Artykuły

Inaczej!

W architekturze stworzyłem

monument

ludowej sztuce, skoro po raz

pierwszy

sztuka budowę wzięła na

instrument

poetyckiego kunsztu i zmysł

szerszy

ogarnął motyw prastary, prostaczy.

Mam ten dar bowiem: patrzę się

inaczej.

Inaczej niźli wy, co nie kształcicie.

wzroku,

dla których stworzył Bóg szablony

i schematy...

co talentowi krzyczycie "proroku!",

a duszy poddajecie studenckie

tematy.

(Stanisław Wyspiański Noty do "Bolesława Śmiałego")

W programie opublikowanym z okazji "Bolesława Śmiałego" wystawionego w Bydgoszczy razem ze "Skałką", należało może dać, na pierwszej stronie, plan dawnego Krakowa. Nie tylko mieszkańcy Polski północnej, ale i krakowianie dzisiejsi nie muszą pamiętać, że ówczesne koryto Wisły znajdowało się w innym miejscu. Między Wawelem, jeszcze drewnianym, a Skałką płynęła rzeka. Siedziba biskupa, wedle Wyspiańskiego, mieściła się nie na wzgórzu wawelskim, ale w miejscu dawnego kultu pogańskiego, koło prastarej sadzawki. Twórca "Bolesława" znał to tajemnicze miejsce ze spacerów niemal codziennie odbywanych w dzieciństwie. Opisał je jako dziki i zachwycający gaj w rapsodzie o "Bolesławie Śmiałym", który opublikował w 1900 w miesięczniku "Krytyka", redagowanym wtedy przez Jana Stena. Między Wawelem a Skałką rozegrać się miało starcie dwóch dążeń, które jest esencją dramatu Wyspiańskiego "Bolesław Śmiały". Półtora roku później, jakby dla podkreślenia równorzędności obu terenów akcji, symbolizujących dwa bieguny myśli, dodał Wyspiański nowy dramat: "Skałkę".

Jak je chciał połączyć? Mamy ciekawe świadectwo Leopolda Staffa w "Listach z teatru" z 1947 (nr 2, "Ze wspomnień o Wyspiańskim"):

"Jedna z rozmów moich z Wyspiańskim toczyła się dokoła Króla Ducha, wówczas skwapliwie komentowanego (Jan Gwalbert Pawlikowski). Wyspiański, jak wiadomo, kontynuował Rapsod o Bolesławie Śmiałym. Tragiczny król domagał się od poety realizacji scenicznej.

Bolesław był już in statu nascendi. "Biskup Stanisław" ukazywał się dopiero w perspektywie dalekiego projektu. Ale w wyobraźni autora oba dramaty żyły już intensywnym życiem wspólnym. Każdy z nich miał stanowić odrębne, zamknięte w sobie dzieło; oba zaś miały tworzyć potężny jednokształt".

Kiedy się toczyła rozmowa? Po napisaniu i premierze "Bolesława", ukończonego na wiosnę 1903, a przed rozpoczęciem pracy nad "Skałką" czyli wrześniem 1904. Wypowiedzi Wyspiańskiego były, jak pisze Staff, "szkicowe, skąpe i nieco płochliwe". Jedno jest jasne: akty "Skałki" miały wpadać między akty "Bolesława", łączyć się, przeplatać z nimi, jako intermedia. Poeta mówił o wielkim teatrze pod gołym niebem, gdzie można by całą rzecz przedstawić: grać obie sztuki jednocześnie nie na dwóch kondygnacjach, lecz na jednym poziomie, "złączone czasowo, rozdzielone miejscowo", w dwóch obok siebie stojących "budach czy szopach", na przemian, to w jednej to w drugiej.

Może to jednak nie przypadek, że w wielu późniejszych inscenizacjach grano samego "Bolesława", nie połączonego ze "Skałką". Nie tylko z powodu trudności technicznych. Myślę, że przewidywano niebezpieczeństwo rozbicia wrażeń, grożące wskutek połączenia dwóch dramatów. Dopiero w 1953 Emil Chaberski odważył się na wspólne wystawienie "Bolesława" i "Skałki", ale nie grał ich ani w plenerze, ani symultanicznie. Oba utwory wystawił w warszawskim Teatrze Klasycznym.

Obecnie Matylda Krygier i Jan Błeszyński zdecydowali się w Bydgoszczy na inscenizację wspólną. Czyn śmiały, decyzja istotna. Oboje inscenizatorzy są do tego stopnia związani z Krakowem, że świetnie wyczuwają "genius loci".

