Artykuły

Świat dla najmłodszych

O "Słoniu Trąbibombi" w reż. Beaty Bąblińskiej i Moniki Kabacińskiej z Teatru Atofri z Poznania oraz "Pod-Grzybku" w reż. Krzysztofa Raua z Białostockiego Teatru Lalek - spektaklach prezentowanych na małych Warszawskich Spotkaniach Teatralnych pisze Agata Drwięga z Nowej Siły Krytycznej.

Widzami tegorocznych Warszawskich Spotkań Teatralnych po raz pierwszy są również dzieci. "Słoń Trąbibombi", jeden z trzech zaplanowanych przedstawień dla najnajmłodszych widzów, podbił serca maluchów i ich opiekunów.

Beata Bąblińska i Monika Kabacińska inspirację do przedstawienia o tytułowym słoniu oraz mieszkających z nim w Afryce zwierzętach czerpały z wierszyków Jana Brzechwy. Aktorzy (obie reżyserki oraz Grzegorz Babicz) nie recytują całych utworów o papudze, słoniu, krokodylu, małpie i żyrafie. Zamiast tego powtarzają wybrane wersy, których treść stanowi podstawę animacji rekwizytów. Znaczenie i rola przedmiotów są uzależnione od nadanego im w danej sytuacji kontekstu. Tym sposobem czerwone skrzydła papugi z doszytymi powiewającymi paskami tkaniny stają się paszczą krokodyla, a z szyi żyrafy powstaje zjeżdżalnia. Zarówno stroje wykonawców, jak i przedmioty, którymi się posługują, zostały uszyte z jasnego lnianego płótna, a tylko poszczególne elementy (liście palm, uszy słonia, wąż) zrobiono z kolorowych tkanin.

Dźwięk wydobywany przez wykonawców z drewnianych instrumentów dopełnia całości. Odgłos przypominający szum wody, dochodzący uszu publiczności z wypełnionej kamykami tuby (zwanej kijem deszczowym), różnego rodzaju grzechotki, kołatki i bębenki mają szczególne znaczenie, jeśli chodzi o skupienie uwagi małych widzów. Niezbyt głośne dźwięki połączone z ruchem animowanych przedmiotów wzmagają koncentrację, dzięki czemu nawet piętnastomiesięczna dziewczynka (najmłodszy uczestnik przedstawienia) w skupieniu obejrzała półgodzinny spektakl.

Milusińscy wydają się szczególnie wdzięczną, lecz zarazem wyjątkowo wymagającą publicznością. W trakcie spektaklu, niektóre dzieci przez cały czas wpatrywały się w aktorów jak zaczarowane, inne żywiołowo reagowały, wykrzykując nazwy pojawiających się na scenie zwierząt; co odważniejsze wpełzały na pole gry lub wyciągały rączki po maskotkę tytułowego bohatera stojącą przed nimi. Obserwowanie ich reakcji było co najmniej tak ciekawe, jak śledzenie poczynań aktorów. Po zakończeniu przedstawienia wszyscy mali widzowie zostali zaproszeni do wspólnej zabawy instrumentami i "zabawkami", które wcześniej służyły wykonawcom.

Niektórzy widzowie "Słonia Trąbibombi" po raz pierwszy zetknęli się z materią teatru właśnie przy okazji tegorocznych małych WST. Inicjatywa spektakli dla najnajmłodszych wciąż stanowi w Polsce obszar nieodkryty, niewiele teatrów ma w repertuarze przedstawienia przeznaczone dla tak malutkich dzieci. Entuzjastyczne przyjęcie (przez maluchy oraz ich rodziców) świadczy o zapotrzebowaniu na tego typu produkcje. Pomagają one rozwijać wyobraźnię, wykształcają potrzebę obcowania ze sztuką teatralną, a rodzicom uświadamiają, że Baby TV nie jest jedynym sposobem wykorzystania mediów w wychowywaniu pociech.

* * *

Nieco starsi widzowie małych WST mieli okazję obejrzeć m.in. "Pod-Grzybka" Białostockiego Teatru Lalek (na zdjęciu scena ze spektaklu). Spektakl w reżyserii Krzysztofa Raua oparty na dramacie Marty Guśniewskiej porusza temat śmierci i robi to w sposób nie pozbawiony poczucia humoru.

Główną postacią jest lisek Młody (Michał Jarmoszuk), którego dziadek (Paweł S. Szymański) został zastrzelony przez Kłusownika (Ryszard Doliński). Malec - nie mogąc pogodzić się z rozłąką - prosi Śmierć (Alicja Bach), by pozwoliła mu pójść za opiekunem do lisiego nieba. Tam jednak, niewidzialny dla mieszkańców nadziemskiej krainy, nudzi się i zaczyna tęsknić do swoich przyjaciół i lasu, który był jego domem. Przez dziurę w chmurach obserwuje życie, jakiego przed chwilą był gotów dobrowolnie się wyrzec. Bohater postanawia wrócić na ziemię, gdzie spotyka śliczną Lisicę (Łucja Grzeszczyk), w której się zakochuje. Jego przodkowie pozostają w lisim niebie i stamtąd kibicują młodym liskom.

Prosta historia, przedstawiona za pomocą pacynek, w scenografii zbudowanej z drewnianych, pomalowanych i odpowiednio wyciętych płaskich plansz, w przystępny sposób mówi o przemijaniu. Schemat budzący natychmiastowe skojarzenia chociażby z disnejowskim "Królem lwem" (motyw śmierci opiekuna i przodków czuwających z gwiazd nad bezpieczeństwem żyjących) został potraktowany przez realizatorów z przymrużeniem oka.

W tej inscenizacji szczególnie ważna wydaje się personifikacja Śmierci. Starsza pulchna kobieta z rozczochranymi włosami i zabawnie wplecioną w nie wstążką, jest dla Młodego niczym kochana i mądra babcia. Jej wesoła gra na skrzypcach i ciepły tembr głosu nie przystają do tradycyjnej wizji kościotrupa z kosą. Stary lis nie boi się przejść pod jej opiekę, a jego ufność i świadomość takiej kolei rzeczy udzielają się Młodemu. Życie w lisim niebie przypomina wieczną emeryturę: dziadek i pradziadek (Ryszard Doliński) grają w karty zabawnie się przy tym sprzeczając. Ich sytuacja wydaje się sielankowa, jednak niepozbawiona melancholii. Bohaterowie często wspominają czasy, gdy mieszkali w lesie. Przez dziurę w platformie przypominającej sporych rozmiarów huśtawkę ogrodową podglądają życie, które było kiedyś ich udziałem. Ziemia znajdująca się za przezroczystą kotarą, wydaje się być blisko, lecz jest przestrzenią dla nich niedostępną. Nie zastąpią jej ani wymyślne smakołyki, ani koncert rockowej kapeli grającej wśród efektownych dymów i baniek mydlanych. Mimo że dla najstarszych postaci tej historii powrót jest niemożliwy, całość nie pozostawia w najmłodszych odbiorcach wrażenia smutku. Ostatecznie dziadkowie są pogodzeni ze swoim losem, a historia Młodego kończy się happy endem i spotkaniem z powabną Lisiczką.

Drugi plan - tło dla lisiej historii - wypełniają postaci zwierzaków żyjących w sąsiedztwie głównych bohaterów: flegmatyczny Łoś (Ryszard Doliński), głupiutkie Kury (Grażyna Kozłowska, Łucja Grzeszczyk i Izabela Maria Wilczewska), przyjaciel Starego Lisa i mylący tropy Pies (Jacek Dojlidko). Niekwestionowanym ulubieńcem publiczności okazuje się postrzelony Jeż (Grażyna Kozłowska), z pasją uprawiający sport ekstremalny polegający na przebieganiu jezdni. Zamiłowanie do adrenaliny sprawia, że kolczasty świrus trafia do nieba razem ze Starym Lisem.

Błyskotliwie napisane dialogi i wartka akcja przedstawienia sprawiają, że ważny i zarazem trudny temat, jakim jest odejście osoby bliskiej, wybrzmiewa jasno, jednak nie pozostawia uczucia lęku czy przytłaczającego patosu. Płynący ze sceny komunikat o kruchości życia (martwy jeż ginący na drodze) i nieodwracalności mechanizmu przemijania (dziadkowie, którzy przeżyli swoje życie i nie mogą do niego powrócić) prześlizguje się wśród zabawnych scenek (jak zebrania Komitetu Kur z Kurnika) czy kreskówkowych chwytów (klinowanie się rogów łosia wśród gałęzi).

"Pod-Grzybek" nie daje odpowiedzi na wiele pytań, jakie może postawić dziecko, gdy zetknie się ze zjawiskiem śmierci. Jednak zadanie sztuki nie polega na podawaniu jednoznacznie brzmiących rozwiązań, a na prowokowaniu do dyskusji, a taką rolę spektakl Białostockiego Teatru Lalek niewątpliwie spełnia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji