Artykuły

Teatrem wciąż nienasyceni

XXIX Festiwal Szkół Teatralnych podsumowuje Łukasz Kaczyński w Polsce Dzienniku Łódzkim.

Na tym festiwalu jesteście najważniejsi. Życzymy, aby takich teatrów i festiwali było w waszym życiu jak najwięcej - tymi słowami czterech rektorów polskich uczelni teatralnych rozpoczęło 4 maja XXIX Festiwal Szkół Teatralnych.

Pokazane na nim dyplomowe spektakle ujawniły wielość dróg, jakimi podążyli w pracy z adeptami aktorstwa reżyserzy. Co znaczące, dawno tak dużym wzięciem wśród realizatorów nie cieszyła się klasyka dramatu i literatury. Również w podejściu do niej ujawniają się ważne problemy współczesnego teatru, którym młodzi aktorzy będą musieli stawić czoło.

Jak trafna jest to myśl, przekonaliśmy się już pierwszego dnia. Po uroczystej inauguracji festiwalu spektakl monstrum na podstawie "Ślubów panieńskich" A. Fredry przygotował Wojciech Kościelniak.

Przedstawienia tak biorącego pod włos język oryginału, niszczącego wpisaną w niego rytmikę i melodię (a więc cały Fredrowski humor), trudno chyba szukać w całej historii festiwalu. Jego śpiewano-biegana forma, uzupełniona o animowane projekcje i scenograficzne manipulacje, w oderwaniu od tekstu komedii dość godna uwagi, połączona z Fredrą, znośna staje się raptem przez pierwsze dziesięć minut. Później na scenie zaczyna rządzić monotonia.

Szkoda studentów krakowskiej PWST, których niewątpliwe talenty (zwłaszcza Piotra Szekowskiego - Gustaw i Karoliny Kazoń - Klara) chciałoby się widzieć wyzwolone, nie zaś tłamszone formą.

Podobnie bronią się talenty studentów aktorstwa w spektaklu "Panny z Wilka" [na zdjęciu] reżyserowanym przez Maję Komorowską głównie w oparciu o ciszę, pauzy i niedomówienia.

Zafascynowana adaptacją opowiadania Iwaszkiewicza dokonaną przez Andrzeja Wajdę, Komorowska przygotowała ze studentami Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie spektakl kameralny i rzeczywiście bardzo filmowy. Najwięcej dzieje się tu na twarzach aktorów, w ich oczach, w nieznacznych ruchach kącików ust. Bardzo dobrze to dla aktorów, bo mogą popisać się swymi niemałymi już umiejętnościami, trochę gorzej dla spragnionej porywającej inscenizagi widowni. Jeszcze inna sprawa, że skupienie się na grze mimiką na dalszy plan odsuwa inne atrybuty aktora. W efekcie Kamil Dominiak przemierza scenę krokiem bociana, a jego Wiktor Ruben zdaje się nie tyle nurzać się w przeszłości, co każdym gestem przepraszać, że w ogóle żyje. Godne uwagi są zwłaszcza role kobiece (Marta Sroka, Diana Zamojska, Marta Kurzak i Marta Chyczewska). Finalna scena wspólnego śniadania to iście zegarmistrzowska robota.

Szaleństwem zaś lub pomyłką nazwałby ktoś podjęcie się przeniesienia na teatralną scenę "Braci Karamazow" Fiodora Dostojewskiego. Nadal jeszcze żywe jest przekonanie, iż dzieło to w żadnym wypadku takiej próby nie przetrzyma. Również dla studentów aktorstwa udźwignąć psychologię bohaterów Dostojewskiego i dać jej wyraz sceniczny - to wielkie zadanie. I proszę - sukces! Gdyby koniecznie trzeba było kogoś wskazać - Mateusz Rusin jako despotyczny Dimitr Karamazow i Agata Góral jako dziecinna i chimeryczna Liza.

Dzięki dokonanej przez Jarosława Gajewskiego adaptacji młodzi aktorzy mogą do woli "wygrać się" na scenie, pokazać, jak czują przestrzeń i nią operują. Pytanie tylko, czy widownia chciałaby obejrzeć tego kolosa jeszcze raz? Niekoniecznie.

Dwa skrajne bieguny w podejściu do pracy z adeptami aktorstwa widzimy na przykładzie reżyserowanego przez Maję Kleczewską spektaklu "Babel 2" i "Straconych zachodów miłości" w reż. Bożeny Suchockiej.

Eksperymentowanie z formą, ze sposobami budowania roli, wspólne poszukiwania czy raczej twórcze podejście do ludycznych konwencji teatralnych? Rzucenie na głęboką wodę czy drobiazgowe odczytywanie doskonałej językowo komedii? Co bardziej przyda się świeżo upieczonym aktorom? Nie ma jednej odpowiedzi. Mateusz Banasiuk (Bania w "Straconych zachodach..."), Joanna Halinowska (Księżniczkawtym samym spektaklu) - o nich jeszcze usłyszymy.

Nieźle na tym tle prezentują się dyplomanci z łódzkiej filmówki, trochę gorzej przygotowane z ich udziałem spektakle. Przyznać trzeba jednak, iż -w porównaniu z rokiem minionym - mniej mieli szczęścia w doborze reżyserów. Kilka nazwisk na pewno dobrze jest zapamiętać: Julia Rybakowska (Fiokła w "Ożenku", Alicja w "Opowieściach o zwyczajnym szaleństwie"), Mateusz Znaniecki (Trieplew w "Dramacie powiatowego performera"), Krystian Modzelewski (Trigorin w "Dramacie..." i Ojciec w "Opowieściach...").

Z pewnością jako cenne odnotować trzeba pokazy warsztatowe przygotowane przez studentów łódzkiej i krakowskiej szkoły teatralnej. Jeśli były one wyrazem nienasycenia teatrem i własnych poszukiwań, a nie lęku, iż przygotowane dyplomy nie pozwalają w pełni zaprezentować swych talentów, inicjatywie tej można tylko przyklasnąć.

Cieszy też obecność na FST Hochschüle fur Musik und Theater z Hannoveru, Janaćkova Akademie Muzickych Umeni z Brna i VGIK z Moskwy. Daje to program bogaty i różnorodny, o walorach silnie poznawczych. Aż szkoda, że organizatorzy XXIX FST musieli zmieścić się z nim w niespełna pięciu dniach. O ileż mniejsza jest przy takim obłożeniu (nierzadko spektakle kończyły się dobrze po północy) przyjemność z obcowania z utalentowaną młodzieżą.

Zorganizowana na temat zasad kształcenia aktora w XXI wieku konferencja, w której udział wzięli dyrektorzy i przedstawiciele najważniejszych scen polskich, każe myśleć o FST jako o imprezie w kategoriach daleko bardziej doniosłych nież tylko towarzyskie.

Lecz nie zapominajmy, że Festiwal Szkół Teatralnych to również radość integrowania się nie tak wielkiego wszak środowiska, wielka feta młodości. A w dobry humor mogło wprowadzić już nieporozumienie, do jakiego doszło podczas inauguracji FST w Teatrze Wielkim. Po życzeniach od rektorów, na scenę zaproszona została wojewoda Jolanta Chełmińska. Gdy zbliżyła się do sceny (z życzeniami od prezydent Hanny Zdanowskiej, towarzyszyła jej wiceprezydent Agnieszka Nowak), prof. Andrzej Strzelecki, rektor AT w Warszawie, zaproszony do roli konferansjera, ze sportowym zacięciem rzekł: "Oto nadchodzi pani wojewoda z tłumaczką". I dopiero zaczęło się tłumaczenie... Obyśmy widząc w niedalekiej przyszłości przybyłych do Łodzi młodych aktorów w pracy nigdy nie potrzebowali tłumacza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji