Artykuły

Niemałe osiągnięcie

"OBŁĘD" Jerzego Krzysztonia, pokazany w Teatrze Polskim w adaptacji scenicznej Janusza Krasińskiego, reżyserii Jerzego Rakowieckiego, scenografii Jadwigi Jarosiewicz, opracowaniu muzycznym Anny Płoszaj i z Janem Englertem w roli głównej, jest niemałym osiągnięciem teatralnym. Trzytomowa powieść-spowiedź, na poły autobiograficzna, Krzysztonia jest materiałem ogromnym i, zda się, opornym dla teatralnej obróbki

Zawiera jednak podstawowy walor dla teatru mianowicie - tragedie człowieka w opałach.

Mówiąc o opałach ma się na myśli takie szczególne osaczenie, gdy wokół chwytanej zwierzyny czy osoby wznieca się ogień, za którego barierę ofiara nie może się przedostać. Tak jest z tematem opowieści Krzysztonia, na poły autobiograficznej, pisanej w 1 osobie liczby pojedynczej.

Inscenizacja dyskretnie godzi finał tekstu z finałem życiorysowym. Ostatnie słowa zostawia bohaterowi takie, jakie były w dziele, ale dodaje milczącą wizję w postaci otwartego okna ze strzępami firanki. Tak już nie słowem lecz niemym obrazem uzupełnia tekst, zaś przedstawieniu nadaje smak już nie dramatu, lecz mocnej wyrazistej tragedii Janusz Krasiński w wypowiedzi adaptatora zwierza się ze sposobu, jaki zastosował, by z olbrzymiego materiału wyłuskać parogodzinne widowisko, mieszczące się w ryzach jednego spektaklu. Takie zadanie dramaturgiczne można przyrównać do zadania rzeźbiarza, który z bryły kamiennej wyłuskuje zamierzony kształt. Zostało wykonane arcydzielnie.

Jerzy Rakowiecki podszedł do sprawy z wielką troską. Obrał trafną zasadę inscenizacyjną. Z tematu i tekstu adaptacji wynikało, że kapitalne znaczenie mają sceny gromadne.

POWINNO widzowi udzielić się wrażenie, że jednostka jest zagubiona w tłumie, co wzmaga chaos kwestii, myśli, spraw ludzkich, lokalnych, globalnych i kosmicznych. Rakowiecki dokonał tego znakomicie. Po raz wtóry chce się tutaj użyć przysłówka arcydzielnie.

A po raz trzeci pasuje to do kreacyjnego wcielenia się Jana Englerta w postać wiodącą w sztuce, główną i cały czas obecną na scenie. Englert szczególnie szczęśliwie rozwiązał crescendo wyrazistości. Przymglona portretowość w początkowej scenie w pociągu coraz bardziej się rozjaśnia w następnych obrazach, na ulicy, w domu, w szpitalu. W sposób właściwy, bo coraz mocniej przemawia nam do przekonania i wyobraźni. Zainteresowanie widza potęguje się aż do milczącego finału.

Wśród kilkudziesięciu jego partnerów, których wszystkich omówić na tym miejscu nie sposób, wymieńmy przynajmniej parunastu Andrzej Szczepkowski jako Dostojny Rozmówca wciela przekonywająco tę postać nieco demoniczną, nieco predestynacyjną. Michał Pawlicki utrafia w rolę trochę rodzajową, trochę podtekstową księdza Anna Nehrebecka jest bardzo wyczutą pod względem psychologicznym Heleną, żoną bohatera, co najmniej niespodziankowego w pożyciu domowym Marta Żak, którą widziałem w roli córki bohatera, granej na zmianę z Katarzyną Skawiną, jest przekonywająco prawdziwa w przeżyciu i odruchu Eugenia Herman wiarygodnie przedstawiaj autorytatywną lekarkę na obchodzie pacjentów. Andrzej Sarnecki wciela trafnie pacjenta, który się uznał za markiza de Sade. Zygmunt Hobot opracował precyzyjnie postać Gnoma. Wszystkim pozostałym dołączamy oklaski za spektakl znakomicie dopracowany i bez luk aktorskich. No i dodajmy, że Jadwiga Jaroszewicz bardzo służebną scenografią przyczyniła się do czytelności widowiska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji