Ionesco, czyli degradacja (fragm.)
Zabawy dzieci: niedługo po wojnie dzieci na podwórkach bawiły się w rozstrzeliwanie; było to przedmiotem niepokoju i obaw, o tych dzieciach mówiło się także, w specjalnym sensie, że są zarażone śmiercią. Ale co można powiedzieć o dorosłych, którzy bawią się w rozstrzeliwanie dzieci? Zabawili się tak ostatnio Eugeniusz Ionesco i Erwin Axer na premierze sztuki "Pieszo w powietrzu" tego pierwszego autora w Teatrze Polskim w Warszawie. Było to tyleż niesmaczne, co sprawne technicznie. Naprzeciw dwojga dzieci staje John Bull z automatycznym pistoletem. Na scenie oślepiający blask. Gdy mija, dzieci leżą w sposób artystycznie skomponowany, ale nadzwyczaj wiernie naśladujący rzeczywistość. Potem je wynoszą. Ileż się z nimi musiał napracować reżyser, aby i to wynoszenie było n a t u r a l n e, aby i ręce i nogi wlokły się sztywno po scenie! Jak te dzieci potraktują zabawę i precyzję dwóch starszych panów? Zachwycą się w przyszłości możliwościami aktorstwa i zasilą zespół Teatru Polskiego? Życzyłbym im tego. Żeby zabawa - na scenie zresztą traktowana dosyć serio - powtarzana co wieczór wytworzyła w nich nawyki aktorskie, a nie znieczulenie moralne.
Może przesadzam, nie wiem. Axer - jak zwykle wierny autorowi - w tej scenie posunął się do obrzydliwości; rozumiem go: chciał wywołać w widzach wstrząs, mocne wrażenie. Bo kiedy indziej postępował w ślad wskazówek Ionesco tak bezwolnie, że słusznie mógł się obawiać głębokiego znudzenia widowni.
Jak Axer był wierny Ionesco tak Ionesco i w tej sztuce jest wierny sobie. "Pieszo w powietrzu" jest złożone z charakterystycznej dla niego gry stereotypów, rozciągniętej wszakże w dwu i półgodzinne przedstawienie. A więc to co mieściło się w dramatycznej zwięzłości "Lekcji" i "Łysej śpiewaczki". To i nie tylko to. Gdy Ionesco był zwięzły, śledził stereotypy języka, zachowań ludzkich, konwencje obyczajowe, spod których znakomicie potrafił wydobyć na scenie ich pustkę, ich absurdalność. W "Pieszo w powietrzu'' to się powtarza. Scenografia Ewy Starowieyskiej przedstawia pejzaż szkocki jak gdyby malowany przez dziecko. Po murawie, którą zasłana została cała scena, przesuwają się w niedzielne popołudnie spacerujące rodziny. Są uprzejmi, konwencjonalni, co chwila pada magiczne słówko: sorry. Można w tym wypocząć, świat idealny i sielski; przy tym śmieszny, co i autor i reżyser pokazują subtelnie. Tu właśnie przyjechał z Paryża pan Berenger z żoną i córką. Jest taki stereotyp: że świat współczesny jest brutalny i miażdżący człowieka. Od tego stereotypu ucieka pan Berenger w inny, sielski, nie mniej konwencjonalny, ale przecież nie tak powszechnie uznawany za stereotyp jedynie współczesny. To wszystko dzieje się jeszcze w sferze języka, zachowań, obyczajowości. To wszystko zachowało ostrość, ironię, szyderstwo.
Ionesco jednak nie chce już dziś być tylko drwiącym malarzem obyczaju współczesnego. Awangarda paryska w jego wydaniu przeżarta została manierą filozoficzności. I odtąd zaczyna się klęska sztuki, znudzenie widowni, odtąd wierność Axera wobec tekstu nie jest zasługą artystyczną lecz degradacją.
Mianowicie autor chce powiedzieć, że człowiek, jego bohater, ma dobre intencje, wysokie tęsknoty, marzenia idealne i wysublimowane. Powiedzieć to wprost byłoby banałem. Więc za pomocą nowoczesnego, z epoki kosmicznej, symbolu: pan Berenger posiada w sobie tę siłę wewnętrzną, która pozwala mu wznieść się w górę, wysoko ponad łąkę szkocką, ponad chmury. Bronisław Pawlik wznosi się z dużym wdziękiem, reżyser - czy scenograf - tak umocował linki, że z połowy sali dostrzega się je tylko dwukrotnie, na krótki moment. A więc cyrk. Tyle że pozbawiony cyrkowego ryzyka. Gdy sytuacja się przedłuża - nudy.
Była to zaledwie przesłanka wniosku filozoficznego autora, dzielonego przezeń z młodzieżową, egzystencjalizującą opinią publiczną. Bo kiedy pan Berenger opuszcza się z powrotem na ziemię, Szkoci wołają, że na jego twarzy widać znużenie i rozczarowanie; pustka i rozpacz - oto gdzie zaprowadziły bohatera dobre intencje, wysokie tęsknoty i marzenia idealne. To oczywiste. Nikt przecież nie wierzy, aby tzw. orbitowanie człowieka w przestrzeni kosmicznej albo jego lądowanie na księżycu potrafiło odwrócić od niego pustkę i rozpacz ziemską. Może je zastąpić co najwyżej pustką i rozpaczą kosmiczną. Pustkę i rozpacz człowiek niesie w sobie we wszechświat.