Artykuły

Rozmowy o wolności

DOŚĆ długo niosło (się przez Wybrzeże wołanie o uwzględnienie w teatralnych repertuarach twórczości miejscowych autorów. Odpowiedziała na nie ostatnio największa z naszych scen dramatycznych: Teatr "Wybrzeże". Parę miesięcy temu wystąpił on z prapremierą "Stąd do Ameryki" Władysława Zawistowskiego, teraz na deskach Teatru Kameralnego w Sopocie przedstawił "Wolność dla Barabasza" Krzysztofa Wójcickiego. Sztuką tą Wójcicki - polonista i teatrolog, kierownik literacki Teatru Dramatycznego w Gdyni debiutuje jako dramaturg. Debiutuje zaś na tyle ambitnie i oryginalnie, że następnego utworu wypada oczekiwać z dużą uwagą i nadzieją, iż mniej niż "Barabasz" wywoła zastrzeżeń.

To nie taryfa ulgowa wobec debiutanta, czy też sympatia dla autora utrudniają ocenę "Wolności dla Barabasza". Ten dramat dziwnie wymyka się kategorycznym, jednoznacznym sądom. Przyczynę tego widzę w przeroście treści nad formą, w słabości samej dramaturgii przy jednoczesnej jakże złożonej, bogatej warstwie intelektualnej sztuki. Wójcicki sięgnął do biblijnego motywu i biblijnej, marginalnej postaci, by na tej kanwie zbudować opowieść o... No właśnie, tu zaczyna się problem, gdyż autora frapuje zbyt wiele spraw i problemów, które usiłuje wtłoczyć w ramy sztuki. Jest więc ona i historią duchowej przemiany człowieka szukającego prawdy i sensu życia (Barabasz odnajduje ją w nauce Chrystusa), jest obrazem świata chylącego się ku upadkowi, jest po części i filozoficznym traktatem - o władzy, jej antynomiach, o demokracji. Przede wszystkim jest zaś prawdą o wolności, która niespodziewanie darowana Barabaszowi znaczy początek jego wędrówki do własnej tożsamości i przeznaczenia dopełniającego się na krzyżu.

Akcja dramatu zawiązana jest dobrze, lecz stopniowo traci dramatyczny rytm; zdarzenia ustępują miejsca dyskursowi, słowom, błyskotliwym niekiedy konstatacjom, w których głodna sensacji widownia skwapliwie doszukuje się "aluzji" do współczesności. Pierwsze takie pęknięcie, osłabienie tempa następuje w scenie wizyty Barabasza u Annasza i Kajfasza. Potem tych dysput jest wiecej aż do finałowej, zdecydowanie już "przegadanej" rozmowy z Piłatem w więziennej celi i targów o wolność, która teraz z perspektywy nowej wiary zdaje się Barabaszowi potrzebna i upragniona.

Konflikt jest zatem mgliście zarysowany i gubi się na dodatek w potoku słów, a losy Barabasza w którymś momencie stają się nam jakby obojętne.

To już sytuacja śmiertelnie dla sztuki groźna, choćby sztuka opowiadała się wartościami niekwestionowanymi, za szacunkiem i miłością dla drugiego człowieka. "Wolności dla Barabasza" broni jednak nie tyle jej przesłanie, co sama inscenizacja i aktorstwo. Andrzej Markowicz (reżyser i scenograf) nadaje spektaklowi kształt prosty, niemal surowy, buduje dekoracje funkcjonalne, korzystając wyłącznie prawie z drewna. Scenerię barwi światłem, co znakomicie uwidacznia się w obrazie kamieniowania Racheli bardzo poetyckim i malarskim jednocześnie, chętnie zderza też drewnianą surowość z czerwienią i złotem, zyskując niezwykły plastyczny efekt. Nade wszystko zaś stara się ratować kulejącą dramaturgię. Przenosi więc bohatera z miejsca na miejsce, przydaje scenom pewnej drapieżności i ostrości, w czym pomaga także świetna muzyka Andrzeja Głowińskiego, dopowiadająca dźwiękiem to, co rozmywa się w wywodach scenicznych postaci.

A te, na szczęście znajdują interpretatorów wybornych. Barabasz Mirosław Baki {to debiut aktora znanego nam z ekranu, z "Krótkiego filmu o zabijaniu"), łączy w sobie młodzieńczy bunt i niepokój z zagubieniem dziecka, z determinacją człowieka odrzuconego, bezdomnego, człowieka "znikąd". I choć wizerunek bohatera nie do końca jest jasny ("cwany cynik", "wąż", "chory na lojalność" - mówią o nim inni), to Baka uwierzytelnia metamorfozę Barabasza, mimo meandrów samego tekstu. Ról nieudanych nie ma tu zresztą wcale, a że lista wykonawców długa, więc wymienić wszystkich nie sposób. Piłat grany przez Jerzego Kiszkisa, rola Claudii - Haliny Winiarskiej, Rachela - Doroty Kolak, charakterystyczna Nabatejka Teresy Lassoty, a wreszcie - na dalszym planie Henryk Sakowicz jako więzienny dozorca - to postacie na dłużej zapadające w pamięć. A "Wolność dla Barabasza" też zmusza do refleksji, wywołuje multum spraw godnych przemyślenia. Niestety - aż nadto jak na jeden dramat.

Data publikacji artykułu nieznana.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji