Artykuły

Wszystko sobie wygarniemy

- Teatr zawsze był dla mnie czymś naturalnym. Był drugim domem, schronieniem. Tym bardziej że mama w tym samym miejscu była dyrektorem sekretariatu. Czułem się tam, jak u siebie. Ale to był prawdziwy teatr! - mówi ANDRZEJ GRABARCZYK, aktor Teatru Kwadrat w Warszawie.

Wspólny wywiad ojca i syna! Obu aktorów obecnie możemy oglądać w sadze rodu Lubiczów.

Wincentego i Andrzeja Grabarczyków widzowie mają okazję oglądać na co dzień w telenoweli "Klan". Pierwszy z nich wciela się w postać pana Jeremiasza Bałuckiego, a drugi gra Jerzego Chojnickiego. Ojciec i syn występują razem również w warszawskim Teatrze Kwadrat. Poza tym wspólnie wędkują.

Jak to jest grać z rodziną - trudniej, łatwiej?

Wincenty Grabarczyk: Jeśli chodzi o mnie, to na pewno trudniej, bo jednocześnie kontroluję nie tylko siebie, ale i syna. Jak Andrzej gra, to ja nie mogę się skupić tylko na sobie. Gdzieś w podświadomości słucham syna i analizuję, co zrobił dobrze, a co źle.

Andrzej Grabarczyk: Film to inna para kaloszy. Ale gdy gramy razem w teatrze, faktycznie jest znacznie trudniej. Jesteśmy bardziej surowi dla siebie, wszystko sobie wygarniamy. Pewnie, że są i koledzy, którym można zasugerować, co należałoby poprawić, ale sporo osób tej krytyki nie lubi.

W.G.: -Niemniej jest to frajda i ogromna przyjemność! Być razem w teatrze, razem być na scenie...

A.G.: -I razem się potem kłaniać (śmiech).

Pamiętają panowie swój pierwszy wspólny występ?

A.G.: -Moje pierwsze kroki na scenie postawiłem, gdy tata grał w teatrze w Zabrzu. Zanim poszedłem do szkoły teatralnej Jeszcze przed egzaminami, przez pół roku byłem tzw. adeptem. I właśnie wtedy po raz pierwszy byliśmy razem na scenie, bo trudno mówić o moim graniu.

W.G.: -Ale zaznaczyłeś się.

A.G.: -Tak. To był 1974 rok i zaznaczyłem się wtedy (śmiech).

Jako dziecko pewnie często chadzał pan z tatą do pracy, do teatru?

A.G.: -Całe moje życie to był teatr. W końcu jestem dzieckiem ludzi teatru. Z jednej strony czas wypełniało podwórko, z drugiej - teatr.

W.G.: -Andrzej właściwie wychowywał się w teatrze.

A.G.: -Gdy rodzice nie mieli mnie z kim zostawić, to zabierali ze sobą do pracy. A jak przychodziła pora drzemki, kładli mnie gdzieś w garderobie albo w loży, żeby mieć mnie na oku.

W.G.: -Ja miałem próbę, a on spał.

A.G.: - Teatr zawsze był dla mnie czymś naturalnym. Był drugim domem, schronieniem. Tym bardziej że mama w tym samym miejscu była dyrektorem sekretariatu. Czułem się tam, jak u siebie. Ale to był prawdziwy teatr!

Otóż to. A jak pan wspomina teatr z dzieciństwa?

A.G.:-Kiedyś były prawdziwe teatry, przy których funkcjonowały pracownie rzemieślnicze, szewskie, krawieckie. I to był świat! Ja właśnie uwielbiałem odwiedzać te pracownie techniczne i podpatrywać, z czego robi się na przykład miecze czy pasy. Pracował tam wtedy pan Dzioba, który wyczarowywał rekwizyty z byle czego. A mnie to pasjonowało! Pamiętam, że ojciec w "Ryszardzie El" miał krzyż zrobiony ze starych szyldów.

W.G.: - Dzioba był fachowcem z teatru lwowskiego. Wszystko robił "za dychie", Kiedyś samochód cały zespawał. Ile? Dychie (śmiech). Wówczas w ogóle każda czynność wymagała specjalnego stanowiska. Nie każdy mógł np. ciągnąć za sznur od kurtyny. Od tego był sznurmajster.

A.G.: -Teraz już wszystko jest elektronicznie sterowane, wszystko chodzi na przycisk. A dawniej trzeba było ciągnąć sznur w odpowiednim tempie. Podobnie z efektami specjalnymi. Dziś burza jest nagrana i wystarczy wcisnąć klawisz. A wtedy były maszyny do wiatru, składające się z olbrzymiego bębna i płótna. Aby wydobyć z nich szum, trzeba było kręcić korbą. Grzmot z kolei uzyskiwało się przez spuszczenie kuli do długiej rury.

W.G.: -To była drewniana, łamana rura. Do niej zrzucało się metalową kulę, która lecąc, wydawała odgłosy podobne do burzy.

A.G.: - A na końcu rury umocowana była blacha i w nią trzeba było uderzyć pałą, gdy kula już prawie wylatywała. I to był teatr! Dzisiaj trochę brakuje tej magii.

Czy spędziwszy dzieciństwo w teatrze, miał pan pomysł, żeby robić w życiu cokolwiek innego?

A.G.: - Oczywiście! Miałem wiele pomysłów. Bo człowiek, jeżeli coś ma, to tego nie widzi, tylko chce czegoś innego. Chciałem m.in. zostać muzykiem, ale gdy nadszedł czas podjęcia decyzji, wybrałem zootechnikę.

W.G.:-My z żona bardzo nie chcieliśmy, żeby Andrzej poszedł w nasze ślady i został aktorem. W związku z czym robiliśmy wszystko, żeby na studia poszedł w zupełnie innym kierunku. No i poszedł na zootechnikę.

A.G.:-Bardzo lubiłem biologię. Wolny czas czy wakacje zawsze spędzałem na łonie natury. Z Katowic wyjeżdżaliśmy do rodziny na Mazury, nad jeziora. Przyrodę bardzo szanowałem, uwielbiałem i chciałem być z nią związany. Ostatecznie na zootechnice byłem niecałe dwa lata. Powinęła mi się noga i musiałem ponownie przemyśleć plany na przyszłość.

W.G.: - Ale był z tej zootechniki jeden zysk - tam Andrzej zakochał się, tam poznał swoją żonę, Zosię, która jest z nim do dziś.

A.G.:-To prawda, jednak wtedy zamierzałem kontynuować studia w kierunku biologicznym. A rodzice zapytali, czy nie chciałbym zdawać do szkoły aktorskiej. Tata nawet przygotował mnie do egzaminów i zdałem.

W.G.:-Bo kiedy Andrzej zrobił maturę, razem z kolegami przygotowali program artystyczny, którym mieli uczcić to wydarzenie. Z tamtego grona wywodzi się kilku znanych aktorów, m.in. Mirek Krawczyk ("Lokatorzy", "Złotopolscy", "Na Wspólnej"; ojciec Mikołaja Krawczyka - przyp. red.), ale przede wszystkim jest znakomity reżyser, Leszek Majewski ("Angelus", "Wojaczek" -przyp. red.). Oni mnie poprosili - gdy mieli już prawie gotowy program - żebym przyszedł doradzić i ewentualnie pomógł im coś zmienić. Słyszałem, jak Andrzej świetnie mówił swój tekst. Po powrocie do domu powiedziałem żonie: "Słuchaj, czy my nie popełniamy błędu? Bo Andrzej ma zdolności aktorskie", ale ona wolała to przemilczeć, ponieważ liczyła, że jak syn pójdzie na studia do Olsztyna, będziemy mogli sobie rybki hodować w PGR (śmiech). A ja już wtedy wiedziałem, że Andrzej ma talent. I jak potem skończył swoją karierę na zootechnice, pomyślałem sobie, że może wrócimy do tego aktorstwa.

A u pana skąd się wzięła ta pasja aktorska?

W.G.: -To jest zupełny przypadek. W gimnazjum w Szczytnie moja przyszła żona, która wówczas, w latach 40. była harcerką, postanowiła wystawić "Balladynę". Miała już prawie całą obsadę - przede wszystkim jej rodzina grała główne role - ale brakowało im Grabca. No Grabieć, Grabieć, Grabarczyk... Grabieć - nazwisko podobne, to wzięli mnie na tego Grabca. I tak to się zaczęło. Mój promotor dyrektor Leśniewski - ciągnący mnie za uszy przez całe gimnazjum, bo byłem słaby w przedmiotach ścisłych - powiedział mi wtedy, że ja muszę zostać aktorem. Tak się złożyło, że potem poszedłem do szkoły aktorskiej, do której zdawałem oczywiście monologiem Grabca. Ale to zupełny przypadek. Wcześniej byłem tylko raz w teatrze w Olsztynie, na wycieczce w gimnazjum. A w tej samej szkole kilka lat młodsza koleżanka, Krystyna Sienkiewicz, własnoręcznie malowała dekoracje do przedstawień.

Czyli wcześniej nikt w rodzinie nie parał się tym zawodem?

W.G.: - Nie. Po nas tylko wnuk jeszcze skończył filmówkę w Łodzi, ale organizację produkcji.

A.G.:-Mój syn w ogóle nie przejawiał zainteresowania aktorstwem. U nas w domu żyło się głównie teatrem, natomiast jego pasją jest przede wszystkim film. Stworzył sobie pokaźną filmotekę, uzupełnianą na bieżąco. Właśnie w tym kierunku poszedł: filmu, telewizji, produkcji i postprodukcji telewizyjnej.

A wspominał pan, że pana z kolei ciągnęło w stronę muzyki.

A.G.:-Tak. Mieliśmy kapelę rockową w szkole. Próbowałem też zdawać do zaocznej szkoły muzycznej, ale się nie dostałem. Potem, notabene, okazało się, że egzaminował mnie znajomy taty, z którym jeździliśmy po Szwecji.

W.G.:-Staszek (Proksa, profesor Akademii Muzycznej w Katowicach - przyp. red.) był perkusistą w Wielkiej Orkiestrze Symfonicznej Polskiego Radia i Telewizji w Katowicach. Znakomity fachowiec, jednocześnie profesor tej szkoły. Potem myśmy się spotkali, on tak patrzy na Andrzeja, patrzy i mówi do mnie: "On u mnie zdawał na perkusję". "I co?" "No nie zdał". Profesor zapytał: "Czemuś mi nie powiedział?" A ja nie wiedziałem! Andrzej w tajemnicy poszedł.

A.G.: - W tajemnicy, owszem. Ale wtedy nikt nie zdał, a próbowało paru obecnie niezłych muzyków, bo m.in. Anrymos Apostolis (członek zespołu SBB, muzyk współpracujący z Tomaszem Stańką - przyp. red.) i mój kolega, Bogdan Kisiel, który potem był gitarzystą basowym u Anny Jantar. Też nie zdał. Nikt nie zdał, choć cały nasz zespół postanowił się kształcić.

Podobno Skandynawia to pana ulubione miejsce do wędkowania?

A.G.: - Wyjeżdżamy tam, kiedy tylko się da. Bo poza tym, że gramy razem w Teatrze Kwadrat (co jest najważniejsze) i w "Klanie", to jeszcze razem łowimy.

W.G.:-Wędkarstwem zaszczepiłem Andrzeja bezpośrednio.

A.G.: -Tak, do dziś mam ślady na plecach.

W.G.:-Łowiłem na jeziorze na spinning i tak się zamachnąłem, że haczyki wbiły się w skórę syna. W ten sposób go właśnie zaszczepiłem (śmiech).

Dziękuję za rozmowę.

Wincenty Grabarczyk

Ma 80 iat. Polski aktor, reżyser teatralny i dyrektor teatrów. W1953 roku ukończył Katowickie Studio Dramatyczne, a już rok wcześniej 6 listopada 1952 roku debiutował na deskach Teatru Śląskiego. Od zakończenia edukacji w kolejnych latach byłaktorem teatróww Katowicach, Zabrzu, Sosnowcu, Gdańsku. Od 2001 roku gra na deskach Teatru Kwadrat w Warszawie. W latach 1993-1996 był dyrektorem artystycznym w zabrzańskim Teatrze Nowym. Jest ojcem aktora, Andrzeja Grabarczyka.

Andrzej Grabarczyk

Ma 58 lat. Aktor. Ukończył studia w roku 1978. Jest absolwentem Akademii Teatralnej w Warszawie, aktorem warszawskiego Teatru Kwadrat. Jest znany z roli Jerzego Chojnickiego w polskiej telenoweli "Klan", w której gra również jego ojciec Wincenty Grabarczyk (w roli Jeremiasza Bałuckiego). Przez lata był twarzą kampanii reklamowej marki Knorr w Polsce i w Czechach. W grudniu 2008 roku był doradcą Polskiego Stronnictwa Ludowego przy pracach nad projektem ustawy o zawodzie aktora.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji