Artykuły

Powrót do Arkadii?

NA PUSTEJ niemal scenie samotny wędrowiec w zakurzonej opończy zmaga się z wiatrem. Na oślep szuka drogi, znużony wspiera się na drzewcu włóczni. Pod palisadą przysnęły trzy postacie. Nagle - zmiana świateł i zwana nastroju. Wędrowiec - król Artur odrzuca pelerynę i podejmuje walkę ze smokiem. Ożywają trzej rycerze. Wchodzą damy i giermkowie. Pojawia się Ginewra o dumnej urodzie, cała w najpiękniejszych aksamitach i złotogłowiu. Artur pojmie ją za żonę, by wkrótce przekraść się chyłkiem do czarodziejki Morgan.

Tak zaczyna się najnowszy, siedemnasty program Pantomimy Wrocławskiej, "Rycerze króla Artura", inspirowany celtyckimi i anglo-normandzkimi, legendami o mitycznym królu Celtów i rycerzach Okrągłego Stołu. Autorem scenariusza, reżyserii i choreografii jest Henryk Tomaszewski, scenografię zaprojektowała Zofia de Ines Lewczuk. "Rycerze" to zarazem, program jubileuszowy: pierwsza premiera w Teatrze Pantomimy odbyła się 4 listopada 1956 r. W ciągu 25 lat Tomaszewski odszedł stopniowo od programów składających się z etiud pantomimicznych w tradycji tzw. mimu czystego, czyli - najogólniej mówiąc - nie tłumaczącego słów na gesty. Choć twórca Pantomimy Wrocławskiej wiele za wdzięczą najwybitniejszym mimom XX w. - Etienne [brak fragm. tekstu], Jean-Louis Barrault i [brak fragm. tekstu] - wybrał on jednak własną drogę. Począwszy od "Odejścia Fausta" (1970), każda premiera w Teatrze Pantomimy to pełnospektaklowa, wielowarstwowa mimodrama, oparta na wątkach zaczerpniętych z legend i literatury, po mistrzowsku łącząca różne techniki pantomimiczne. Choć od kilku lat obserwuje się renesans pantomimy na świecie. Wrocławska Pantomima jest zjawiskiem unikalnym w teatrze światowym. Podczas gdy inni nadal udają Pierrotów o pobielanych twarzach, uganiających się na łące za motylami, Tomaszewski przenosi nas w swoich mimodramach w świat fantazji, wizji i myśli, starając się wyrazić najistotniejsze problemy ludzkiej egzystencji.

W "Rycerzach króla Artura" jest akurat i łąka i motyle, i uganiający się za nimi młodzieniec. Ale jest to teatr w teatrze - ironiczny cytat z tradycyjnej pantomimy, którą inscenizuje na zamku Camelot król Artur, by rozerwać swych rycerzy. Ta pantomima w pantomimie niesie zarazem, naukę dla rycerzy: niekoniecznie trzeba miecza, by pokonać lwa, czasem, spryt i zdrowy rozsądek bardziej się przydadzą. Ale ta wykładnia polityki pokojowej Artura nie trafia do rycerzy. Spokój ich nuży i niecierpliwi. Nie potrafią, cieszyć się swą łagodną i pastelową Arkadią. Żeby ją docenić, muszą ją najpierw stracić - wyruszają na żmudne i niebezpieczne poszukiwania cudownego kielicha zwanego Świętym Graalem. Różnie interpretowano znaczenie Graala. Na mity celtyckie, w których Graal oznacza kielich obfitości, nałożyła się legenda starochrześcijańska, upatrująca w Graalu symbol komunii, bo cudownym naczyniem posłużył się Zbawiciel podczas Ostatniej Wieczerzy, zaś Józef z Arymatei zebrał w nim krew z przebitego boku Ukrzyżowanego. W kategoriach bardziej uniwersalnych poszukiwanie Graala symbolizuje człowiecze zmagania się z losem.

O to szersze zrozumienie symboliki Graala chodzi przede wszystkim w spektaklu Pantomimy, pełnym filozoficznej zadumy. Mowa tu też o niemożliwości powrotu do Arkadii, bo Arkadia to nie wybrane miejsce, ale sposób, w jaki to miejsce i siebie samych postrzegamy. Dla tych, którzy przeżyli wyprawę w poszukiwaniu Graala, Camelot nie jest i nie może już być Arkadią.

Wersja Tomaszewskiego jest jego własną, swobodną adaptacją motywów legendy arturiańskiej. Nie ma w "Rycerzach", na przykład, czarnoksiężnika Merlina, nie ma Lohengrina czy Gawaina. Mordred nie jest tu siostrzeńcem, lecz nieprawym synem króla. Artur nie ginie zabity zdradziecko przez Mordreda, lecz zostaje pozbawiony tronu i skazany na wieczną tułaczkę - spektakl zamyka obraz wędrowca, odchodzącego w swej zakurzonej opończy. To właśnie ludzkie wędrowanie przez życie w poszukiwaniu sensu bytowania jest w spektaklu najważniejsze. Kontynuuje w ten sposób Tomaszewski nurt rozważań egzystencjalnych w swej twórczości. Owo załamanie się utopijnej Arkadii pojawiło się już przedtem i w "Przyjeżdżam jutro" i w "Sporze" i w "Hamlecie".

Przyznam, że kiedy oglądałam "Rycerzy" po raz pierwszy nużyła mnie część pierwsza - starannie ustylizowana, zastygająca co pewien czas w żywych obrazach, jak gdyby kazano nam jeszcze bardziej podziwiać ład i porządek świata przed upadkiem. Teraz wiem, że bez tak poprowadzonego wstępu druga część nie miałaby sensu. Tak jak w poprzednich spektaklach Tomaszewski wie, co robi, nawet jeżeli drobne szczegóły odstają od całości. Jest Tomaszewski nie tylko wielkim wizjonerem, ale także znakomitym reżyserem, który po mistrzowsku prowadzi swój zespół. Wiele w "Rycerzach" ról bardzo dobrych (Urszula Hasiej, Lucyna Stankiewicz, Czesław Bilski, Jerzy Stępniak, Julian Hasiej, Łukasz Jurkowski), zaś Jerzy Kozłowski i Marek Oleksy to aktorzy światowej klasy, którzy każdy na swój sposób - dokonują od kilku lat przełomu w rozwoju techniki pantomimicznej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji