Artykuły

Dionizje w Powszechnym

Zimny w odcieniu kartonik i tekst: "Zespół Teatru Powszechnego, w imieniu Arystofanesa i własnym, zaprasza serdecznie na "Ptaki". Tożsamość zapraszających zaświadcza wesołe piórko ptasie wpięte do druczku, w podobnym stylu bibliofilskie posłania skierował kiedyś Adam Mauersberger do miłośników jego wystaw-happeningów w Muzeum Literatury w Warszawie. Taką tradycję estetycznych druków teatralnych stworzył Zygmunt Hubner, gdy dyrektorował w Starym Teatrze w Krakowie. Mimo że pomyślał o tym i na Pradze.

W imieniu Arystofanesa? - Po 2389 latach od prapremiery "Ptaków" w Atenach, w ramach wiosennych Wielkich Dionizji? Jeżeli w Teatrze Powszechnym odnajdujemy Arystofanesa, który się scenicznie nie zestarzał, to zasługa biologicznej i artystycznej młodości zespołu realizatorskiego oraz przekładu Artura Sandauera.

Dzieje polskich przykładów Arystofanesa, i jego pierwszych u nas premier, liczą lat sto. Najczęściej tłumaczyli go filologowie klasyczni. Geniusz komedii greckiej - którym w nowożytnej kulturze europejskiej żywili się Rabelais i Shelley, Słowacki i Fredro (sceniczna satyra polityczna "Brytan Bryś"), G. B. Shaw i Majakowski w języku naukowców pedantycznych, ścisłych, bez polotu literackiego, wychodzi nudnie, martwo. Ale zawsze warto sięgnąć po tłumaczenie prawie całego Arystofanesa, dokonane przez znakomitego znawcę Stefana Srebrnego w sposób wierny, jasny, z niezwykłą kulturą słowa i pomysłowością wersyfikacyjną. U niego znów, tłumacza również tragedii Ajschylosa i Sofoklesa, rozbrykane komedie Arystofanesa mają ton zbyt serio. Brzmią za dostojnie.

Poniektórzy z międzywojennych warszawiaków być może pamiętają brawurowe przedstawienie "Ptaków" w Teatrze Polskim w roku 1933, ów rozbuchany kabaret polityczny, jaki podsunął scenie Julian Tuwim charakterem swej adaptacji (według przeróbki paryskiej), jej poetyckim dowcipem i wynalazczym temperamentem językowym. Nieczytelne już u Arystofanesa wątki polityczne polemiczne, pamfletowe zamienią w "Ptakach" na kpiny z faszystowskich, demagogicznych dążeń do "ulepszania" Europy. Ostre satyryczne cięgi dostawały się też nowej władzy w kraju, ślepej politycznie sanacji. Budujący ptakom nowe miasto i ustrój, ateńczyk Pistetajros, zwał się po prostu Machlojkiosem, miał rysy i sposób bycia Mussoliniego.

Przekład Sandauera, sprzed dziesięciu lat, proponuje teatrom "Ptaki" jako alegoryczną, wesołą, ironiczną baśń fantastyczną, naśmiewającą się z ludzi, którzy niezadowoleni z doczesnych kłopotów trudów, szukają w marzeniach utopijnej krainy beztroskiego szczęścia. Gdyby losy im stały się przychylne, potrafiliby tę krainę z miejsca zepsuć, na miarę swoich cywilizacyjnych ambicji. Sandauer jest bliski oryginałowi, mimo cięć w tekście i użycia ekwiwalentów współczesnych, operuje językiem swojskim, jędrnym, z humorem posługuje się zwrotami znanymi, utartymi, co ożywia dialog a wierszowi nadaje niewymuszoną, ludową śpiewność.

Przedstawienie w Teatrze Powszechnym jest urocze, czyściuteńkie w koncepcji, w stylu i wykonaniu. Strukturę i umowność teatru arystofanesowskiego, młody, jeszcze szerzej nie znany reżyser, Ryszard Major, transponował na współczesną śpiewogrę, musical aktorów dramatycznych. Fabuła dzieje się od początku do końca tylko w teatrze. Poza dwoma ludźmi, Pistetajrosem i Euelpidesem, mamy gromadę ptaków, co przez widownię ze śpiewem nadciągnęła na scenę i gdy trzeba aranżuje przed nimi i dla nich wydarzenia z bogami i spryciarzami z Ziemi. Jednostki zagrywają sobie te podcharakteryzowane role, by w końcu, po fantastycznej akcji, charakteryzującej i sprawdzającej świat człowieczy, wraz z całą gromadą oddalić się i pozostawić obu marzycieli - na obłokach. Ceniony scenograf, Jan Banucha, umowną przestrzeń między niebem (u dołu) a ziemią (u góry), z której... zwisa pałac kultury i nauki - wypełnił bielą horyzontu i siwymi gąbkami obłoków, po których rytmicznie brodzi, tańczy, zabawny w ptasiej pantomimie zespół, na bosaka, bez charakteryzacji, w młodzieżowych, powiewnych, kolorystycznie ciepłych wdziankach. Samiczki mają peruki w barwie stroju. Światło białe.

Tak obecne przedstawienia odstępuje od teatralnych zwyczajów przebierania się w stylizowany antyk, odchodzi od teatru masek, uczłowiecza i uaktywnia zabawę, refleksje, drwiny i zdrowy śmiech. Cały Chór ptasi jest tego rozdawcą. Chór - ale zindywidualizowany. Na ręce żeńskiego półchóru: Ewa Dałkowska. Elżbieta Kępińska, Ewa Marzec, Joanna Żółkowska oraz przezabawnego jako Prometeusz z parasolem - Bronisława Pawlika - podziękowania dla wszystkich.

Głównym bohaterem komediowego dialogu jest Franciszek Pieczka. Jest sobą. W sposób budzący pełną sympatię usprawiedliwia niechęć Pistetajrosa do otaczającej go rzeczywistości, wybrania jego posunięcia "państwowe", podyktowane dobrą wolą prostolinijnego, choć może naiwnego "chłopka - roztropka". Kazimierz Kaczor (Euelpides) sekunduje Pieczce w przednim podawaniu realistycznego humoru w tej rozkołysanej muzycznie fantazji. Muzykę melodyjną dał Krzysztof Szwajgier, a przygotowanie wokalne zespołu, pod kierunkiem Ireny Kluk i Wojciecha Borkowskiego, jest nader harmonijne.

Nie ma Arystofanesa bez paru "brzydkich" wyrazów. To jego cecha naturalna. Ale najwięksi znawcy helleńskiego antyku twierdzą, że u Arystofanesa nie posiada to wydźwięku niemoralnego. Tej miary prawodawca w poetyce i etyce, co Arystoteles, tępił nieprzyzwoitości w literaturze i sztuce, lecz wyjątek czynił dla tekstów granych w Wielkie Dionizje i śpiewów ku czci Bachusa. Gdyby więc dyrektorzy Hubner i Kaźmierski do każdego biletu na szampańską i kulturalną zabawę z "Ptakami" dodawali po kubku wina, wszystko byłoby w porządku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji