Gucio zaczarowany
Dawno, dawno temu był Julia w wielkiej trwodze i jego paluszki na podłodze. Obciął mu je krawiec za to, że niegrzeczny malec wpychał do buzi palec. Był kotek bardzo chory, bo zanadto mu się jadło. W dziecięcej literaturze grozy było już wszystko. Było, minęło, zapomniałem. Aż tu nagle piątkowy "Gucio zaczarowany" - zeszłowieczna opowiastka pani Zofii Urbanowskiej o niegrzecznym chłopcu, który za karę zostaje zamieniony w muchę - nie pozwala mi oderwać się od telewizora. Co przeniosło mnie w krainę dziecięctwa? Fabuła - banalna? Efekty - za marne pieniądze zrobione, choć nie dla taniego poklasku? Muzyka - dodatkowa forma narracji, prowadząca po fantastycznej krainie? Odpowiedź znalazłem niespodziewanie w tomiku noblisty: Gucio, niegrzeczny chłopczyk, został zamieniony w muchę. (...)A choć trwało to nie dłużej niż od podwieczorku do kolacji/ Zawsze potem, kiedy miał prasowane spodnie i strzyżone wąsy,/ Myślał, trzymając szkło z alkoholem, że ich oszukuje/ Bo mucha nie powinna rozmawiać o narodzie i wysokości produkcji [Czesław Miłosz, "Gucio zaczarowany"].
Odpowiedź brzmi: "Gucio zaczarowany" to moja bajka.