Artykuły

To mnie się nie podoba

Nie mam wcale ambicji purysty językowego, miewam nieraz chwile rozterki czy napisać jakieś tam słowo razem czy osobno, a nieustanne czyhanie i tropienie najmniejszych potknięć językowych w tekstach drukowanych czy mówionych wydaje mi się manią, nie pozbawioną pewnej zarozumiałości. Przy tym wszystkim jednak z przykrym zdziwieniem muszę zwrócić uwagę na zbyt często powtarzające się grube, elementarne błędy stylistyczne, popełniane przez zawodowych ludzi pióra, ba - przez uczonych polonistów! Tego to już naprawdę nie powinno być, takich fałszywie brzmiących tonów, takich - z niefrasobliwości chyba, bo nie z niewiedzy, płynących - niedoróbek w publikowanych tekstach.

Parę przykładów z ostatnich dni. Dioniza Wawrzykowska - Wierciochowa pisze o sobie w "Polityce":

Jako krytyk i polonistka z wykształcenia pisuję rozprawy o charakterze ściśle naukowym".

Parę zdań wcześniej i parę zdań później ta sama autorka pisze tak:

"R. Kaleta jako autor 54-stronicowej rozprawki o "Mazurku" stawia mnie szereg zarzutów..."; "W sposób nieprzemyślany R.K. zarzuca mnie posługiwanie się fikcją..."; "Przekazy te pozwoliły mnie ukazać stan uczuciowy Wybickiego..."; "Wiersz Norwida znany mnie był.." itd.

Dlaczego wciąż to fatalne "mnie", kiedy wszelkie reguły stylistyczne domagają się we wszystkich powyższych przypadkach enklityki "mi"?

Eugeniusz Iwanicki w króciutkiej humoresce na łamach "Odgłosów" pisze:

"Jeśli nie będę znał treści poufnego zadania, jakim mnie obarczono, to wykonam go bez twego nerwowego podniecenia..." Go?

Podobnie w "Przekroju", w recenzji z "Ptaków" Arystofanesa, pisze Marian Sienkiewicz: "...(reżyser) nic nie uronił ze znakomitego tłumaczenia. Wręcz przeciwnie. Wzbogacił go delikatnie i subtelnie...".

Wzbogacił go? W obu przypadkach oczywiście powinno być "je" zamiast "go", i na dobrą sprawę "Przekrój" powinien przenieść cytowany fragment zdania na swoją ostatnią stronę z odpowiednio uszczypliwym komentarzem.

Recenzowane "Ptaki" przełożył z greckiego znakomity filolog - Artur Sandauer. Czytamy w recenzji, że przekład nie jest wierny filologicznie, za to dotrzymuje wierności starożytnemu sensowi. Skądinąd wiem, że jest to już siódme spolszczenie greckiej komedii (po Szujskim, Ulrichu, Butrymowiczu, Ciąglewiczu, Jedliczu i Srebrnym) i aż dziw bierze, ile razy i na ile różnych sposobów można dotrzymywać wierności sensowi. A jeszcze istniała wersja ósma, która z wiernością nazbyt się nie liczyła: przeróbka Tuwima z 1933 roku, o której - właśnie o tej niewiernej - pisał Boy Żeleński:

"wczorajszy Artystofanes był nie tylko najzabawniejszy, ale może i najwierniejszy duchem, najbliższy genialnego oryginału".

Można więc być wiernym filologicznie, albo co do sensu, albo duchem, a może i jeszcze inaczej. Zupełnie jak w małżeństwie.

W przeróbce Tuwima nie było Eulipidesa i Pistetajrosa, tylko Machlojkios i Klepibides. Nie zakładali państwa ptaków, jak w recenzji Sienkiewicza, tylko trafili w swej wędrówce do już istniejącego ptasiego państwa, jak u Arystofanesa. Założone miasto nazywało się Kukurykowo, u Sandauera jest Kukułczyn Chmurny - proszę bardzo. Najważniejsze jednak, że Tuwimowska wersja "Ptaków" była bardzo ostrą i bardzo aktualną satyrą (jeden z bohaterów ucharakteryzowany był nawet na Mussoliniego), pełną, jednoznacznych aluzji do dziejących się wokół zdarzeń i do działających, znanych powszechnie osobistości. Zupełnie jak u Arystofanesa, którego aluzje znane są i zrozumiałe wyłącznie uczonym filologom, ale to właśnie one stanowiły wartość i urok komedii w oczach jej współczesnych.

Wersja, grana w Warszawie, jest - powtarzam za recenzentem Sienkiewiczem, "zabawą, przypowieścią o ludzkich marzeniach i złudzeniach, kabaretem, w którym lekko szydzi się z kiepsko działających mechanizmów społecznych, z przywar ludzkich" itd. Dowiadujemy się, że "gąbczasta powłoka chmur daje wykonawcom nieograniczone możliwości ruchowe". Że Pistetajros to "postać plebejska wykrojona ze zgrzebnej materii ludowego poczucia humoru". Na koniec - że "reżyser dopisał "Ptakom" morał i przestrogę". Tłumacz był wierny, za to reżyser dopisał. Mamy bowiem w teatrze wiek reżysera. A czy manmy tu owego poetę "szkoły urbobarbarystycznej", który deklaruje:

"Będę z najgłębszego przekonania opiewał ustrój państwowy, który zaprowadzisz, o wodzu! Czy mogę wiedzieć, jaki to będzie ustrój?"

Muszę zobaczyć jeszcze raz "Ptaki". A o błędach gramatycznych i stylistycznych, popełnianych przez polonistów, chciałbym raczej nie pisać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji