Pieszo po ziemi i w powietrzu
"Ćwiczenia z Ionesco" w reż. Grzegorza Brala i Krzysztofa Majchrzaka w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przekroju.
Doczekaliśmy się. Nareszcie spektakl prawdziwie Studyjny, w duchu Teatru Studio, pierwszy po zmianie dyrekcji, który przynosi powiew zmian. "Ćwiczenia z Ionesco" to rodzaj teatralnego przewodnika - od etiudy do etiudy - po dorobku klasyka teatru absurdu, z którego całkiem sporo się ostało, wbrew utyskiwaniom, że niewiele już można z tych utworów wycisnąć. Bral w duecie z Majchrzakiem pokazali, jak wiele jeszcze zagadkowych ścieżek może prowadzić do sensu zapisanego w tych utworach, które - wydawałoby się - tak dobrze znamy. Przede wszystkim potwierdzili, że Ionesco jak każdy rasowy absurdysta jest prawdziwym realistą.
Spektakl prowadzony jest krętą linią, jak w grze planszowej stajemy na rozmaitych polach, aby odkryć zasłonięte miejsce. Ascetyczna dekoracja, dwa krzesła, stelaże, projekcje z komiksowymi dymkami, chińskie cienie, żywy ogień i szalone tempo.
Czasem akcja zwalnia, czasem przyśpiesza, najczęściej jednak jest esencją sensu. Tak jak w fenomenalnie zagranym duecie z "Krzeseł" (Irena Jun i Stanisław Brudny), gorzkim bilansie umykającego życia przy wtórze trzaskających drzwi i objawach starczego zdziecinnienia, albo skondensowanej do maksimum "Lekcji", podczas której bohaterem staje się scenografia akustyczna (chwyt przejęty z teatru mimu): wszystkie ruchy Uczennicy i Profesora to zaledwie przygrywka do ćwiczeń - tym razem Profesor przy akompaniamencie wzmocnionych (w głośnikach) poświstów rytmicznie oćwiczy swoją podopieczną, do pierwszej krwi. To będzie kwintesencja tego przenikliwego dramatu o sadomasochistycznych związkach między ludźmi od siebie zależnymi. A na koniec fragment "Pieszo w powietrzu" śpiewany w stylu opery buffo, kiedy Janusz Stolarski z sugestywną lekkością lewituje (i śpiewa).
Spektakl trwa zaledwie godzinę, jest gęsty od znaczeń, z imponującymi partiami wokalnymi, gorący emocjonalnie.