Artykuły

"Dokument epoki"

Ci spośród czytelników "Wiadomości", którzy mieli okazję oglądać na emigracji okropne sztuczydło Zawieyskiego "Rozdroże miłości", dowiedzą się teraz ze zdumieniem z jezuickiego "Przeglądu Powszechnego" (styczeń b.r.), że oglądali "dokument epoki" na miarę największych dzieł katolickich. Tak przynajmniej twierdzi p. J.M. Święcicki, któremu w "Rozdrożu miłości" najbardziej się podobało przełamanie przez Zawieyskiego postawy "gwarancjonistycznej" i uwypuklenie wyższości katolicyzmu "patriarchalnego" wsi nad katolicyzmem "faryzejskim" miasta. Może to i prawda a może nie, ale nie o to w tej chwili chodzi. Z punktu widzenia literackiego nie wystarczy niestety zgodność z naukami kościoła, by jakikolwiek utwór zaawansował do rangi "dokumentu epoki". W "Rozdrożu miłości" nie ma ani jednej żywej i przekonywającej postaci scenicznej. Ksiądz Jan jest świętym bez skazy, Elżbieta jest nawróconą grzesznicą bez skazy, chłopak z Zarzecza jest wierną owieczką bez skazy, groźny wójt jest uosobieniem ziemskiej sprawiedliwości, Marta jest narzędziem ziemskiej absolucji. Wszystkie te widma poruszają się po scenie jak kukły na odpuście, rozmawiają ze sobą uroczyście sztucznym językiem kazań niedzielnych lub artykułów z "Rycerza Niepokalanej", roztrząsają nieustannie swoje kłopoty duchowe, aż wreszcie w nagrodę za tę pracowitą deklamację stają się świadkami cudu, który rozwiązuje splątany węzeł życia jakby to był zwykły supełek na sznurowadłach. Gdzie Zawieyski widział takich ludzi i gdzie mogłaby się zdarzyć podobna historia? Jest prawie bluźnierstwem nazywanie poronionej i papierowej sztuki Zawieyskiego "dokumentem epoki" - zwłaszcza dzisiaj, kiedy literatura katolicka na Zachodzie dosięgnęła szczytów realizmu opisowego, znakomitej obserwacji ludzi, inteligencji, talentu i wnikliwości psychologicznej. Maritain napisał kiedyś że nawet w kałuży przegląda się czasem słońce; prawdziwego pisarza katolickiego który podziela jego zdanie obowiązuje więc nie tylko hymn do słońca ale i opis kałuży. Tymczasem w "Rozdrożu miłości" o zabójstwie i miłości mówi się takim samym tonem, jakim świeżo wyświęcony i zapłoniony ze wstydu ksiądz zwykł mówić o sakramencie małżeństwa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji