Artykuły

Strawiński po włosku

Przedstawienie, choć niebywale interesujące formalnie, okazało się na tyle hermetyczne i skonceptualizowane, że trudno było o żywsze emocje i debatę nad samą reinterpretacją - o "Le Sacre du Printemps" w reż. Claudii Castelluci Teatrze Wielkim w Poznaniu prezentowanym w ramach VI Festiwalu Wiosny pisze Szymon Adamczak z Nowej Siły Krytycznej.

Anonsowana jako główne wydarzenie VI edycji Festiwalu Wiosny inscenizacja "Le Sacre du Printemps", autorstwa Claudii Castelluci ze słynnej włoskiej grupy Societas Raffaello Sanzio, nie zaspokoiła przedpremierowych oczekiwań. Poznańską publiczność, uraczoną wcześniejszymi, udanymi pokazami Teatru Dada von Bzdulow z Gdańska oraz Janusza Orlika (szczególnie wartym polecenia!), tym razem czekał pewien zawód. Przedstawienie Castellucci, choć niebywale interesujące formalnie, okazało się na tyle hermetyczne i skonceptualizowane, że trudno było o żywsze emocje i debatę nad samą reinterpretacją Włoszki.

Niespełna godzinna choreografia Castelluci była oprawiona sterylną, oszczędną scenografią. Na scenie znajdowały się jedynie biała taśma w formie okręgu oraz pęk lin, za tło służyła zaś rozbita na figury geometryczne ściana, utrzymana w dwóch monochromatycznych kolorach (niebieskim i khaki). Te same barwy wykorzystano w strojach szóstki profesjonalnych tancerzy, którzy ponadto mieli na sobie niebieskiego kapelusze, a część z nich także specyficzne, dworskie kołnierze na szyjach. Co istotne, grupa amatorów złożona z dzieci, przebrana była w mniej formalne, bardziej luźne czarno-niebieskie stroje, wyraźnie się odróżniając od doświadczonych kolegów. Ten zabieg przełamywania świata baletu przez wprowadzanie doń nieprofesjonalnych tancerzy jest charakterystyczny dla Castelluci, która swoją karierę choreograficzną zaczynała właśnie w młodzieżowych ośrodkach.

Spektakl rozpoczął się od sceny, w której dzieci, stojąc przodem do widzów, powoli wycofują się w głąb sceny, oddając pole starszym tancerzom. Oni zaś w elegancki, stonowany sposób wykonują mechaniczne ruchy wokół białego kręgu. Gdy muzyka narasta, tańczący odpowiednio oddają jej punktualistyczne, matematyczne brzmienie bardzo precyzyjnymi i stanowczymi figurami. Castelluci zachowuje w tym momencie układ części pierwszej "Święta Wiosny" Strawińskiego, "Uwielbienie Ziemi", lecz dokonuje znaczących zmian w samym układzie postaci. Grupa tańczących jest jednolita, podział płciowy został zanegowany przez deseksualizujące uniformy. Nie ma postaci Starca, w jego miejsce pojawia się dwóch szczególnie wysokich tancerzy, w pewnym sensie kojarzących się z nietzscheańskim Nadczłowiekiem. Ich wiodąca rola zostaje podkreślona w dalszej części spektaklu poprzez częste podnoszenia nóg i rąk, zarysowujące wertykalne linie, podczas, gdy pozostali tańczą w ich cieniu i jakby pod ich dyktando.

W pewnym momencie ponownie pojawiają się na scenie młodsi tancerze, wraz z nimi także ubrana w czarną garsonkę dziewczyna (przypominająca jedną z infantek Velazqueza). Gdy część dzieci układa w tle liny, pozostali przekraczają biały okrąg i przygotowują dla niej stryczek. Tutaj ponownie Castellucci zdaje się nie odchodzić za bardzo od oryginału Strawińskiego - z tym, że jego Wybranka, w inscenizacji Włoszki przypomina już tylko Ofiarę. Kiedy dziewczyna znajduje się w środku, rozpoczyna się intensywny ciąg sekwencji tanecznych dokonywanych wokół niej. Tańczący zaczynają tworzyć ze swoich ciał tunel; między nimi po chwili zniknie dziewczyna. Można dostrzec jedynie jej czerwone stopy - to symboliczna trawestacja krwawej ofiary. W toku inscenizacji na scenie ponownie zostaną tylko profesjonalni tancerze, wykonując bardzo złożone figury, formując duety i tercety - należy tu docenić świetną pracę choreograficzną Iwony Pasińskiej. W trakcie tego pokazu umiejętności tancerzy, między nimi pojawia się kilkukrotnie dziewczyna w czerni, przechadzając się niczym widmo.

Jak już wspomniałem, inscenizacja Castelluci interesująca jest przede wszystkim ze względów formalnych. Pierwszym z nich, najbardziej wartym podkreślenia jest muzyka Scotta Gibbonsa. Ta autorska kompozycja wykorzystuje naturalne dźwięki akustyczne, by połączyć je z rozwiązaniami najnowszej muzyki elektronicznej takimi, jak glitch czy nawarstwione tekstury dźwiękowe. Gibbonsowi udało się twórczo i interesująco zrekonstruować atmosferę klasycznej partytury Strawińskiego w zupełnie innej technologii. Drugim, ściśle sprzężonym z pierwszym, aspektem formalnym jest sam taniec, a raczej jego specyficzna formuła wynikająca z poszukiwań Castellucci; mianowicie taniec metronomiczny. Tancerze z mechaniczną precyzją oddają założenia muzyczne Gibbonsa, zdają się być zniewoleni rytmem klików i trzasków - robi to naprawdę spore wrażenie. Niemniej, jeśli wierzyć samej choreograf, członkini Societas Raffaello Sanzio, jej spektakl jest próbą podjęcia tematu śmieci i odradzania się form; stwierdzenie to wypada przekonująco jedynie w tym wyjątkowo skonstruowanym dublecie tańca i muzyki. Formuła przedstawienia może zaskoczyć widza, lecz wydaje się na tyle skalkulowana i odhumanizowana, że może męczyć. "Le Sacre du Printemps" bliżej do formuły scenicznego eseju, rozprawy, co może sprawiać dodatkowe trudności i raczej odstręczać od tej skądinąd wartościowej propozycji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji