Artykuły

"Borys Godunow" w Operze Warszawskiej

Opera Warszawska przeżyła swój wielki dzień: premierę dramatu muzycznego Modesta Musorgskiego Borys Godunow.

Wielki dzień, gdyż po dwu latach słuchania i oglądania widowisk przeważnie na poziomie przeciętnym, a często i poniżej takowego, Opera stołeczna wystąpiła z przedstawieniem, które pod każdym względem imponuje precyzją i starannością przygotowania, a nawet budzi zdumienie, że po okresie jakby zupełnego zobojętnienia zespołów tej sceny dla tego wszystkiego, co się na niej dzieje, można było wystąpić z widowiskiem, które da się zestawić z wybitnymi osiągnięciami czołowych scen muzycznych innych krajów.

Stało się to niewątpliwie przede wszystkim za sprawą nowego dyrektora i kierownika artystycznego Opery Warszawskiej, Jerzego Semkowa. O talencie kapelmistrzowskim Semkowa mieliśmy okazję przekonać się już przed kilku laty w czasie jego gościnnego występu w Operze Warszawskiej, podczas którego znakomicie poprowadził przedstawienie Halki. W chwili obecnej artysta ten jest już nie tylko utalentowanym dyrygentem, lecz i dojrzałą, świadomą swoich zamierzeń i bardzo wybitną indywidualnością, muzykiem, który umie stworzyć i przeprowadzić własną twórczą koncepcję wielkiego widowiska operowego. Semkow jest dyrygentem, pojmującym swoje zadania na wskroś nowocześnie, a więc tym samym pierwszą osobą w przedstawieniu, decydującą o jego stylu, temperaturze i poziomie. Do realizacji muzycznej Godunowa Semkow jest tym bardziej predysponowany, że w ciągu wieloletnich studiów i współpracy z Konserwatorium, Filharmonią oraz operami w Leningradzie i Moskwie - miał możność zapoznać się z charakterem i kolorytem dramatu muzycznego Musorgskiego w kolebce powstania tego wielkiego dzieła.

Wydobył bezbłędnie wszystkie wartości muzyczne (a wraz z tym uwypuklił też teatralne) Borysa Godunowa, znakomicie uwydatniając zarówno ludowość, jak i rosyjski styl dzieła (wystawionego na scenie warszawskiej w wersji instrumentalnej Rimskiego-Korsakowa). Semkow panuje wszechwładnie nad całością przedstawienia. Artysta nie ogranicza się tylko - jak to się niejednokrotnie zdarza - do ścisłego i jednostronnego kontaktu z orkiestrą (która pod jego batutą gra wręcz znakomicie), ale w każdej chwili jest również konstrukcyjnie i emocjonalnie związany z solistami i chórami, bez reszty poddającymi się jego kierownictwu.

Takie stanowisko kapelmistrza daje w efekcie znakomicie i rzeczowo przeprowadzoną muzyczno-wokalną koncepcję interpretacyjną utworu i przyczynia się do zachowania właściwych proporcji wszystkich jego elementów, doprowadzając do całkowitego zharmonizowania interpretacji muzycznej z akcją dramatyczną na scenie.

Orkiestra - trzeba to z radością zaznaczyć - na którą od wielu lat słusznie narzekano, pokazała, że pod kierownictwem ambitnego i utalentowanego dyrygenta jest zdolna podjąć i zrealizować najtrudniejsze nawet zadania. Tak grającej orkiestry nie słyszeliśmy w Operze Warszawskiej chyba od czasu przedstawień Halki pod batutą niezapomnianego Waleriana Bierdiajewa, który z poczuciem stylu i wielkim mistrzostwem wydobywał wszystkie uroki i siłę dramatyczną moniuszkowskiej partytury. Znakomicie też brzmiały świetnie zestrojone chóry.

Semkow umie narzucić widowni swą interpretację dzieła i silnie nią zasugerować, o czym świadczy fakt, że pomimo długości przedstawienia (5 godzin) zainteresowanie i napięcie widowni nie słabnie do samego końca.

Borys Godunow, słusznie z czasem uznany za szczytowe i prekursorskie dzieło rosyjskiej twórczości operowej XIX wieku, nie od razu, jak wiadomo, zyskał uznanie i powodzenie i właściwie dopiero dla pokazania Teodora Szalapina, który w partii tytułowej osiągał szczyty swego artyzmu, opera Musorgskiego została oprowadzona na wszystkie większe sceny muzyczne świata, gdzie już genialne wartości utworu zapewniły jej stałe miejsce w światowym repertuarze operowym. Uzależnienie jednak wystawiania opery od osoby Szalapina, a także tendencje polityczne spowodowały, że większość dawniejszych inscenizacji uwzględniała jedynie sześć obrazów, koniecznych dla przeprowadzenia jednego z dwóch zasadniczych wątków dzieła: tragedii cara-uzurpatora, dręczonego wyrzutami sumienia za zamordowanie carewicza Dymitra i kończącego tragicznie życie wskutek intryg bojarów, pozostających pod przewodnictwem kniazia Szujskiego w zmowie z Dymitrem Samozwańcem. Natomiast sceny ludowe Borysa Godunowa zazwyczaj opuszczano, zatracając w ten sposób proporcje i właściwy sens dzieła, którego bohaterem w intencji kompozytora i autora libretta (opartego na utworze Puszkina) miał być przede wszystkim lud rosyjski, ciemiężony bezlitośnie przez swych władców. Ówczesna publiczność, urzeczona kreacjami Szalapina czy Zygmunta Zaleskiego (najlepszego odtwórcy roli Borysa wśród świetnych w tej partii polskich śpiewaków) nie mogła więc poznać istotnego sensu dzieła, a także wielu jego jakże pięknych i charakterystycznych fragmentów muzycznych - chórów ludu i pieśni Jurodiwego, symbolizującego cierpienia i beznadziejność życia prostego człowieka, któremu przyszło żyć w owej epoce pod nieograniczoną władzą carskich satrapów.

Przedstawienie warszawskie (podobnie jak inne współczesne realizacje Borysa Godunowa na scenach radzieckich i w krajach demokracji ludowych) przywróciło właściwe proporcje i charakter dziełu Musorgskiego, czyniąc tragedię rosyjskiego ludu głównym jego elementem, a jednocześnie odkrywając słuchaczom większe jeszcze bogactwo muzyczne i dramatyczne utworu. Sceny ludowe, podobnie zresztą jak i pozostałe obrazy, cechuje nie tylko znakomita interpretacja muzyczna, lecz również przejmująco dramatyczny układ scen zbiorowych. Wszystkie trzy obrazy są może trochę jednostajne w układzie grupowym, ale trzeba przyznać, że inscenizator i reżyser przedstawienia. Aleksander Bardini, ożywił - jakże często obojętne - chóry operowe, a nawet zindywidualizował wśród nich wiele postaci.

Bardini dał zresztą całemu widowisku właściwe nasilenie dramatyczne. Uniknął też szczęśliwie - i w potraktowaniu aktorskim poszczególnych postaci i w licznych scenach zbiorowych - patosu operowego. Może tylko scena w Sandomierzu, z ładnie ułożonym przez Leona Wójcikowskiego polonezem, rozgrywa się niepotrzebnie w ciemnościach, co nie budzi wrażenia świetnego balu u wojewody Mniszcha.

Postaci dramatu muzycznego mają u Bardiniego na wskroś rosyjski charakter, przy tym są żywymi i czującymi ludźmi, a nie tylko figurami, zajętymi wyłącznie śpiewem, co w dramacie muzycznym tego typu jest dla współczesnego widza wręcz nieznośne. Nie można się chyba tylko zgodzić z ujęciem aktorskim postaci kniazia Szujskiego, któremu - w interpretacji Michała Szopskiego - brakowało cech wielkiego polityka i intryganta, zdolnego panowanie i życie Borysa Godunowa doprowadzić do tragicznego końca.

Do wysokiego poziomu przedstawienia warszawskiego przyczyniają się też w niemałej mierze znakomicie skomponowane kostiumy, dzieło Teresy Roszkowskiej, która z wyczuciem epoki i charakteru utworu zrealizowała swoją kompozycję. Dekoracje natomiast w pewnych scenach wywołują niepotrzebnie wrażenie ciasnoty i zatłoczenia. Biorąc pod uwagę możliwości techniczne i rozmiary sceny Opery Warszawskiej należało może operować bardziej fragmentarycznymi elementami i łatwiej dającymi się zmieniać dekoracjami. Bo przecież nie tylko piękność ale i łatwość w zastosowaniu jest walorem dekoracji scenicznej, zwłaszcza w tak długim jak Borys Godunow przedstawieniu. Spowodowane zmianami dekoracji, zbyt długo trwające antrakty - wiemy to z doświadczenia - potrafią zepsuć nastrój najpiękniejszego skądinąd widowiska.

Z kostiumów nieprzekonywujący był tylko drugi strój samego Borysa Godunowa, zarówno w kolorze, jak i pewnym ubóstwie. Może zresztą wrażenie to wywołuje pozostający nam w pamięci tradycyjny strój tej postaci, który zapoczątkował Szalapin, a na którym wzorowali się, czy po prostu kopiowali go inni odtwórcy tej partii, m. in. niezapomniani w dziejach tej opery śpiewacy polscy, jak Zygmunt Zaleski, Adam Didur, Tadeusz Orda i Aleksander Michałowski.

Do tych najlepszych tradycji nawiązuje również obecne przedstawienie Borysa Godunowa, znajdując tak niepospolitego śpiewaka dla odtworzenia roli tytułowej, jak Bernard Ładysz. Świetny wolumen i urzekające piękno jego głosu znalazły tutaj wspaniałe pole do popisu. Ładysz znalazł w Musorgskim jednego z tych kompozytorów, którzy mu są bardzo bliscy i których sztukę odtwarza nie tylko z talentem ale i z wielkim zamiłowaniem. Jego Borys wzrusza swoim śpiewem w obu wielkich scenach i ma dużo wyrazu aktorskiego.

Obok Ładysza stanęła na wysokości zadania większość odtwórców innych partii. Wymienić tu trzeba w pierwszym rzędzie: Zdzisława Nikodema (Jurodiwy), Edwarda Pawlaka (Warłaam), Kazimierza Waltera (Pimen), Zenona Wójciaka (Missaił), Annę Malewicz (Fiodor), Bożenę Brun-Barańską (Karczmarka), Agnieszkę Kossakowską (Ksenia), Franciszkę Denis-Słoniewską (Niania). O zastrzeżeniach w stosunku do roli Szujskiego już wspominałem (pod względem wokalnym starannie wykonuje tę partię Michał Szopski). Nie stworzyli również wyrazistych postaci aktorskich ciekawy wokalnie Franciszek Arno (Dymitr) i pięknie śpiewająca Barbara Miszel (Maryna).

Borys Godunow rozpoczyna pod szczęśliwą gwiazdą kadencję kierownictwa artystycznego Jerzego Semkowa w Operze Warszawskiej. Przedstawienie to, a przede wszystkim sama osoba Semkowa, znakomitego kapelmistrza i fachowca w dziedzinie sztuki operowej, pozwala spodziewać się, że w momencie przejścia Opery Warszawskiej do jednego z najpiękniejszych i najbardziej nowoczesnych gmachów świata na Placu Teatralnym - Warszawa będzie mogła szczycić się nie tylko samą imponującą budowlą, lecz również nie powstydzi się i tym wszystkim, co się będzie pokazywało na scenie Teatru Wielkiego.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji