Artykuły

Obłęd

Wiele jest powodów, w tym również pozateatralnych, że znakomity spektakl w stołecznym Teatrze Polskim ma tak niebywałe wzięcie. Już samo przeniesienie na scenę potężnej, liczącej w sumie 1000 stron głośnej powieści Jerzego Krzysztonia było zaskoczeniem. Przecież "Obłęd" ukazał się zaledwie trzy lata temu a natychmiastowy sukces czytelniczy tej trzytomowej powieści, która doczekała się właśnie kolejnego wydania, powinien być przeszkodą w jej teatralizacji, niż sprzymierzeńcem sceny. Takiego bowiem przypadku - w każdym razie u nas - nie było, żeby bestsellerem książkowym, przy tym powieścią wybitną i w naszej literaturze na swój sposób jedyną, zainteresował się natychmiast teatr. Co innego adaptacja klasyki, co innego nowość wydawnicza. A przecież nie jest tajemnicą, że główny bohater powieści Krzysztof J. jest porte parole samego Jerzego Krzysztonia, pisarza który doświadczył podobnego losu a samobójcza śmierć w połowie maja 1981 roku tylko jeszcze uwiarygodniła tragiczną legendę, która go otaczała.

Sam temat obłędu zresztą, w tym konkretnym wypadku schizofrenii, ma również posmak swoistego tabu, a to że rzecz dzieje się głównie w szpitalu psychiatrycznym jest dodatkowym motywem fascynacji zarówno przypadkiem oraz miejscem, które można poznać tylko za cenę wstąpienia w ten niezwykły świat wielkiej iluminacji, ale i wyłączenia ze świata. Książka Krzysztonia jest powieściopisarską relacją ze środka; doświadczenia, które się na nią złożyły, nie są tylko beletrystyczną imaginacją. "Z czego ty chcesz mnie leczyć? Rzeczywistość wyleczysz? - odpowiada Krzysztof żonie. Bo rzecz nie tylko w jednostkowym wymiarze tragedii, lecz w powszechnym poczuciu braku bezpieczeństwa przeradzającym się w stan totalnego zagrożenia współczesnego człowieka, które uosabia w tym wypadku Wielki Rozmówca (Andrzej Szczepkowski), zapowiadający inwigilację agentów Nowej Wielkiej Rewolucji z kosmosu. A więc w tym wypadku rzecz dotyczy w ogóle sytuacji cywilizacyjno-psychologicznej współczesnego człowieka, stanu podświadomości zbiorowej napiętnowanej urazami. Romantyczna ucieczka w szaleństwo nie jest bowiem li tylko chwytem literackim.

Samo przeniesienie na scenę trzytomowej powieści to następna kwestia. Podjął się tego Janusz Krasiński, autor wielu książek prozatorskich i doświadczony dramaturg, na prośbę Jerzego Krzysztonia, bliskiego przyjaciela. Choć podtytuł to sugeruje - "Obłęd" nie jest adaptacją nie tylko dlatego, że czas sceniczny zezwala na wyjęcie zaledwie dziesiątej części materiału powieściowego. Janusz Krasiński postanowił w tym wypadku napisać dramat "z tego samego co książka tworzywa" i ta próba się powiodła. O ostatecznym sukcesie spektaklu zadecydował Jerzy Rakowiecki, który otrzymał do dyspozycji znakomity, liczący około sześćdziesiąt osób aparat wykonawczy, na jaki dziś w Polsce stać już chyba tylko ten teatr.

Scena zabudowana jest potężnymi "betonowymi" segmentami tworzącymi symboliczny tunel bez wyjścia. Ta dekoracja się nie zmieni. W akcie I wypełnią ją kolejno: przedział wagonu kolejowego, plac przed dworcem i wnętrze mieszkania. W dwu następnych, szpitalnych aktach, pojawią się żelazne łóżka, które pełnią różne funkcje oraz wielki drewniany stół (wspaniała scena wieczerzy). Surowa, prosta scenografia Jadwigi Jarosiewicz sugeruje osaczenie, zamknięcie, ale choć tak elementarna pozwala również na tworzenie wielkich wizyjnych scen. Szczególnie zapada w pamięć obraz otwierający akt II: trzy stojące na sztorc łóżka, do których przywiązane są "ukrzyżowane" ofiary, czy też scena z prześcieradłami, które zamieniają się w żagle statku, w ogóle przechodzenie z obrazów realistycznych, wyreżyserowanych z niezwykłą dbałością o każdy detal (i drapieżnością) w sceny o wielkiej teatralnej urodzie i symbolicznej wymowie tworzy sugestywny rytm spektaklu, w którym chodzi również o ukazanie ludzkiego losu, jako wędrówki, zbłąkania w żegludze; główny bohater jest zwany także Krzysztofem-Żeglarzem i jest w sensie ponadczasowym swoistym Odysem. Nie ten jednak wątek zostanie wyeksponowany na czoło w precyzyjnej, konsekwentnej reżyserii Jerzego Rakowieckiego, który dał w tej inscenizacji przykład rzadko dziś spotykanego warsztatu, wykorzystując także swoje doświadczenia jako reżyser słuchowisk (idealne posługiwanie się czasem scenicznym w zestrojeniu z efektami dźwiękowymi). By opowiedzieć o Krzysztofie-reporterze, którego życie zepchnęło w obłęd, znajduje środki epickie, w tym także filmowe, ale ze szczególną wirtuozerią ukazuje psychologiczne odmiany narastania stanu osaczenia, rozpad świadomości bohatera i jego wynurzenie się na powierzchnię świadomości.

A jest to sztuka trudna do zrealizowania nie tylko ze względu na olbrzymi aparat wykonawczy, ale i galerię postaci, które trzeba spoić w sugestywny ciąg epizodów ogniskujących się wokół osoby głównego bohatera, którego gra Jan Englert - jego rola jest kreacją na miarę wielkiego dojrzałego talentu. Co więcej - są te postaci symbolami pewnych zachowań, znakami z naszej porażonej "narodowym szaleństwem" historii. W tym korowodzie spotykamy na scenie Piłsudskiego (Janusz Zakrzeński), Księcia Józefa (Leszek Teleszyński) i Dmowskiego (Waldemar Walisiak). Jest Kopernik, jest Norwid, Generał Sowiński i jest Markiz de Sade (Andrzej Żarnecki), lecz w rzeczywistości "królik doświadczalny" z obozu koncentracyjnego. Długo by wyliczać i opisywać relacje, które powstają w tym kłębie postaci, których racje są wciąż aktualnymi pytaniami. Układem odniesienia jest bowiem nie realna rzeczywistość, lecz "obłęd narodowy" zakodowany w historii, z której symbolami i archetypami każdy musi się zmierzyć. Tak pojęte szaleństwo jest więc również aktem poznania piekła polskiego historyzmu, pełnego klęski, ofiar i beznadziejnych zrywów. Przez ten etap edukacji każdy musi przejść: alternatywy nie ma. Co mocno uwypukla inscenizacja Jerzego Rakowieckiego zmierzająca do wielkiej metafory.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji