Artykuły

Treny rockowe i emocjonalne

- To było dla mnie trudne, ale po dziesięciu miesiącach ciężkiej pracy nad tym spektaklem mogę po występie powiedzieć: "oto ja, to są moje emocje". Wykrzyczałam je w końcu - mówi GRAŻYNA ROGOWSKA o spektaklu " "A ja, Hanna" w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu.

Teatr Kochanowskiego przedstawił w sobotę spektakl na podstawie Trenów Jana Kochanowskiego. To propozycja opolskiej sceny na tegoroczne konfrontacje teatralne.

Wyreżyserował je Tomasz Hynek, który jest także autorem rockowej muzyki do spektaklu. Autorem multimediów jest Bartek Zapart, a główną (jedyną) rolę gra (śpiewa) Grażyna Rogowska.

Anita Dmitruczuk: Mnie w szkole trenami mordowano.

Grażyna Rogowska: Mnie też i pewnie nie tylko mnie. Po premierze podeszła do mnie nauczycielka polskiego i powiedziała, że chociaż Treny zna już na wylot, a formułki, jakie mają zapamiętać jej uczniowie umie na pamięć, to naszym spektaklem ją zaskoczyliśmy. Zrobiło mi się miło, bo nie sądziłam, że to możliwe. Tak jakoś się stało, że ten Kochanowski jest już taki zakurzony, rzadko się go pokazuje w teatrze. Ale pracując nad tym spektaklem odkryłam go na nowo i chyba dopiero teraz uświadomiłam sobie że jest genialny, nieprawdopodobny, o całe stulecia wyprzedzał swoją epokę.

Gdyby żył, pewnie by się zarumienił tymi komplementami

- Ale to prawda. W pewnym momencie pomyślałam sobie nawet, że swoim sposobem myślenia, spojrzeniem na rodzinę, kobietę, musiał być feministą, taką Kazimiera Szczuką 450 lat temu. Był niesamowicie światłym i nadzwyczajnie wrażliwym człowiekiem. W trenach opisał cały proces żałoby. Krok po kroku: załamanie, rozpacz, bunt, tak jak dzisiaj zrobił by to pewnie psycholog. Myślę, że dziecko, które z trenami spotyka się w szkole nie jest w stanie tego wszystkiego pojąć.

Pani też musiała sobie poradzić z własnymi emocjami. Teatralne treny pokazane są przez pryzmat tego dziecka które przeżyło- Hanny...

- ...i jest to temat żywcem wzięty z mojego własnego życia. Może dlatego Treny czytałam w szkole, a później już do nich nie wracałam. Kiedy dyrektor teatru Kochanowskiego zaproponował mi, żeby zrobić z nich spektakl, bardzo się tego bałam, sądziłam, że to jest ciągle materia, która jest mi zbyt bliska. Chciałam przez Kochanowskiego zrozumieć własnego ojca, który tak rozpaczał po śmierci swojej młodszej córki. W domu nigdy o tym nie rozmawialiśmy. A potem Tomek Hynek, reżyser spektaklu zaproponował by całość opowiedzieć nie oczami rozpaczającego ojca, a pomijanej córki. Zbuntowałam się, a chwilę potem złapałam się na tym, że wypieram własne emocje.

Warto było je rozgrzebywać?

- To było dla mnie trudne, ale po dziesięciu miesiącach ciężkiej pracy nad tym spektaklem mam pełne poczucie satysfakcji. Mogę wziąć za nie pełną odpowiedzialność a po występie powiedzieć: "oto ja, to są moje emocje". Wykrzyczałam je w końcu. Nie mam pojęcia jakie będą recenzje i jak na ten spektakl będzie reagowała niepremierowa publiczność, z własnej perspektywy muszę powiedzieć, że to jedno z najważniejszych przedsięwzięć w moim życiu.

Jak udało wam się wydobyć Hannę, siostrę Urszulki na pierwszy plan? Kochanowski poświęcił jej raptem cztery wersy.

- Robimy to w spektaklu poprzez projekcje, interpretację tekstu. Wydaje mi się, że dla widza to będzie czytelne. Cały spektakl jest bardzo nowoczesny, muzyka też jest taka. Tylko słowa Kochanowskiego zostawiliśmy w większości bez zmian- poza tymi, których musieliśmy dokonać, by móc zrobić z nich przedstawienie muzyczne. Szukając refrenów stawialiśmy więc także akcenty.

Tak na prawdę o Hannie wiemy niewiele, tak samo jak o tym dlaczego Kochanowski poświęcił jej tak mało miejsca w trenach. Być może po przeżyciu śmierci jednej córki nie był już w stanie opisać straty kolejnej? Nie wiemy tez do końca co stało się z Hanną, interpretujemy to tak, że popełniła samobójstwo.

Takie przedstawienia stały się Pani wizytówką. Co to właściwie jest? Piosenka aktorska? Spektakle muzyczne?

- Sama mam problemy z nazwaniem tych przedstawień, czasami myślę o nich, że to krzyk rozpaczy. Bo o ile w zwykłych spektaklach chowam się za postaci, które gram, za reżysera i scenografie, tak w tych muzycznych gram w jakimś sensie siebie. Po jakimś czasie od tej czy innej premiery zaczynam po prostu myśleć o jakimś temacie i w końcu nie mogę nie przedstawić go na scenie. A ostatnio zauważyłam, że wszystkie moje, nazwijmy to muzyczne przedstawienia, są o ludziach, którzy nie żyją, o światach, których nie ma, o śmierci. Więc może gdyby nie teatr, spędziłabym godziny na kozetce u psychologa, żeby zrozumieć swoje emocje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji