Artykuły

Kobieca reżyseria

O spektaklu konkursowym - "Śnie nocy letniej" w reż. Moniki Pęcikiewicz z Teatru Polskiego we Wrocławiu oraz imprezie towarzyszącej - "Nożach w kurach" w reż. Weroniki Szczawińskiej z Teatru im. Jaracza z Olsztyna prezentowanych na Festiwalu Sztuki Reżyserskiej "Interpretacje" w Katowicach pisze Edyta Walicka z Nowej Siły Krytycznej.

"Na sztuki Szekspira nie przychodzimy po to, by oglądać fabułę" - stwierdza Monika Pęcikiewicz. Trzeba przyznać, że jest wierna sobie i w "Śnie nocy letniej" (na zdjęciu) w pełni realizuje swoją myśl. Skoro fabuła jest znana, nie ma sensu opowiadać jej na scenie, trzeba na bazie tekstu szekspirowskiego wykreować coś własnego, autorskiego. Tekst jest tylko pretekstem do mówienia o tym, co reżyserkę nurtuje.

Pęcikiewicz traktuje tekst jak materiał, z którego wszystko można wykroić - każdą myśl, każdy temat. Interesują ją inne interpretacje, ale - jak deklaruje - nie wchodzi z nimi w dialog. Przedstawia swoje subiektywne widzenie dramatu Szekspira, wyciągając poszczególne tematy: dojrzałość, starość, seksualność, poniżenie. Wokół tych wątków oplata swój spektakl. Trudno mówić tu o fabule. Prezentuje ciąg luźno powiązanych ze sobą wydarzeń. Język szekspirowski splata się ze współczesną paplaniną. Aktorzy to wchodzą w role, to z nich wychodzą. Czy to plan zdjęciowy, czy las ateński? W zasadzie wszystko jedno, bo skoro nie doczekamy się spójnej narracji, to po co w ogóle silić się na umiejscawianie tzw. akcji.

Spektakl jest celowo chaotyczny. Widzowie nie nadążają, gubią się, są ogłupiani. Konwencja snu wydaje się wytrychem do spektaklu Pęcikiewicz - choć z pewnością jest to spore uproszczenie. Uznając jednak, że patrzymy na rzeczywistość oniryczną, łatwiej przyjąć to wszystko. Przemoc, upokorzenia, bezsens. Wtedy można zgodzić się z reżyserką i bez lęku przyznać, że tkwi w nas brud, ujawniający się czasem w snach, a czasem na jawie. Freudowskie odczytanie wydaje się zatem uzasadnione.

Istotny, a może nawet najważniejszy jest początek spektaklu. Oglądamy projekcję zarejestrowanego wcześniej castingu. Jest on wyreżyserowany, ale łudzi autentycznością. Aktorzy są prowokowani przez reżysera do rozbierania się, a później do odbycia orgii. Te kilka nagranych scen zrobiło na mnie większe wrażenie niż cały spektakl. Może dlatego, że aktorzy są tu przedstawieni jako osoby prywatne. Oto przychodzą na casting i muszą przezwyciężyć swoje lęki, wstyd. Muszą przełknąć zażenowanie. Wahają się, zastanawiają, czy nie dojdzie do przekroczenia jakiejś granicy. Chcą okazać się profesjonalistami, ale muszą zachować godność. Film, którym uraczyła nas Pęcikiewicz na otwarcie spektaklu, odbieram jako wyraźny reżyserski przypis: aktor, który teraz stoi przed widownią, stoczył walkę z sobą. Zwyciężył.

Tę propozycję konkursową odbieram w dużej mierze jako autotematyczny traktat o pracy w teatrze - tak od strony aktora, jak i reżysera. Pęcikiewicz jest kreatorką swojego scenicznego świata. Nie ma podparcia w tekście, raczej z nim walczy, kłóci się - przewraca na lewą stronę, by wydrzeć z Szekspira coś swojego. Aktor jest dla niej wyzwaniem. Z nim także w pewnym sensie musi walczyć. Efekt końcowy to wirtuozerski popis jej reżyserskich umiejętności i niebanalnej wyobraźni. Do "Snu nocy letniej" trzeba jednak podejść z chodnym dystansem. By nie ulec rozczarowaniu czy dezorientacji, wypada nastawić się na rozprawę o teatrze, nie teatr - w popularnym znaczeniu tego słowa.

Ostatnia propozycja przed wielkim sobotnim finałem to "Noże w kurach" Weroniki Szczawińskiej. Rzecz innowacyjna, perfekcyjnie przygotowana. Tu także tekst staje się pretekstem - i to całkiem dosłownie. Prosta fabułka jest katalizatorem do poszukiwania sensów. To zabawa słowami - odkrywanie znaczeń, smakowanie brzmienia. Naczelną zasadą jest próba nazwania rzeczy i oswojenia w ten sposób świata, który bez "imienia" jest obcy i nieogarniony. Sensy trzeba wbijać w rzeczy jak noże w kury. Młoda kobieta, Oracz - jej mąż i Młynarz - kochanek. Jeden reprezentuje proste odniesienia znaczeniowe, drugi świat abstrakcji. Młoda kobieta jest białą kartą, jak dziecko chce uczyć się świata, nazywać, porządkować. To piękna i prosta metafora człowieka poszukującego sensów - od tych najprostszych, po pytania egzystencjalne.

Spektakl wyróżnia się niebanalnymi rozwiązaniami formalnymi. Szczawińska zabudowała scenę białym pudełkiem, a w ręce wykonawców włożyła flamastry(scenografia Izabeli Wądołowskiej). Aktorzy zapisują tu słowa, zwroty, rysują, mażą - bawią się, demaskując kruchość sensów. Słowo zapisane jest inne niż wypowiedziane - można je deformować, wplatać w różne konteksty, wypaczać znaczenia. Reżyserka bawi się także warstwą brzmieniową - wydobywając z niej rytm i melodię. Ujmuje scena miłosna - najbardziej pomysłowa i chyba najpiękniejsza jaką do tej pory widziałam w teatrze - Młoda kobieta i Młynarz stają na wprost siebie, on zaczyna rysować flamastrem po jej ciele Tylko tyle. Sugestywna dwuznaczność ujmuje prawdziwie niewinnym erotyzmem - wzrusza.

Rytm, budowany przez aktorów poprzez niekonwencjonalne zabawy leksykalno-brzmieniowe oraz ruch, wyznacza dynamikę spektaklu, napędza tempo. Szczawińska rewelacyjnie poprowadziła aktorów - zaznaczają dystans wobec odgrywanych postaci, budząc rozbawienie widowni. Humor jest ważnym elementem spektaklu, nie zakłóca jednak filozoficznego przekazu.

"Noże w kurach" to niekwestionowanie teatr młody, świeży. Reżyserka zaproponowała spektakl mądry, ubrany w atrakcyjny i oryginalny kostium. Wielka szkoda, że na festiwalu sztuki reżyserskiej nie pojawił się jako propozycja konkursowa. Weronika Szczawińska z pewnością zasłużyła na takie wyróżnienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji