Świat konformizmu
Wnikliwe studium konformizmu politycznych karier i cynizmu młodości - to "Mizantrop" w interpretacji Rudolfa Zioły
W sylwestrową noc tekst Moliera w kapitalnym przekładzie Jana Kotta zabrzmiał na wrocławskiej Scenie Kameralnej Teatru Polskiego zdumiewająco współcześnie. Peruki, surduty, szale i pończochy panów oraz treny damskich sukien przypominają, że "Mizantrop" powstał w 1666 roku, ale reżyser i Anna Sekuła, scenografka, delikatnie wsparli tą kostiumową stylizacją sensy dramatycznie aktualnej opowieści o prawdomównym Alceście. To erudyta i koneser, którego myśli i emocje są poddawane nieustannej próbie konformizmu świata zewnętrznego. Oglądaliśmy Moliera, którego wszyscy bohaterowie przyszli wprost z podestów Fashion TV, bo i sylwestrowi widzowie ubrali kreacje w stylu haute couture.
Zimny, metalowy świat
Zioło poukładał zdarzenia w czasoprzestrzeni przypominającej wypoczynkowy taras, lecz z apokalipsą w tle. To polityka - sugeruje - zmienia początkową "jaskinię filozofów", którzy kochają się w lwicach salonowych, w pułapkę szarości, do której wpada się przez szklaną klatkę rozsuwanych automatycznie drzwi. To piekło sybarytów - mroczno tu, czarno, z wielkim bannerem z obrazem koszmarnej gęby, spoglądającej na bohaterów z otchłani zascenia. Świat Zioły wypełniło chirurgiczne zimno białych, oślepiających świateł, metalowych mebli i barier. Między luksusowym tarasem sztucznych rajów a szklaną klatką, której drzwi jak gilotyna dosłownie przecinają więzi między ludźmi, bohaterowie toczą spory o sens świata.
Teatr tradycyjny
Powiedzmy od razu: "Mizantrop" Zioły to spektakl dla widzów, którzy w literaturze i bohaterach potrafią odnaleźć preteksty do rozmyślania o życiu. Do filozofowania w starym, europejskim stylu. Zarówno bezkompromisowy Alcest Wojciecha Ziemiańskiego, jak i hedonista Filint Miłogosta Reczka to postacie, które błyskotliwie i gorzko spierają się o konformizm relacji między ludźmi (zwłaszcza ze sfery polityki i sztuki), ani razu nie uciekając się do praktyk języka ulicy. Więc nie da się tego "Mizantropa" wpisać we współczesne tendencje teatralne. Może poza Celimeną w interpretacji Dominiki Figurskiej, bawiącej się miłościami i miłostkami jak bohaterki Almodovara.
Oświecenie bez iskry
Jeśli coś irytuje, to niezborność stylów. Mimo że to dramat o mizantropie, człowieku gardzącym głupotą i konformizmem, tekst w tłumaczeniu Kotta brzmi równie kapitalnie w scenach komicznych. Jednak Zioło nie odnalazł klucza do uwiarygodnienia nagłych przemian charakterów. Postacie z herosów zmieniały się w błaznów za pomocą jakiegoś magicznego pstryczka, którego reżyser nie wskazał. Szepty-zaklęcia o złu w człowieku, ledwo słyszane z głośników, raczej przeszkadzały niż coś tłumaczyły. Zabrakło atmosfery czy symbolu, które pozwoliłyby uwierzyć, że koszmar polityki jest czymś więcej niż maszkara z bannera, że to wieczny mechanizm zła. Teatrowi dobrego teatralnego rzemiosła (poza Markiem Ryterem, który kompletnie nie panuje nad ciałem) zabrakło "rządu dusz". Więc drobny żal. Szkoda. Tomasz Lulek w roli Akasta, Elianta Aldony Struzik - oboje łyżkami można jeść. Ziemiański chwilami porywający. Reczek bez zarzutu. Iskry zabrakło. Jakiejś iluminacji. A przecież to dramat oświeceniowy.