Rzecz znamienna, że Maria Dąbrowska, pisząc w 1947 nową wersję sprawy ("Stanisław i Bogumił"), wybrała Gniezno na miejsce akcji pierwszego aktu, dziejącego się w momencie koronacji Bolesława. Dopiero począwszy od drugiego rzecz się przenosi na Wawel. W jej sztuce jednym z głównych bohaterów jest bowiem arcybiskup gnieźnieński, Bogumił, przypomniany w książce prof. Tadeusza Wojciechowskiego "Szkice historyczne XI wieku", którą autorka "Nocy i dni" uważała za dzieło genialne. Wyspiański zapoznał się ze "Szkicami" dopiero przed napisaniem "Skałki" i być może, iż utwór ten nawiązywał do wywodów historyka, z którymi poeta tylko częściowo się zgadzał.

Wyspiański umiejscawiał akcję w Krakowie, na ściśle określonych terenach. I w ściśle określonym czasie, który zaznaczył: "Rzecz dzieje się w roku 1079 w dworcu Bolesławowym na Wawelu". Jak wynika z "Not do Bolesława Śmiałego", twórca przywiązywał wagę do rekonstrukcji historyczno-topograficznej, którą w inscenizacji realizował. Kostiumy były ludowe: częściowo krakowskie, częściowo podhalańskie, częściowo ruskie. Podobnie i rekwizyty. I "lalki Bolesławowe", czyli rysunki postaci w wielkich wymiarach. I rozwiązania przestrzenne, które szczegółowo opisał wykonawca roli tytułowej, wielki aktor, niesłusznie zapomniany Józef Sosnowski. Dziwne, że nie doczekał się monografii. Jeszcze bardziej osobliwe, że nie opublikowano do tej pory jego scenariusza prapremiery Bolesławowej, który tworzy źródło dla świetnych objaśnień prof. Leona Płoszewskiego w wydaniu zbiorowym. Do tego scenariusza sięgnęli twórcy przedstawienia bydgoskiego. I znaleźli tam prawdziwe rewelacje.

Wyspiański wielokrotnie wracał do tematu Bolesławowego. Poświęcił tej sprawie dwa rapsody, dwie sztuki, dwa poematy, wiele listów. Wysiłek rekonstrukcyjny łączył z wizją, ukształtowaną dzięki prawu wyobraźni "ejdetycznej". Zobaczył swój dramat w śnie, jak zaświadcza Prolog "Bolesława". Skałkę pracowicie badał wraz ze specjalistą, Adamem Chmielem. Miał swój własny pogląd na sprawę Bolesława i Biskupa, znał prace historyczne Lelewela i Szujskiego, czytał nie tylko Kadłubka, ale i obiektywnego Galla.

Myślenie historyczne stanowiło w jego wyobraźni punkt wyjścia. Obejmowało zarówno pewien określony moment dziejowy, jak i to wszystko, co z tego momentu wynikało -- jako perspektywa i skutek. Rozgrywany w Rapsodach dramat stuleci skondensował do wydarzeń jednej doby. "Skałka" służy między innymi do tego, by ściśle określić pory dnia: "przedranną", poranku, południa, popołudnia, wieczoru. Jednak akt trzeci dzieje się nie tylko w tym momencie. Także i w procesach wydarzeń, ciągnących się przez stulecia, decydujących o losach Polski. Fale wiślane, których szum słychać w Rapsodach, są wyczuwalne także i w "Bolesławie" czy "Skałce". Orły, które według życzeń króla mają rozszarpać ciało przeciwnika, zmieniają się w jego obrońców.

Przypuszczam, iż obecni inscenizatorzy bydgoscy za sprawę najważniejszą uznali starcie dwóch dążeń, dwóch sił. Ziemskości, ze wszystkimi jej małościami i omyłkami, oraz dążności do tego, co doskonałe. Nie pokrywa się to ściśle z antagonizmem dwóch postaci; raczej z ich właściwościami potencjalnymi.

Na dość daleki plan odsunięto w spektaklu trzeci problem: zwyciężonego przez nową epokę świata przedhistorycznego, jeszcze żywotnego w XI stuleciu, w Polsce piastowskiej. Najwybitniejszymi przedstawicielami owego świata są u Wyspiańskiego Krasawica i Rapsod. Pierwsza czerpie siły z całej historii narodowej: jest w tym samym stopniu XIX-wieczna co średniowieczna; reprezentuje wolę życia. Rapsod to w spektaklu nie legenda poezji prasłowiańskiej, raczej symbol romantyzmu, bliski Geniuszowi z "Wyzwolenia", a może i Harfiarce.

Zanim rozpocznie się w przedstawieniu bydgoskim właściwa akcja, zasiada król na tronie obróconym ku scenie, gdzie niebawem rozegra się pierwszy akt "Skałki". Pomysł interesujący, pozwala bowiem przypuszczać, że Bolesław obserwuje, co się dzieje u jego adwersarza, po drugiej stronie rzeki.

Ale nie Skałkę zobaczymy zrazu, tylko katedrę krakowską, ze srebrną trumną świętego Stanisława. Trumna Szczepanowskiego ciężarem swej historycznej siły przygniotła los jego królewskiego zabójcy. Z tych zapewne powodów zajmuje poważne miejsce w scenografii, zaprojektowanej w Bydgoszczy przez Ryszarda Strzembałę. I w całej koncepcji spektaklu. Ściśle odpowiada wawelskiemu pierwowzorowi. Podtrzymują ją w pierwszej scenie Anioły, mówiące tekst Prologu: "Polećcie ze mną w ten czas przed wiekami, który sny jeno na pamięć przywodzą". Następnie trumna unosi się w górę i cały czas, aż do finału, widoczna jest na scenie. Jest to może i nawiązanie do pierwszego aktu "Akropolis".

Półcienie dają efekty srebrzyste. Sposób mówienia wiersza został celowo przyciszony. Najczęściej operuje rytmem półmuzycznym, na pewno bliskim intuicji Wyspiańskiego, który mógłby się podpisać pod hasłem Baudelaire'a: nowoczesna poezja powinna "wydrzeć" muzyce część jej środków. To było hasło ważne w całej niemal modernistycznej poezji; odnajdujemy je i u Rimbauda, i u Verlaine'a ("Chanson d'automne"), i u Tetmajera. Jak wielkie miało znaczenie dla twórcy "Warszawianki" i "Wesela", nie trzeba uzasadniać.

Takie pojmowanie wiersza, swoiście melodyjnego, nakłada na aktorów zadania wdzięczne a trudne. W Bydgoszczy poddali się tej dyscyplinie w sposób konsekwentny i ambitny. Anna Mozolanka to Krasawica rezygnująca z bezpośredniego zwracania się do partnera, czy z czynności uzasadnionych postulatami iluzjonizmu. Nie przynosi w I akcie "Bolesława" miecza i zbroi królowi, nie tuli się doń miłośnie. Misterna i piękna była gra jej rąk, jakby poświęcona odprawianiu magicznych obrządków. Jan Błeszyński (Biskup) nie akcentuje apostrof, działa konsekwencją przyjętego tonu, zarazem rytmicznego i obrazowego. Pięknie brzmi wiersz w słowach, która mówi Krystyna Bartkiewicz jako śmierć. Trzy tony (Danuta Chudzianka, Magdalena Kasińska, Teresa Wądzińska) są zjawami jakby ze snu poczętymi, umiejętnie zróżniczkowanymi.

Króla gra Zbigniew Olszewski. Przypuszczam, że celowo obsadzono młodego człowieka. Ma to być Bolesław nie działający na podstawie refleksji, niedoświadczony, porywczy, lekkomyślny, witalny. Jest to rola wszechstronnie opracowana, bogata, operująca sporą ilością środków scenicznych, rozwiązująca niełatwe zadania. Cały akt trzeci dzieje się przecież w wyobraźni króla.

Wspomniałem o muzyczności spektaklu. Odgrywa w nim rolę niezwykłą. Wykorzystano wskazówkę zawartą w scenariuszu Sosnowskiego Wyspiański projektował wprowadzenie melodii znanego tańca XIX-wiecznego; "Jeszcze jeden mazur dzisiaj". Motyw ten towarzyszy piosenkom ludowym oraz zabawie organizowanej na życzenie króla; a także (w innej, oczywiście, tonacji) scenie pogrzebu Strzemiona.

Chórzyści Opery Bydgoskiej biorą udział w przedstawieniu. Na organach Filharmonii Pomorskiej grają Wacław Kłaput i Mateusz Święcicki. Dźwięk dzwonu Zygmunta otwiera i zamyka akcję. Pełnymi tonami brzmią: pieśń towarzysząca klątwie biskupiej oraz chór kalek. Nie ma natomiast w przedstawieniu zamykającego "Skałkę" Kręgu Piastów Rodu. Ostatnie słowo to fragment "Argumentum", czyli wiersza uzasadniającego perspektywę "Bolesława".

Walka z indyferentyzmem myślowym była jednym z motywów przewodnich Wyspiańskiego, który pracując po 18 godzin dziennie, spalając się w wysiłku, nie dbał o życie. Myślę, że warto, aby i inne miasta obejrzały nowa inscenizację dwóch jego sztuk, stanowiących, jak mówił Staff "całokształt".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji