Brak jednolitej myśli w całości, wydumane, geometryczne formy dekoracji, która zbytnią ruchliwością przyczyniała dodatkowe zajęcia aktorom, nadmiernie dosadny język przekładu wyziębiły, oddaliły od nas spektakl do reszty. A szkoda. Nakład pracy i ambicje duże.

Moralista o temperamencie satyryka wyczaruje w teatrze śmiech i grozę. Suchowo-Kobylin tworzy tak piórem, Bohdan Korzeniewski na scenie: "Śmierć Tarełkina" w Teatrze Dramatycznym. W schemat "żartu scenicznego", farsowych sytuacji, oczywistych nieprawdopodobieństw, przebieranek, komicznych nieporozumień, wesołych gagów wpisano człowieka. Człowieka żywego i jego świat, niestety nader prawdziwy: świat okrucieństwa, służalczości, łapownictwa, chciwości, bezbrzeżnej głupoty. Czarny ten bagaż obciąża zarówno jednostki, jak i urzędy. Utwór ma ponad sto lat. Ale nośność szyderstwa szeroką. "Kto powiedział, że nasze czasy minęły!" - wykrzykuje buńczucznie policja. Teatr zachowuje swą teatralność jawnie. Dekoracja podchwytuje elementy sali widowiskowej, w której jesteśmy, aktor swobodnie zdejmuje i wkłada peruki. Bo zmiana maski znaczy tylko zmianę maski. Człowiek u Suchowo-Kobylina nie zmienia się: czujny, aby zagarnąć coś dla siebie, stale w pozycji agresywnej walki o porcje własnych korzyści materialnych czy prestiżowych. A w razie potrzeby zgięty w ukłonie wobec możniejszych. Łańcuch wzajemnych zależności z triumfująca na wierzchu piramidy głupotą. W ten łańcuch wprzęgnięci wszyscy: Tarełkin inscenizujący swą śmierć ze strachu przed wierzycielami, podobny mu łajdak Warrawin, w poszukiwaniu papierów, które kompromitują jego generalską mość, nader ograniczony inspektor Rasplujew, zachłystujący się władzą śledczego, komisarz policji, pijanica i łapownik czystej wody, gromada posłusznych świadków. Jesteśmy w teatrze, więc śmiejmy się - uspokaja reżyser. A równocześnie punktuje mocniejsze momenty, wyostrza satyrę, celowo podrażnia samozadowolonych widzów. Bo mądra sztuka ma także swoje różne maski, różne oblicza, różnorodną wymowę. Ma swoje wczoraj i swoje dziś. Wiedzą o tym ludzie teatru i sięgając po rzeczy odległe potrafią przemówić właśnie do nas. Dwaj antagoniści - Tarełkin i Warrawin - otrzymali dobrych wykonawców. Zbigniew Zapasiewicz błyszczy swobodą i komediowym rozmachem. Ryszard Pietruski kunsztownie snuje nić pajęczą, aby złowić swoją ofiarę. Bohdan Baer (Inspektor) zręczny, zabawny, farsowy. Zaczął tylko bardzo ostro i może dlatego w ostatnich partiach nieco słabnie. Wydaje się, że korzystnie dla całości wpłynęłyby małe skróty w końcu pierwszej części oraz w scenie badania świadków, zbyt długiej. Trafny dobór reżyserskiego klucza, zgranie zespołu czyni wieczór przyjemną zabawą z "głębszym znaczeniem".

PS. Do redakcji "TP": Z żalem donoszę, że nie nadeślę tym razem sprawozdania z XI Warszawskich Spotkań Teatralnych, gdyż recenzentka Waszego pisma nie otrzymała zaproszeń ani biletów i nie miała możliwości obejrzenia tej cennej imprezy organizowanej przez Urząd m. Warszawy. - Z. J.

Luciano Codignola: "Bel-Ami i jego sobowtór". Przekł. Joanna Walter. Teatr Powszechny, Warszawa. Reż. Giovanni Pampiglione. Scenogr. Andre Acquart. Muz. Stanisław Radwan.

Roman Bratny: "Trzech w linii prostej". T. Powszechny (Mała Scena). Adaptacja i reż. Zygmunt Hubner. Scenogr. Jan Banucha.

Ireneusz Iredyński: "Żegnaj Judaszu". T. Powszechny. Reż. Wiesław Górski. Scenogr. Wacław Kula.

Ireneusz Iredyński: "Maria i czysta miłość". Teatr Mały, Warszawa. Reż. Adam Hanuszkiewicz.

Wiliam Shakespeare: "Otello". Przekł. Bohdan Drozdowski. Teatr Polski w Warszawie. Reż. August Kowalczyk. Scenogr. Ryszard Winiarski. Muz. Tomasz Ochalski.

Aleksander Suchowo-Kobylin: "Śmierć Tarełkina". Teatr Dramatyczny, Warszawa. Przekł. i reż Bohdan Korzeniewski. Scenogr. Zofia Wierchowicz. Dźwięk: Janusz Jędrzejczak.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji