Artykuły

Kto by nas jeszcze chciał

Brak polemiki z tekstem Turriniego jest wyraźny; linearnie poprowadzona fabuła i zbyt ścisła, zbyt zachowawcza rekonstrukcja faktów historycznych prowadzi do łatwego i skutecznie niweczącego "siłę rażenia", odbioru spektaklu jako prezentacji pewnej ciekawej, lecz niewiele wnoszącej fabuły - o spektaklu "Józef i Maria" w reż. Pawła Szkotaka w Teatrze Polskim w Poznaniu pisze Szymon Adamczak z Nowej Siły Krytycznej.

Spektakl "Józef i Maria" zainaugurował działalność nowej, kameralnej sceny Teatru Polskiego w Poznaniu - Galerii. Paweł Szkotak sięgnął tym razem po utwór austriackiego pisarza, Petera Turriniego, którego sztuki nieraz nazywano skandalicznymi. "Józef i Maria" to jednak łagodniejsza w wymowie propozycja, choć nie mniej ważna, jeśli chodzi o tematykę. Turriniego można określić mianem rzecznika wykluczonych, w tym wypadku jego uwaga skupiła się na ludziach starszych.

Reżyser wspominał na konferencji prasowej, że przeznaczeniem Galerii jest prezentacja niewielkich, małoobsadowych spektakli bazujących na współczesnej (najnowszej) dramaturgii, wnikliwe czytanie tekstu, akcentowanie gry aktorskiej i emocji wynikających z bliskości widza i aktora. W dużej mierze właśnie na tym w "Józefie i Marii" poprzestał. W skromnej (bo skrojonej na potrzeby małej, ledwo 40-osobowej przestrzeni) inscenizacji Pawła Szkotaka potencjał krytyczny i emancypacyjny dramatu Turriniego zdaje się niewykorzystany. Należy w tym miejscu zdecydowanie docenić kreacje stworzone przez Irenę Dudzińską i Zbigniewa Walerysia - to dzięki ich znakomitemu warsztatowi aktorskiemu i umiejętności kreowania wyrazistych postaci scenicznych, spektakl ogląda się z zainteresowaniem. Podczas pokazu widać było, że aktorzy czują się pewnie w stosunkowo trudnych warunkach Galerii i przede wszystkim - rozumieją się doskonale.Widz ponadto ma szansę przekonać się o możliwościach i mocy oddziaływania tak intymnej przestrzeni teatralnej. Irena Dudzińska i Zbigniew Waleryś przez większość akcji grają autonomicznie względem siebie, każdy po swojej stronie sceny. Płynnie przechodzą od jednego do drugiego monologu, nieraz wchodząc w dialog ze scenicznym partnerem. Ciekawie funkcjonują wypowiadane przez aktorów didaskalia; oczywistym jest podkreślenie umowności rzeczywistości scenicznej, gdzie język jest bezpośrednim nośnikiem pewnych obrazów scenicznych. Szatkuje to sam tekst dramatu, pozwalając jednocześnie aktorom na wyeksponowanie gestu, mimiki, ruchu. Bardzo żywe dialogi Józefa i Marii przerywane są to przez różne reminiscencje Józefa, to przez lamenty Marii na temat jej synowej, śpiew (chociażby "Międzynarodówki"), tańczenie tanga.

Właściwą akcję dramatu poprzedza monolog Mówcy, co jest zarazem naddatkiem w stosunku do oryginału Turriniego. W rolę tej trzeciej postaci wcielił się Michał Kaleta, tegoroczny laureat nagrody poznańskiej publiczności "Biały bez". Rzecz dzieje się w supermarkecie, a sam Kaleta przypomina jego dosyć zblazowanego kierownika. Mówiąc do przyozdobionego świątecznymi lampkami mikrofonu, z prędkością karabinu maszynowego wystrzeliwuje kolejne ogłoszenia dotyczące reklam i cen różnorakich produktów. Niejednokrotnie powtarza przy tym zdanie o "świątecznym czasie", szczególnie akcentując literę "s", szydząc tym samym z tego wyświechtanego frazesu.

Stanowiło to dobre wprowadzenie do historii protagonistów utworu, ludzi niechcianych przez swoje rodziny. Maria jest sprzątaczką i nie przepada z wzajemnością za swoją synową - kobietą, która nie tylko jej nienawidzi, ale utrudnia kontakt z synem i wnukiem. Znamienna scena, gdy Maria wykrzykuje do mikrofonu imię syna (Willy) i odpowiada jej tylko echo, dobitnie świadczy o osamotnieniu starszej pani. Wigilijny wieczór spędza w supermarkecie, lecz wolałaby się do tego nie przyznawać. Jej rozmówca to tytułowy Józef. Ów 71-letni mężczyzna, oprócz pracy na posterunku ochrony, zajmuje się czytaniem "Die Wahrheit" ("Prawda"), gazety, która zdaje się w pełni ilustrować jego poglądy (antyfaszystowskie, socjalistyczne, idealistyczne), dostarczając historii potwierdzających jego przekonania. Przez młodych postrzegany jako błazen, pomylony człowiek, o czym sam wspomina. Jedynie Maria będzie w stanie dostrzec w nim ludzkie ciepło.

Co istotne, sylwetka Józefa wydaje się dosyć karykaturalna i symptomatyczna dla jego rodaków: wybory światopoglądowe Austriaków okazują się daremne, ideologie zawiodły, a sam bohater (niezłomny socjalista!) przypomina do pewnego stopnia "permanentnego awangardzistę" Stomila z "Tanga" Mrożka.

Maria jest świadoma tego, że socjalizm, w który tak wierzy Józef, stał się obecnie przeżytkiem. W tym miejscu ujawnia się implicite charakterystyczny rys historyczny w modelunku postaci Turriniego: Józef, członek ruchu oporu, otwarcie sympatyzujący z ZSRR wydaje się negatywem pospolitego Austriaka, czyli uległego, raczej bezrefleksyjnego, konformistycznego wobec faszystowskich czasów człowieka, jakim w dramacie można by określić Marię (w czasie, gdy jej mąż był wysłany do Norwegii podczas wojny, bardziej interesowało ją to, czy dzięki profesji męża do domu trafi więcej mięsa niż wtedy, gdyby on nie był rzeźnikiem). Paweł Szkotak skupił się w swojej inscenizacji mniej na problematyzowaniu postaw i wyborów życiowych Józefa i Marii, a bardziej na tym, by w detaliczny sposób ukazać zawiłość ich losów na tle XX wieku. To mocno wyeksponowane tło historyczne odrywa uwagę widza od rodzącej się relacji między dwojgiem bohaterów. Gromadzone fakty, choć ważne z perspektywy biografii każdej z tych postaci, były niezbyt istotne dla samego przebiegu akcji, potwierdzały jedynie charakterystykę bohaterów.

Prowadzona początkowo w oficjalnym tonie rozmowa Marii i Józefa, wraz z kolejnymi kieliszkami brandy, stopniowo się rozluźnia. Okazuje się, że bohaterów łączy teatralna przeszłość: Maria ma wykształcenie baletowe, była tancerką variete w Albanii, Józef aktorem Burgtheater, co nieraz pozwoliło mu na wymknięcie się z kłopotów. W pewnym momencie Maria, pobudzona alkoholem, stara się zainteresować mężczyznę swoim ciałem, jakby przywołać dawną atrakcyjność, zaś Józef, kawaler, ma wyraźne problemy z odebraniem tych sygnałów, na koniec okazuje się niezdolny do aktu seksualnego. Ostatnie, pełne uroku sceny pokazują zbliżenie tych dwojga samotnych ludzi; aktorzy konstruują najpierw zabawną wizję, w której leżą w łóżku należącym do asortymentu supermarketu, plamią przy tym jedno prześcieradło i korzystają do woli z tego "raju wolności", biorąc sobie następne, czyste prześcieradło (Józef przynosi Marii także kosz kiczowatych prezentów wziętych ze sklepowych półek). Następnie Maria zapala sztuczne ognie, które zdają się symbolizować już tylko ulotne i mogącę trwać tylko chwilę uczucie. Kobieta zaraz potem zastyga w objęciach Józefa. Wówczas na scenie po raz drugi i ostatni pojawia się Michał Kaleta, tylko po to, by nad ich głowami rozsypać sztuczny śnieg bądź pierze.

Jak już zostało wspomniane, poznańska prapremiera "Józefa i Marii" nie wyczerpuje potencjału tekstu Turriniego. Choć charakteryzuje się znakomitym aktorstwem, paroma interesującymi zabiegami scenicznymi i jakże istotną, wręcz matematyczną "reżyserią wewnętrzną", nie jest spektaklem silnie oddziałującym na widza i raczej nie wywoła szerszej debaty. Mimo, że "Józef i Maria" to tekst współczesny - ma już ponad 30 lat i żeby wybrzmieć dzisiaj potrzebuje świeżego podejścia. Chociażby dwie świetnie skrojone przez Turriniego postaci, mogą wydawać się ambiwalentne; starość może nie wzbudzać szacunku, jakim zwykle się darzy osoby w podeszłym wieku, wręcz mogą one nie wydawać się warte tegoszacunku. Wszak dwuznaczna kariera Marii w varietes i pomylony dyskurs Józefa mogłyby przyczynić się do negatywnego odbioru tych bohaterów. Mam wrażenie, że Paweł Szkotak proponuje teatr, który można nazwać "bezpiecznym". W ramach tradycyjnych środków teatralnych, przy użyciu konwencjonalnego języka próbuje upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: podjąć istotne zagadnienie - w tym wypadku szacunku do starszych ludzi i ich sytuacji (co jest ciekawie rozszerzone w programie dołączonym do spektaklu - zagadnienie papy-boom, długowieczności, itp.), a zarazem zadowolić widza przyjemną i pozytywną narracją (bezpieczną właśnie!), uwieść "magią" teatru. Brak polemiki z tekstem Turriniego jest wyraźny; linearnie poprowadzona fabuła i zbyt ścisła, zbyt zachowawcza rekonstrukcja faktów historycznych prowadzi do łatwego i skutecznie niweczącego "siłę rażenia", odbioru spektaklu jako prezentacji pewnej ciekawej, lecz niewiele wnoszącej fabuły.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji