Artykuły

"Hamlet" na scenie warszawskiej

Pomimo wszelkich zastrzeżeń, poważnych błędów i niedociągnięć, wydaje mi się, że "Hamlet" będzie we wrześniu lub października jednym z najlepszych widowisk na scenie Państwowego Teatru Polskiego, widowisk,które wymagają czasu na uformowanie czasu - aby luźno związane elementy stały się wyrazem harmonii artystycznej. Najlepszym dowodem słuszności tej tezy jest fakt, że już pomiędzy spektaklem pierwszym a czwartym była znaczna i wyraźna różnica.

Obecny "Hamlet", oglądany w dniu otwarcia Finału Konkursu Szekspirowskiego ma poważne miejscami niedociągnięcia i nosząc w sobie zadatki doskonałego widowiska, nosi zarazem cechy pospieszności i dorywczości oraz niedość dokładnie przeprowadzonej analizy psychologicznej postaci tragedii. Nie jest zresztą dla nikogo tajemnicą, że dyrekcja Teatru Polskiego ostatnim niemal wysiłkiem i w niezwykle krótkim czasie widowisko to przygotowała. I za to lojalne stanowisko należy jej się pełne uznanie.Podobnie zresztą miała się sprawa przygotowania "Burzy" przez Państwowy Teatr Wojska Polskiego w Łodzi.

Obecny "Hamlet" - jak wspomniałem - budzi poważne zastrzeżenia i skłania do dyskusji na temat kilku zasadniczych spraw. Należą do nich kwestia postawienia roli bohatera, jego retorycznej czy "kordianowskiego" stanowiska, następnie kwestia jednolitości rytmu i stylu wszystkich postaci tragedii, postaci, które tworzą perspektywę psychologiczną i plastyczną dla bohatera i w końcu kwestia oprawy plastycznej, na której temat pozwoliłem sobie dyskutować z prof. Fryczem przy okazji omawiania "Szkoły Obmowy" na scenie warszawskiej.

Rola Hamleta nosi w sobie niezwykłe niebezpieczeństwo dla każdego i każdej interpretacji. Nie chodzi tu o koncepcję - każda jest dobra. Problem estetyczny polega na poziomie interpretacji, polega na tym, że aby odegrać rolę Hamleta trzeba być albo skończonym artystą, albo genialnym pastuszkiem", którego twórczość jest tym większa im mniej uświadomiona. Wszystkie stadia pośrednie dają widzowi poczucie niedosytu i są wynikiem tradycyjnych dyskusji na temat lepszej czy gorszej prawdy psychologicznej królewicza duńskiego - kiedy nie o to właściwie chodzi. Istnieje jednak jeszcze jedna możliwość szczęśliwej interpretacji - gdy artysta jest osobowo bliski budowie psychicznej bohatera, czy też jego twórcy - jak słusznie utrzymują szekspirolodzy. W wypadku Hamleta jednak i ten moment odpada, gdyż - wydaje mi się - jest to kilkugodzinna synteza życia człowieka, który przeżywał to życie w rzeczywistości przez lat kilkadziesiąt. To typowe "abbreviation" może być tylko przeżyte w genialnej wizji wielu lat, we wizji, która wymaga od aktora olbrzymiej elastyczności i umiejętności technicznej przerzucania siebie z odległych nastrojów w odległe rejony filozofii, z młodzieńczych niebieskookich tęsknot w starcze niemal zniechęcenie i upływ życia, z patosu i prawdy w aktorstwo obłędu, ironii i sarkazmu. Meyerhold wystawił kiedyś "Romea i Julię" na trapezach, "Hamlet" nie powinien schodzić z karkołomnej huśtawki, której każdy stopień wzniesienia należy do długiego okresu, wciśniętego w jedną scenę czy jedno zdanie dramatu. Doprawdy olbrzymia ludzka komedia. Czy można się też dziwić, że ciekawy szekspirolog z Londynu p. Gattrie, nasz dwutygodniowy gość i jego towarzysz błyskotliwy krytyk p. Hale czyniąc zarzut Wyrzykowskiemu, że brak mu owych hamletowskich przejść i przeskoków, dodał, iż jest to szczyt aktorskiego wysiłku i niemal zachwiania równowagi, wymaga to pracy wielomiesięcznej i tak zdolny aktor jak Wyrzykowski dojdzie na pewno do tych wyżyn i jego Hamlet zdobędzie humor, ironię i sarkazm i wyjdzie z impasu jednostajnej boleści, która nie jest jedynym elementem tragizmu bohatera.

Innym zagadnieniem jest sprawa czasowości Hamleta, sprawa która była już poruszana wielokrotnie przez hamletologów i eksperymentowana w myśl różnych założeń na scenie. Otóż ostatni Hamlet, zasugerowany chyba oprawą plastyczną, umieścił się zbyt niewolniczo w pewnej epoce,w epoce odległej od nas, wymagającej bariery, odstępu, patosu i retoryki, które podają nam w odpowiednim świetle i nastroju Achilessa, Cezara czy nawet Napoleona - ale niszczą nas tak typowo poza czy ponad czasowe postacie jak nieszczęśliwy królewicz duński. Wszak doskonałe tłumaczenie Iwaszkiewicza poszło całkowicie w kierunku unowocześnień i "zrealizowania" postaci bohatera, kusi ono i pociąga ku odpomnikowaniu postaci Hamleta. Istotnie - jak ktoś mądrze zauważył - Hamleta nie wolno "kordianizować" ani monumentalizować - a ja bym dodał - nie wolno traktować estradowe. Wyrzykowski jest świetnym recytatorem i doskonałym lektorem. Nie wiem czy te zajęcia nie deformują wartości aktorskich. Hamlet jest nowoczesnym człowiekiem i powinien do nas mówić ludzkim, bliskim, codziennym słowem i niemal potocznym przy śpiewem. W tej intencji przetłumaczył go Iwaszkiewicz, nawet miejscami zbyt realistycznie i zbyt niepoetycko, jak np. w partiach Ofelii.

To co pokazał nam w swej interpretacji Wyrzykowski jest już dziś, pomimo zastrzeżeń, bardzo poważnym dokonaniem, jest pracą, która zasadniczo dopuszcza możliwość istnienia takiej postaci i takiej ewolucji tej postaci, nawet formy wypowiedzi tej postaci, bo na uparte czyż nie można przypuścić, aby był królewicz duński, rozmiłowany tak jak Hamlet w teatrze i aktorstwie, który by miał skłonności retoryczne.

A sprawa inna w tym bardzo interesującym widowisku. Sprawi rytmiki Hamleta. Drugim spektaklem w ramach uroczystości szekspirowskich była "Burza", niezwykle ciekawe widowisko inscenizowane przez Leona Schillera. Widowisko to noszące również na sobie w pewnych partiach cechy pośpiechu było odgrywane i przekazywane w niesłychanie wolnym i ospałym tempie. Schiller jednak ma tak niesłychana poczucia rytmu, że chociaż koło zdarzeń wyraźnie cierpiała na bradykardię, wada ta była w całości tak konsekwentna, że mogła uchodzić za zamierzoną formę wypowiedzi scenicznej i ten cały w zwolnionym tempie puszczany film podporządkował wszystkie elementy wolnopłynącej rytmice. Adwentowicz zbyt Ibsenowski, Prosper mieścił się w tym rytmie, zwiewny Ariel również nie przyspieszył i nie wypadł ze sprawy, doskonały Kaliban Pietraszkiewicza, pomimo przerostu groteski swych pijackich współtowarzyszy - również utrzymał się przy pomocy reżysera w konsekwentnym rygorze, który daje aktorowi styl a widowisku estetyczne piętno wypowiedzi.

Otóż w Hamlecie ta strona szwankowała, chociaż na pewno procentowo sprawę biorąc olbrzymią przewagę aktorskich talentów ma Państwowy Teatr Polaki nad Państwowym Teatrem Wojska Polskiego. Nawet można powiedzieć, że aktorzy w Hamlecie grali lepiej indywidualnie, ale nie grali w myśl jednego rytmu, który stanowi o harmonii całości. Najlepszym przykładem tego niech będzie rola króla i Ofelil. Zdaniem przybyłych szekspirologów angielskich były to świetne kreacje, które należałoby "wyeksportować" do Anglii. Ze zdaniem p.Guttrie możnaby się zgodzić, tym bardziej, iż uzasadnia on niezwykłą wartość Butkiewicza, podkreślając, że nie "odgrywa" on roli, ale jest konsekwentna w roli, jest jedną całą bryłą przemawiającą do widza. Ofelia Barszczewskiej zachwycała wdziękiem.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji