Artykuły

Michał Bałucki: Ratunku, na pomoc...

"Klub kawalerów" w reż. Łukasza Gajdzisa z Teatru Polskiego w Bydgoszczy na Opolskich Konfrontacjach Teatralnych Klasyka Polska. Pisze Iwona Kłopocka w Nowej Trybunie Opolskiej.

Bydgoski "Klub kawalerów" tak ożywił klasyka, że wyszła karykatura.

Sztuka Bałuckiego ma 120 lat. Nie jest to dla dramatu wiek matuzalemowy, ale w przypadku komedii, której tematem przewodnim są niezbyt dzisiejsze rozterki "żenić się czy się nie żenić", można mieć wątpliwości, czy tekst jest jeszcze nośny i żywy. Najwyraźniej reżyser bydgoskiego przedstawienia z Teatru Polskiego, Łukasz Gajdzis, takie wątpliwości miał i aby mu widzowie nie pomarli z nudów, postanowił rzecz mocno "ożywić" i "uwspółcześnić". Przyjął przy tym metodę profesora Frankensteina i zaczął lepić swój twór ze wszystkiego, co mu wyobraźnia podsunęła, a pracownie teatralne były zdolne zrealizować.

Zaczęto się nawet nieźle, od zabawnej prezentacji członków tytułowego klubu kawalerów. Łączenie tekstu didaskaliów z charakterystyką postaci nie jest zabiegiem nowatorskim, ale tu całkiem poręcznym. Od razu widać, że reżyser idzie w kierunku farsy, ale nic jeszcze nie zapowiada kosmicznej karykatury (choć może powinno, bo co właściwie znaczy użycie na początku monumentalnego motywu muzycznego z "Odysei kosmicznej 2001"?). Aktorzy wchodzą na scenę z widowni, a ze sceny nieustannie puszczają do widzów oko. Potem w ten sam sposób pojawiają się na scenie bohaterki sztuki i do tego momentu wciąż jeszcze jest zabawnie. Dalej jest już i śmiesznie, i strasznie. Pomysł goni pomysł. Na scenie mamy więc najpierw byka naturalnej wielkości i manekiny, potem panie w sukniach ślubnych, tort weselny wysokości kilkumetrowej i jeżdżące łóżka (takie do pierwszej poślubnej konsumpcji), tortowe sztuczne ognie, gęsto sypiące się białe konfetti i opuszczanego z góry mieniącego się cekinami złotego fallusa. Aktorzy - naprawdę dobrzy - niestety coraz bardziej szarżują, komedia przeradza się w kabaret, w którym już wszystko jest możliwe. Także to, że Mirska wykona "Szuję" (przebój Ireny Kwialkowskiej z Kabaretu Starszych Panów) Piorunowicz wpadnie na scenę z siekierą, a Ochotnicka, aby go poskromić, zaśpiewa "Ratunku, na pomoc ginącej miłości". I w tym "Ratunku, na pomoc!" chciałoby się jej towarzyszyć, gdyby nie fakt, że już dawno odjęło nam mowę. I

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji