Dramat wrześniowy
Wystawiona po raz pierwszy w wiele lat po śmierci pisarza sztuka Emila Zegadłowicza "Domek z kart" od szeregu miesięcy nie schodzi ze sceny warszawskiego Teatru Współczesnego, grana przy szczelnie wypełnionej widowni. Jednocześnie wkracza ona kolejno na liczne sceny teatrów terenowych.
A dzieje się tak dlatego, iż "Domek z kart" uderza w bardzo istotny i nietknięty dotychczas przez naszą dramaturgię problem - nie wahajmy się go tak nazwać - współczesny. Ale także dlatego, iż wielki ten dramat polityczny, wielki dramat narodowy jest pełnym pasji oskarżeniem tych, którzy przez 20 lat swego niesławnego panowania gotowali ludowi polskiemu tragiczną klęskę wrześniową. Demaskując przyczyny i źródła tej klęski, Zegadłowicz umiał również dojrzeć drogę, wiodącą do ocalenia narodu i o drodze tej przemówić z całą siłą przekonania i uczucia.
Sztuka Zegadłowicza przyjęta została z entuzjazmem i uznaniem zarówno przez publiczność jak i przez krytykę, czemu wyraz dały liczne recenzje w prasie codziennej i fachowej, opublikowane w związku z prapremierą w warszawskim Teatrze Współczesnym. Teatr ten otrzymał za świetną inscenizację znakomitej sztuki Zegadłowicza Nagrodę Państwową.
Ze wszech miar słuszna i cenna była więc decyzja przeniesienia nabrzmiałego ideową pasją, postępową, rewolucyjną myślą literackiego testamentu Zegadłowicza, którego siłę wyrazu celnie podkreśliła warszawska inscenizacja - na płaszczyznę szerokich możliwości masowego i szybkiego oddziaływania, jakie daje kino. Ostra politycznie, bojowa sztuka dotrze w ten sposób nie tylko do większych ośrodków kulturalnych, ale praktycznie wszędzie.
Cieszyć się też należy, że i nasza kinematografia - co niejednokrotnie postulowano - podjęła współpracę z teatrem, że podjęła wdzięczny trud upowszechniania i utrwalania jego osiągnięć. Otwierając nowe perspektywy twórcze i produkcyjne film "Domek z kart" przynosi widzowi interesujące przedstawienie. Podobnie jak teatralne przedstawienie "Domku z kart" wstrząsa ono umysłami, podsyca sprawiedliwy gniew przeciwko rządom sanacyjnym, które wiodły Polskę ku zgubie, daje płomienny, piękny, artystyczny wyraz patriotyzmowi pisarza, jego i naszej ufności w zwycięstwo sprawy postępu.
Widz kinowy, podobnie jak widz teatralny, z troską i oburzeniem śledzi losy Brunona Sztorca, któremu sanacyjny reżim odbiera wolność za słowa prawdy i ostrzeżenia, rzucone narodowi w przeddzień katastrofy. Może bardziej jeszcze niż w teatrze wstrząsające jest na ekranie zakończenie drugiego aktu, podobne symbolicznemu tańcowi z "Wesela". Wprowadzenie obrazu skrawka zaleszczyckiej szosy, po której pędzą w niepowstrzymanej ucieczce rządowe samochody, przyda je jeszcze żywszych barw aktowi trzeciemu, tragifarsie premierowskiej inspekcji.
Raz jeszcze mamy możność podziwiać - tym razem z bliska - świetne wykonanie aktorskie poszczególnych ról, z talentem przystosowane do innych wymogów ekranu. Przede wszystkim T. Białoszczyńskięgo z dużą ekspresją i opanowaniem grającego Brunona Sztorca, S. Jaśkiewicza, utrzymującego bezbłędnie trudną rolę Sławoja Składkowskiego na granicy grozy i groteski. Bielicką świetną jako prezeska-dewotka i M. Melinę wtórującego jej "bogoojczyźnianymi" frazesami. Słabiej wypadają na ekranie Danuta Szaflarska jako Kitty i Łapicki w roli starosty.
Erwin Axer przekomponował teatralne ustawienia i dostroił większość z nich do wymogów ekranu, skondensował teatralny dialog. Rozszerzył także w niektórych scenach pole widzenia, raz o szosę, w innym miejscu o pensjonatowy ogród, w którym odbywa się ostatnia zabawa politycznych ślepców i oszustów. Interesująco ujęte przez reżysera, sceny te znakomicie - jak się to mówi - "grają" na ekranie. Słabiej wypada oparty niemal wyłącznie na dyskusji i dialogu akt drugi, któremu zabrakło w filmie dostatecznej dynamiki.
W sumie z całym uznaniem należy powitać tę udaną i cenną pionierską pracę w dziedzinie filmowania przedstawień teatralnych. Nasuwa się jedynie uwaga, iż autorzy jej w zbyt małym stopniu wykorzystali specyficznie filmowe środki wyrazu. Powinniśmy wyciągnąć z tego wniosek na przyszłość, iż wszędzie tam, gdzie to tylko jest możliwe i celowe, trzeba by, ekranizując sztuki teatralne, specyfikę tę uwzględniać w maksymalnym stopniu. Taką kierunkową przyjmują też dziś, po licznych doświadczeniach, filmowcy radzieccy.
Erwin Axer objawił się w swej pierwszej pracy, związanej z kinematografią, jako artysta rozumiejący i czujący specyfikę sztuki filmowej, który i w tej dziedzinie twórczości artystycznej miałby zapewne wiele do powiedzenia i pokazania.
"Domek z kart" stanowi ze wszech miar wartościową pozycję w naszej produkcji filmowej i w repertuarze naszych kin. Pozycję, która spełnia poważne zadania polityczne i artystyczne. Z zainteresowaniem zapewne obejrzą i przeżyją na nowo ten film nie tylko ci, którzy nie mieli możności ujrzeć sztuki Zegadłowicza na warszawskiej scenie.